Trwa ładowanie...
18-11-2008 08:15

Jedna z głównych reform rządu Tuska legnie w gruzach?

Wygląda na to, że jedna ze sztandarowych reform gabinetu Donalda Tuska, czyli uzawodowienie armii, może okazać się klapą. W grudniu do wojska ma zostać wcielonych 1200 ostatnich żołnierzy z poboru. Potem w kamasze szliby już tylko ochotnicy, zaś armia od 2010 roku ma być w pełni zawodowa i powinna liczyć 120 tysięcy żołnierzy. Jednak w naszych siłach zbrojnych już teraz brakuje ludzi, a armia nie ma skutecznego pomysłu na to, jak przyciągnąć ochotników do wojska.

Jedna z głównych reform rządu Tuska legnie w gruzach?Źródło: PAP
d4g46xk
d4g46xk

Aż jedna trzecia żołnierzy pochodzi z poboru. Gdy oni opuszczą koszary, w siłach zbrojnych pojawi się potworna luka.

- Szanse, by w ciągu dwóch lat udało się skusić do armii 42 tysiące ochotników, są mało realne - uważa Aleksander Szczygło, były minister obrony narodowej.

Oficjalnie przedstawiciele rządu i PO mówią, że na grudniowym poborze się skończy. Nieoficjalnie i anonimowo przyznają, że niekoniecznie: - Do końca roku blisko, nie wiem, czy zdążymy z reformą - mówi naszej gazecie jeden z prominentnych posłów Platformy Obywatelskiej.

Na dodatek Bogdan Klich, obecny szef MON, zostawił sobie furtkę, by w razie potrzeby do poboru wrócić. - Gdyby bezpieczeństwo naszego kraju zostało zagrożone, na tak zwany "czas W" będzie odwieszenie poboru - mówił już kilka miesięcy temu Klich. Co to oznacza? Młodzi ludzie kończący 18 rok życia, nadal będą stawać przed komisją poborową. W projekcie nowelizacji ustawy o powszechnym obowiązku obrony nie znaleźliśmy zapisu, który mówiłby o zniesieniu poboru, bądź powołań i wcieleń do armii. A zatem w każdym momencie rząd może ponownie sięgnąć po taką możliwość.

d4g46xk

- I zrobi to, jeśli będzie tego wymagał interes sił zbrojnych. Niekoniecznie musi się to wiązać z zewnętrznym zagrożeniem. Można pod to podciągnąć sytuację, gdy armii będzie brakować ludzi - uważa jeden ze związanych z obronnością urzędników.

Uzawodowienie polskiej armii przeprowadzane według planu Platformy Obywatelskiej może doprowadzić do poważnego osłabienia naszych sił zbrojnych. Zabraknie bowiem ochotników, którzy zastąpią wojsko poborowe. Wojskowi próbują szukać chętnych do służby, gdzie się da. Niestety, skutek jest marny.

Jesienią tego roku ekipa Bogdana Klicha, ministra obrony narodowej, odtrąbiła triumfalnie ostatni pobór w historii polskiego wojska. Za dwa tygodnie zaplanowano wcielenie do służ-by zasadniczej ostatnich 1200 żołnierzy poborowych. Od stycznia 2009 r. armię mają zasilać już tylko ochotnicy. W 2010 r. armia ma być wyłącznie zawodowa, a jej stan ma wynosić 120 tys. żołnierzy.

Niestety, gdy poborowi opuszczą koszary, w ciągu dwóch lat wojsko będzie musiało przekonać do założenia munduru ponad czterdzieści tysięcy ochotników. Wojskowi liczą, że uda im się namówić do pozostania w armii część żołnierzy pełniących właśnie teraz służbę zasadniczą lub nadterminową. Od listopada w czterech centrach szkoleniowych (Ustka, Poznań, Koszalin i Mińsk Mazowiecki) trwa eksperymentalne szkolenie trzystu rekrutów. - Na bazie ich doświadczeń będziemy organizować szkolenia dla ochotników - zapowiada płk Sylwester Michalski, rzecznik Sztabu Generalnego.

d4g46xk

Trwa też "casting" na żołnierzy prosto z ulicy. Wojskowa Komenda Uzupełnień w Katowicach podpisała niedawno z urzędem pracy umowę o współpracy, zamawiając szkolenie bezrobotnych na kierowców kategorii C i gwarantując "absolwentom" zatrudnienie w śląskich jednostkach wojskowych. Czas był najwyższy, bo brakowało już blisko setki kierowców.

