"Jeden martwy Niemiec na stu martwych Polaków". Profesor KUL zdradza przyczynę ogromnych strat w powstaniu warszawskim
- Wyobrażam sobie taki scenariusz, że owego powstania nie było - stwierdził prof. Rafał Wnuk w rozmowie z Wirtualną Polską. Jego zdaniem jednak bardzo ważne było, by ta walka wybuchła w jakiejś formie. Inną kwestią pozostaje to, czy zostało ono odpowiednio zorganizowane - mówił gość Patrycjusza Wyżgi w programie WP "Didaskalia".
- Moim zdaniem powstanie warszawskie w jakiejś formie nie tyle musiało, ile powinno wybuchnąć. Natomiast to, jak zostało poprowadzone, to, czy zostało dobrze pomyślane, w dobrym momencie, to jest zupełnie inna sprawa - otworzył temat powstania warszawskiego prof. Rafał Wnuk, historyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie, w programie "Didaskalia". W rozmowie z Patrycjuszem Wyżgą zaznaczył jednak, że realną opcją był brak takiego działania zbrojnego, gdyż pomysł powstania warszawskiego narodził się dopiero latem '44 r. - Jeszcze wiosną, w kwietniu, w maju, o czymś takim jak powstanie nie mówiono - wyjaśnił.
Powstanie warszawskie wybuchło przez pomyłkę?
Według Rafała Wnuka decydenci nie mieli pełnej wiedzy tego, co dzieje się na arenie politycznej, gdy rozważali kwestie związane z powstaniem warszawskim. Po pierwsze, nie wiedzieli, jakie decyzje podjęto podczas konferencji w Teheranie, a tam zdecydowano, że "polskie ziemie wschodnie zostaną Polsce odjęte". Tym samym akcja "Burza" traciła swój sens. Miała ona bowiem udowodnić, że wschód, m.in. Wilno, należą do Polski.
Decyzja o powstaniu zapadła pod wpływem impulsu. Tadeusz Pełczyński przekazał meldunek, że na Pradze pojawiły się czołgi. Była to błędna informacja polskiego wywiadu, która wywołała alarm.
100 Polaków za 1 Niemca. Tylu ginęło podczas powstania warszawskiego: prof.Rafał Wnuk -didaskalia#21
- Oni tak bardzo chcą zdążyć, że decydują się najpierw na ogłoszenie alarmu, a ogłoszenie alarmu w tamtych warunkach oznaczało, że już nie można się wycofać - wyjaśnił gość WP. - Powstanie wybuchło z powodu niesprawdzonych lub nieprawdziwych informacji wywiadowczych - podsumował temat.
Na jednego Niemca stu Polaków
Profesor KUL zdradził, że poziom uzbrojenia żołnierzy biorących udział w powstaniu, "był dramatyczny". Broń strzelecką posiadała średnio co czwarta walcząca osoba. To przełożyło się na ogromne straty w bilansie powstania.
- Mamy wyłącznie szacunki. W walkach zginęło ok. 20 tys. powstańców, natomiast straty Warszawy jako całego miasta wciąż są jedynie szacunkami, to jest między 150 a 200 tys. osób - powiedział Wnuk.
Straty po drugiej stronie były mniejsze - zabitych zostało ok. 1600 Niemców w czasie powstania w walkach, a także nieznana liczba, mniej więcej kilkuset dodatkowo członków służb specjalnych, cywilów niemieckich itp. To oznacza, że na jednego martwego Niemca przypadało około stu zabitych Polaków.
Co zamiast powstania warszawskiego?
Powstania można było uniknąć, jednak "jeśli mówimy o dowódcach AK w końcu lipca, to nie ma takich, którzy mówili, żeby w ogóle nic nie robić. Oni się zastanawiają, jaką formułę powinna mieć akcja "Burza", czyli co robić, a nie czy rezygnować w ogóle". Co więcej, trudno było komukolwiek przewidzieć, że powstanie zakończy się tak tragicznym bilansem.
- Wyobraźmy sobie sytuację, w której powstania nie ma. Przychodzą Sowieci, mamy do czynienia z jakimś ruchem komunistycznym, który swoje niewielkie powstanie organizuje. Wjeżdżają komuniści z Lublina. Rząd PKWN stwierdza: nie było czegoś takiego jak polskie Państwo Podziemne, nie było AK, jesteśmy jedyną siłą. W tym momencie cały wysiłek tworzenia polskiego Państwa Podziemnego przestaje być ważny - wyjaśnił gość WP.
Nie ma winnej osoby, są tylko odpowiedzialne
Rafał Wnuk podkreśla, że nie lubi oceniać powstania warszawskiego jako efektu czyjejś winy. Jego zdaniem można wyodrębnić osoby odpowiedzialne, ale nie winne.
- Mamy osoby, które są za nie (przyp. red.: powstanie) odpowiedzialne, ale słowo odpowiedzialność i wina nie są sobie równe. Ja wolę mówić o odpowiedzialności. Przede wszystkim dowództwo AK, które podejmuje tę decyzję. Nie można nigdy zdjąć odpowiedzialności z naczelnego dowódcy pewnych sił, tutaj mówimy o Komorowskim oraz o osobach, które do niego parły, czyli Pełczyński i Okulicki. To oni są tymi, którzy do tego powstania bardzo mocno dążyli - rozwija swoją myśl historyk KUL, dodając, że po latach postacie te cały czas próbowały usprawiedliwiać podjęte przez siebie decyzje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Płonie już kilka dni. Przełomowy moment u wybrzeży Holandii
- Praktycznie już w drugiej połowie 45 roku mamy do czynienia z taką właśnie strategią usprawiedliwiania tych decyzji i przez Pełczyńskiego, i przez Komorowskiego. Elementem tego będzie: nie mieliśmy wyjścia, jak byśmy my tego nie zrobili, to by to zrobili komuniści, to było tak naprawdę realistyczne i potrzebne. Do tego polano to sosem pt. chcieliśmy być wolni i wolność sobie samemu zawdzięczać, czyli wpisanie się w polską tradycję romantyczną - dodał profesor Wnuk w programie Patrycjusza Wyżgi.