Świat"Jedna ręka strzelała, inna kierowała kule"

"Jedna ręka strzelała, inna kierowała kule"

W środę 13 maja 1981 roku świat zamarł - Plac św. Piotra w Rzymie przeszyły kolejno świst kul, przerażająca cisza, szmer przerażenia, wreszcie krzyki tysięcy ludzi. "Biskup w bieli upadł po strzale z broni palnej". Za spust pociągnął Mehmed Ali Agca, 22-letni Turek. Ktoś jednak dał mu broń. Ktoś namówił do targnięcia się na życie duchowego przewodnika miliarda chrześcijan. Ktoś zlecił zabicie Jana Pawła II. Kto?

"Jedna ręka strzelała, inna kierowała kule"
Źródło zdjęć: © AFP

13.05.2011 | aktual.: 13.05.2011 12:21

Tego dnia, jak co tydzień, na Placu św. Piotra odbywała się audiencja generalna. Jan Paweł II ciepło uśmiechał się do wiwatujących tłumów i pozdrawiał je z papamobile. Ali Agca wtopił się w morze ludzi. Obserwował, jak papież bierze w ramiona małą dziewczynkę, Sarę Bartoli. Chwilę później, o godzinie 17:19, padły dwa strzały. Papież, ranny w brzuch i rękę, osunął się w ramiona swojego sekretarza Stanisława Dziwisza. Błyskawicznie został przewieziony do kliniki Gemelli. Jego stan był bardzo poważny. Stanisław Dziwisz udzielił mu sakramentu chorych, a lekarze w pocie czoła walczyli o jego życie. Dwa dni później miliony ludzi odetchnęły z ulgą: "Papież będzie żył!". Pojawiła się jednak masa pytań, w tym najważniejsze: kto? i dlaczego?

128 wersji prawdy

Ali Agca - chłopak z ubogiej rodziny. Ali Agca - samotnik i indywidualista. Ali Agca - student literatury, historii, geografii, ekonomii. Ali Agca - członek "Szarych Wilków", skrajnie prawicowej tureckiej organizacji. Ali Agca - poszukiwany międzynarodowym listem gończym morderca Abdiego Ipekci, redaktora naczelnego lewicowego dziennika "Milliyet". Ali Agca - człowiek, który chciał zabić papieża.

Tamtego dnia 22-latek próbował oddać więcej strzałów do Ojca Świętego, jednak stojąca obok niego zakonnica, siostra Letycja, zdołała go powstrzymać. Błyskawicznie obezwładniony przez karabinierów, jeszcze tego samego dnia trafił do włoskiego więzienia Rebibbia. Jego proces rozpoczął się 20 lipca. Trzy dni później usłyszał wyrok: dożywocie. W 2000 roku został ułaskawiony przez ówczesnego prezydenta Włoch Carlo Azeglio Ciampiego i przekazany w ręce tureckiego wymiaru sprawiedliwości. Kolejną dekadę spędził w więzieniu na przedmieściach Ankary. Wyszedł na wolność 18 stycznia 2010 roku.

Przez 30 lat, które minęły od zamachu, Agca wielokrotnie zmieniał zeznania. Wśród domniemanych mocodawców wymieniał ambasadę radziecką w Bułgarii, Amerykanów, Watykan, a nawet… Matkę Boską. Łącznie podał 128 wersji. Mamił prokuratorów i opinię publiczną coraz to bardziej niewiarygodnymi zeznaniami, jak z rękawa sypał nazwiskami spiskowców, by po chwili wszystko odwołać. Ogłaszał, że jest mesjaszem, innym razem - ręką Opatrzności. - Czy można mu wierzyć? Nie. Kimkolwiek był zleceniodawca tego zamachu, na pewno nie był na tyle głupi, żeby opowiadać wszystko prostemu cynglowi. Każdy miłośnik kryminałów wie, ze płatny zabójca dostaje tylko kopertę ze zdjęciem, czasem kilka szczegółów. Jeśli zostanie schwytany - ma wiedzieć jak najmniej - mówił w rozmowie z Wirtualną Polską Witold Szabłowski (czytaj więcej).

Cui bono?

