Jedna z najbardziej niezwykłych historii II wojny światowej
10 maja 1941 roku około godziny 18 z lotniska w Augsburgu Rudolf Hess, najbliższy współpracownik Adolfa Hitlera, wystartował myśliwcem Messerschmitt Bf 110 (znanego też, jako Me 110). Kilka godzin później wylądował ze spadochronem w Szkocji, chcąc złożyć Brytyjczykom – bez zgody Führera – ofertę pokojową. Uznany za szaleńca spędził resztę życia w więzieniu. W roku 1987, w wieku 93 lat, popełnił samobójstwo. Była to jedna z najbardziej niezwykłych historii II wojny światowej.
10.05.2012 | aktual.: 11.05.2012 12:58
W sobotni poranek 10 maja 1941 roku Ilse Hess zauważyła, że jej mąż zachowuje się nieco dziwnie. Znacznie dłużej niż zazwyczaj zajmował się ich 3,5-letnim synkiem Wolfem – wspólnie wybrali się na długą przechadzkę oraz odwiedzili pobliskie ZOO. Hess miał na sobie elegancki niebieskoszary mundur lotniczy kapitana Luftwaffe, białą koszulę, buty oficerskie i ciemnoniebieski krawat, którego nigdy wcześniej nie chciał założyć, pomimo wielu próśb żony. Żadne z nich wówczas nawet nie przypuszczało, że następnym razem spotkają się dopiero za 28 lat w berlińskim więzieniu Spandau.
Rudolf Hess był zapalonym pilotem już od ponad 20 lat – pierwsze szkolenie lotnicze odbył jeszcze w 1918 roku. Wówczas to niemal nie stracił życia – podczas swojego pierwszego samodzielnego lotu samolot rozbił się, a Hess cudem uszedł z życiem Niespełna dwa lata później poznał swoją późniejszą żoną Ilse, wraz z którą, w jednej z monachijskich piwiarni, po raz pierwszy usłyszał gorączkowo przemawiającego niejakiego Adolfa Hitlera. Hessa i Hitlera łączyły wspólne doświadczenia frontowe. Obaj walczyli na I wojnie światowej, obaj byli ranni – byli tzw. Frontschweine (świniami frontowymi), w ten sposób przezywano ocalałych żołnierzy „biednej cholernej piechoty”, których połączyła wspólna traumatyczna przeszłość.
Hess w 1920 roku wstępuje do NSDAP i z roku na rok coraz mocniej związuje się z Hitlerem. Pod koniec 1923 roku Hess towarzyszy mu w nieudanej próbie zamachu stanu, w tzw. puczu monachijskim, co dla obu skończyło się wyrokiem sądowym i więzieniem. Wówczas to powstaje wiekopomne dzieło przyszłego Führera – „Mein Kampf” – które to Hitler dyktuje Hessowi, a ten nie tylko wiernie spisuje, ale też redaguje, a nawet dopisuje własne duże partie tekstu. W tych latach Hess i Hitler jeszcze bardziej się do siebie zbliżają – Hitler mianuje Hessa oficjalnie swoim prywatnym sekretarzem, jest też świadkiem na ślubie Rudolfa i Ilse, a kilka lat później zostaje ojcem chrzestnym ich syna: Wolfa Rudigera Adolfa Karla. Kiedy na początku 1933 roku Hitler zostaje kanclerzem, mianuje Hessa swoim pierwszym zastępcą, który rok później na wiecu w Norymberdze wykrzykuje do nieprzebranych tłumów słynne słowa: „Partia to Hitler! Ale Hitler to Niemcy, a Niemcy to Hitler! Heil Hitler! Sieg Heil! Nasze jest zwycięstwo!”.
W 1939 roku po zaatakowaniu Polski Hess prosi Hitlera o zgodę na uczestnictwo w działaniach Luftwaffe, co dla Hessa kończy się oczywiście zakazem jakichkolwiek lotów w czasie wojny. Dla pilota, którego żywiołem jest latanie, była to niemal zniewaga. Frustrację Hessa potęgowały kolejne decyzje Führera – mianowanie Hermanna Göringa na dowódcę Luftwaffe i zastępcę Hitlera na wypadek jego śmierci oraz Martina Bormanna na prywatnego sekretarza Hitlera. W głowie Hessa zaczyna wówczas kiełkować myśl dokonania czegoś spektakularnego, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Przygotowania Hessa do samotnego lotu trwały wiele miesięcy – dzień w dzień studiował prognozy pogody dla planowanej trasy przelotu z Bawarii do Szkocji oraz mapy Europy Północno-Zachodniej, długo też szukał lotniska oraz osób, które przeszkoliłyby go w pilotażu nowych niemieckich maszyn bojowych. Po dwóch nieudanych próbach, zrozumienie i pomoc znalazł dopiero u swojego starego znajomego Williego Messerchmitta, właściciela fabryki samolotów.