- Gdy w przyszłym roku odejdą żołnierze służby zasadniczej, znowu będziemy szukać ich następców - narzeka ppłk Zbigniew Sieradzy, komendant Wojskowej Komendy Uzupełnień w Katowicach. Zdaniem ekspertów w wyścigu z czasem wojsko nie ma jednak szans. O ile w jednostkach na uboższym wschodzie kraju chętnych faktycznie jest sporo, to już w zamożniejszym centrum czy na Śląsku wygląda to znacznie gorzej. - A przecież zawodowi żołnierze, i to zazwyczaj ci najbardziej doświadczeni, również odchodzą ze służby. Rocznie jest to ubytek rzędu kilku tysięcy ludzi - mówi jeden ze znających sprawę urzędników wojskowych. Również Aleksander Szczygło, były minister obrony narodowej, kiepsko ocenia szanse reformy wojska. Jego zdaniem jej zbyt szybka realizacja może doprowadzić do wytworzenia się niewłaściwej struktury kadrowej w armii.

- Będzie mnóstwo oficerów i podoficerów, a zbyt mało szeregowców - tłumaczy. Szanse, by w ciągu dwóch lat udało się skusić do armii 42 tysiące ochotników, uważa za mało realne. Ocenia, że decyzja o uzawodowieniu armii w ciągu zaledwie dwóch lat miała polityczne podłoże.

d4g46xk

- Chodziło o to, by w 2010 r. jeden z kandydatów na prezydenta mógł powiedzieć młodym ludziom: zawiesiłem powołania do wojska. To nieodpowiedzialne - komentuje Szczygło.

Czy w tej sytuacji jest możliwy powrót do poboru? MON zostawił sobie taką furtkę. Minister Bogdan Klich mówił już w czerwcu, że gdy bezpieczeństwo kraju będzie zagrożone, pobór może zostać odwieszony. Czy brak kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy w polskiej armii może oznaczać niższy poziom bezpieczeństwa Polski? - Można to tak zinterpretować i pobór odwiesić - mówi nam jeden z urzędników związanych z obronnością. Co więcej, w projekcie nowelizacji ustawy o powszechnym obowiązku obrony nie ma zapisu, który mówiłby o zniesieniu poboru bądź powołań i wcieleń do armii, a młodzi ludzie nadal będą stawać przed komisjami wojskowymi.

- Niezbędne zmiany w ustawie zostały już złożone w Sejmie i znajdują się w końcowej fazie legislacyjnej. Z początkiem grudnia odbędzie się ostatnie wcielenie do wojska na dotychczasowych zasadach - powiedział nam Grzegorz Dolniak (PO) z sejmowej Komisji Obrony. Jego koledzy w nieoficjalnych rozmowach są już mniej pewni, że wszystko będzie po myśli ministra Klicha. - Do końca roku jest mało czasu, a nic mi nie wiadomo, żeby wpłynęły w ostatnim czasie jakieś ustawy z MON, które pozwoliłyby przygotować reformę - mówi anonimowo poseł PO.

d4g46xk

Armie na świecie: gdzie stawiają na zawodowców, a gdzie na poborowych

Armię zawodową ma większość państw Europy Zachodniej. Są to m.in. Francja, Włochy, kraje Beneluksu, Portugalia, Hiszpania. Wielka Brytania. We środkowej części kontynentu przymusowy pobór do wojska zniosły Czechy, Słowacja, Rumunia, Bułgaria, cześć państw byłej Jugosławii oraz Łotwa. Do podobnego kroku przymierzają się teraz Ukraina, Serbia i Albania. W innych częściach świata na zawodowców postawiły również Stany Zjednoczone, Japonia, Indie, a nawet Arabia Saudyjska. Po żołnierzy z poboru wciąż sięgają Niemcy, Austria, Szwajcaria, Turcja, Grecja, Mołdawia, Litwa, Estonia, Rosja oraz państwa skandynawskie. Armię poborową zachowuje Izrael. W jego przypadku można mówić o swoistej koncepcji "narodu pod bronią" spowodowanej stanem permanentnego zagrożenia. Ten liczący ponad 7 mln mieszkańców kraj ma 175 tys. żołnierzy (plus ponad 400 tys. rezerwistów), a do poboru zobligowani są wszyscy mężczyźni i kobiety w wieku od 15 do 49 lat.

Michał Wroński

d4g46xk
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4g46xk
Więcej tematów