Równolegle do gry, którą prowadził, rządy państw po obu stronach żelaznej kurtyny, politycy, prokuratorzy, agenci służb specjalnych, dziennikarze i zwykli ludzie próbowali dotrzeć do prawdy. Pierwsze pytanie, które może do niej doprowadzić, to: cui bono (łac. kto zyskuje)? Dochodzenie w sprawie zamachu toczyło się równolegle kilkoma torami i wpisywało się w zimnowojenny klimat. Po obu stronach żelaznej kurtyny wychodziły na jaw kolejne wątki, które wskazywały na mocodawców Agcy. Jeden z tropów wiódł do radzieckiej ambasady w Sofii, a stamtąd - na Kreml. W 1979 roku Jan Paweł II, mimo trudności stawianych przez dygnitarzy ZSRR, odbył pierwszą pielgrzymkę do ojczyzny. Jego słowa, rzucane rodakom niczym ziarno, trafiły na podatny grunt. Wykiełkowała z nich "Solidarność", która jednoczyła Polaków w oporze wobec komunistycznych władz. Przywódcy KPZR zdawali sobie sprawę, że papież jest duchowym ojcem chrzestnym organizacji. Wiedzieli, jak głośnym echem mogą odbić się jego dalsze działania. Stawali się tym samym
głównymi podejrzanymi.

Właśnie na radziecki ślad naprowadzał m.in. raport CIA z 1985 roku. Jednak sześć lat później były wysoki funkcjonariusz agencji Melvin Goodman zeznał, że autorzy protokołu mieli za zadanie udowodnić, iż zamach został zaplanowany przez przywódców ZSRR. Jak twierdził, w 1983 roku jeden z czołowych analityków CIA ustalił, że nie ma na to żadnych dowodów. W tym samym roku Mirosław Lubacziwski (przywódca Kościoła ukraińskiego na emigracji) podał, że zlikwidowanie papieża zlecił Jurij Andropow, ówczesny szef KGB (później I Sekretarz KC KPZR). Dla zmylenia tropu w organizację zamachu zaangażowano Szare Wilki. Dzięki temu zabójstwo miało wyglądać na cios zadany chrześcijanom przez fanatyków islamskich. Już dzień po zamachu Dziennik Zachodni informował, że "strzały oddał turecki fanatyk muzułmański". Ponad 20 lat później Wiktor Szejnow, były agent KGB, potwierdził słowa Lubacziwskiego. Na antenie niemieckiej telewizji powiedział, że to Andropow wydał rozkaz "fizycznej likwidacji" Jana Pawła II.

Operacja destabilizacja

Eksperci ze wschodniej części żelaznej kurtyny trafili na inny trop. Administracja Stanów Zjednoczonych, prowadząca polityczną i ideologiczną krucjatę przeciwko komunistycznemu kolosowi, pozwalały sobie na różne posunięcia, byleby tylko go osłabić. Eugeniusz Guz opublikował w 1987 roku książkę pt. "Strzały na placu Świętego Piotra". Stwierdzał w niej, że śmierć papieża doprowadziłaby do niekontrolowanego zamieszania w Polsce. To w żadnej mierze nie leżało w interesie Kremla. Zyskać miał, jak twierdził, ktoś inny. Destabilizacją w jednym z satelickich państw ZSRR były zainteresowane przede wszystkim Stany Zjednoczone. Mózgiem operacji miała być CIA.

Podejrzenia od władz radzieckich odsuwali również włoski dziennikarz Marco Ansaldo i turecka reporterka Yasemin Taskin. W książce "Zabijcie papieża. Prawda o zamachu na Jana Pawła II" dowodzili, że zamach przygotowały i przeprowadziły wyłącznie Szare Wilki i nic nie wskazuje na to, by działały w porozumieniu z komunistycznymi służbami w Bułgarii. Uznali, że trop ten został spreparowany przez jednego z analityków ośrodka studiów międzynarodowych i strategicznych w Waszyngtonie. Sam papież, podczas wizyty w Bułgarii stwierdził: - Nigdy nie wierzyłem w istnienie tzw. śladu bułgarskiego w zamachu na mnie.

Tajemnica spowiedzi

W latach 90. żelazna kurtyna opadła, jednak nie odsłoniło to kulisów zamachu na papieża. Co prawda wątek udziału CIA został całkowicie zmarginalizowany, jednak na czarnej liście podejrzanych wciąż widniały Moskwa, Sofia, Stambuł, agencje wywiadowcze kilku państw, półświatek i wolnomularze. 30 lat po zamachu prawda w dalszym ciągu nie została odkryta. Pewnym natomiast jest, że już kilka dni po zamachu Ojciec Święty wybaczył człowiekowi, który chciał go zabić. Dziękując Matce Boskiej Fatimskiej za ocalenie życia, powiedział później: - Jedna ręka strzelała, inna kierowała kule.

Być może 27 grudnia 1983 w więzieniu Rebibbia Agca wyznał papieżowi, komu zależało na jego śmierci. Być może powiedział mu to, co włoska komisja śledcza ustaliła w 2006 roku: zleceniodawcą zamachu był I sekretarz KC KPZR Leonid Breżniew. - To, o czym mówiliśmy, pozostanie tajemnicą między nim a mną - powiedział papież po spotkaniu z zamachowcem. Tę tajemnicę Jan Paweł II zabrał ze sobą do grobu.

Aneta Wawrzyńczak, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)