10 maja 1941 roku Hess po kilku godzinach lotu bez większych problemów dotarł do wybrzeży Wielkiej Brytanii, został co prawda namierzony przez brytyjskie siły obronne, które wysłały w jego kierunku kilka Spitfierów, jednak nie został zestrzelony. Hess w liście do syna (wysłanym już z brytyjskiego uwięzienia) pierwszy widok linii brzegowej opisał jako „niebiański, polarny krajobraz”, była to „bajkowa kraina górzystych wysp ze stromymi graniami skał, wyławianymi blaskiem księżyca z gęstniejącego mroku nocy”. Na wysokości 1800 metrów Hess wyłączył silniki, próbował wyjść z kabiny jednak silny pęd powietrza wpychał go z powrotem, nie dając mu wyskoczyć. Samolot coraz szybciej zaczął spadać w kierunku ziemi, Hessa jednak nikt wcześniej nie przeszkolił z wyskakiwania ze spadochronem z nowoczesnego samolotu bojowego. Niemal w ostatniej chwili przypomniał sobie rozmowy z innymi pilotami o odwracaniu samolotu do góry nogami, co miało pomóc w szybkiej ewakuacji.
Było już prawie dziesięć minut po 23, kiedy Hessowi w końcu udało się opuścić samolot i otworzyć spadochron. Kilka sekund później jego Messerschmitt rozbił się, a on sam wylądował na farmie starego kawalera Davida McLeana, który akurat kładł się spać. W liście do syna Hess pisał: „Okazało się, że spadłem chyba z dziesięć metrów od drzwi wejściowych należących do jakiegoś szkockiego koźlarza”.
Jednym z pierwszych przesłuchujących Hessa był Polak ,urzędnik polskiego konsulatu w Glasgow. Hess przedstawił się jako Alfred Horn, który ma ważną wiadomość dla księcia Hamiltona. Spotkał się z nim dopiero następnego dnia przed południem, oświadczając mu, iż wypełnia misję dla dobra ludzkości – Hitler miał jakoby nie chcieć wojny z Wielką Brytanią, a w zamian za rozejm oczekiwał wolnej ręki w Europie i przymierza w walce z bolszewikami.
Ku rozczarowaniu Hessa nikt niestety nie brał go poważnie, uznano go za szaleńca. Tak też został przedstawiony przez swoich byłych towarzyszy broni w oficjalnym komunikacie nazistów: „Członek naszej partii Hess, któremu Führer stanowczo zabronił pilotowania samolotów z powodu choroby pogłębiającej się z upływem lat, wbrew zakazowi lekarza zdołał zdobyć na swój użytek samolot (...) Z przykrością trzeba stwierdzić, że treść pozostawionego listu niewątpliwie wskazuje na ślady zaburzeń umysłowych, które mogą świadczyć o tym, że Hess padł ofiarą halucynacji”.
Goebbels zapisał w tym czasie w swoim dzienniku: „Führer jest wstrząśnięty. Co to za blamaż w oczach świata: zastępca Führera cierpi na zaburzenia umysłowe. Straszne i nie do pomyślenia. No cóż, musimy zacisnąć zęby”. Goebbels zanotował też reakcję Hitlera na ucieczkę Hessa: „Zasłużył sobie na kulkę!”
Lekarze badający kondycję psychiczną Rudolfa Hessa stwierdzili, że cechuje go „osobowość paranoidalna typu psychopatycznego o silnych skłonnościach do histerii i hipochondrii” oraz „symptomy obsesji mesjanistycznej, posuniętej do deklaracji złożenia w ofierze życia za sprawę pokoju na świecie”.
Do listopada 1945 roku, kiedy to rozpoczął się proces przywódców nazistowskich w Norymberdze, Rudolf Hess przebywał uwięziony w Wielkiej Brytanii pod ciągłą obserwacją lekarską. Był najdroższym jeńcem alianckim, kilkadziesiąt osób dbało o to, by nic mu się nie stało, a pomimo tego Hess w tym okresie podjął dwie nieudane próby samobójcze.
W Norymberdze był sądzony za zbrodnie wojenne obok m.in. Goeringa i Ribentropa. Hessa skazano na dożywocie. Od 1947 roku przez ponad 41 lat był więziony w berlińskim więzieniu w Spandau, gdzie spędził resztę życia. W 1977 roku po raz trzeci próbował odebrać sobie życie. 17 sierpnia 1987 roku podjął kolejną próbę samobójczą. Tym razem udaną – powiesił się na klamce okiennej letniego domku w więziennym ogrodzie. Zmarł w wieku 93 lat.
Najpierw pochowano go w nieznanym nikomu miejscu, by nie wzbudzać zainteresowania wśród pronazistowkich organizacji. W marcu 1988 roku pochowano go po raz drugi w grobie rodzinnym w Wunsiedel. W roku 2011 ponownie ekshumowano szczątki Hessa, by jego prochy rozsypać w nieznanym miejscu.
Przypadek Rudolfa Hessa nie odegrał żadnej większej roli w dziejach drugiej wojny światowej, w żaden sposób nie zmienił jej biegu, ani decyzji Hitlera czy Churchilla, co do dalszych działań wojennych. Hess do końca wierzył w geniusz Hitlera, uważał się za jego emisariusza, odtrąconego posłańca pokoju.
* Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski*