Javier Solana: Musimy poskromić populistów
W wielu zachodnich demokracjach obserwujemy podobne zjawisko: prawicowi populiści, wzmocnieni rzekomymi zwycięstwami nad "establishmentowymi elitami", podbijają stawkę i forsują pogląd, że globalizacja jest głównym źródłem problemów większości obywateli. Mimo że politycy nieustannie podkreślają znaczenie, jakie dla wzrostu dobrobytu ma wolny rynek i swobodny przepływ kapitału, to jednak dla osób, których poziom życia od lat pozostaje niezmieniony lub wręcz spada, takie argumenty populistów będą atrakcyjne. Musimy się wreszcie zmierzyć z tym zjawiskiem - pisze Javier Solana. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach, w ramach współpracy z Project Syndicate.
Problemy ekonomiczne to oczywiście nie jedyne źródło antyglobalistycznych nastrojów - populizm pojawił się nawet w krajach o niskim poziomie bezrobocia, w których średni dochód stale wzrasta. Fakt, że populiści mówią o realnych kłopotach ekonomicznych, pozwala im wskazać na to ziarno prawdy, a następnie manipulować i wypaczać fakty, aby zwiększyć poparcie. Dlatego też jeśli politycy nie zajmą się rozwiązywaniem problemów gospodarczych, poparcie dla populistów będzie nadal rosło, a to z kolei może cofnąć nasze społeczeństwa do czasów mniej tolerancyjnych i znacznie trudniejszych ekonomicznie.
Obecny poziom poparcia dla polityków z rodzaju Donalda Trumpa czy Marine le Pen - nie mówiąc już o tym, że mają realną szansę na przejęcie władzy - nie byłby możliwy, gdyby działali w pojedynkę. Populiści wykorzystują fakt, że wiele osób czuje się opuszczonych przez klasę polityczną, która przez lata beztrosko spijała zyski z globalizacji, jednocześnie pozwalając na bezprecedensowy wzrost nierówności społecznych.
Jedno jest jasne: globalizacja znacznie zmniejszyła poziom nierówności pomiędzy krajami. Natomiast nierówności wewnątrz państw radykalnie wzrosły. Ogromne zyski z globalizacji trafiły przede wszystkim do azjatyckiej klasy średniej i wyższej oraz do najbogatszego 1 proc. zarabiających na całym świecie.
Na przestrzeni lat 1993-2013 współczynnik Giniego (najczęściej stosowany miernik nierówności) wzrósł w Stanach Zjednoczonych aż o pięć punktów. Poziom nierówności podniósł się także w Chinach, Indiach i większości krajów europejskich, chociaż w nieco wolniejszym tempie.
Mimo rosnących nierówności, zyski z globalizacji są bardziej odczuwalne w krajach rozwijających się - ekonomiczne otwarcie pozwoliło na wyciągnięcie z biedy milionów mieszkańców tych krajów. Ekonomista Branko Milanovic twierdzi, że globalizacja przyniosła największe przetasowanie indywidualnych dochodów od czasu rewolucji przemysłowej.
Dla wielu mieszkańców krajów rozwiniętych tu właśnie zaczyna się problem. Nie są oczywiście przeciwnikami redukcji biedy w dalekich krajach. Ale jeśli zaczynają być przekonani, że np. Chińczycy się bogacą, podczas gdy ich własne stawki godzinowe, biorąc pod uwagę inflację, niemal stoją w miejscu, to nie będą zwolennikami globalizacji. Jeżeli w tym samym czasie elity finansowe w danym kraju dodatkowo się bogacą, to już stwarza idealne warunki do antyestablishmentowej rewolucji. Pojęcie "niegodnych zaufania elit" jest doskonałą pożywką dla populistów, którzy twierdzą, że globalizacja dała bogatym więcej władzy i pieniędzy niż kiedykolwiek wcześniej.
Trzeba jednak pamiętać, że ten samowystarczalny, równościowy świat, w którym poszczególne kraje były odizolowane od zachodzących wokół zmian - świat, który chcieliby odtworzyć populiści i ich zwolennicy - nigdy nie istniał. Wysiłki zmierzające do izolacji gospodarek krajowych, nie już mówiąc o zamknięciu granic, są skazane na porażkę.
Jedyny sposób na zatrzymanie wzrostu destrukcyjnego populizmu i niedopuszczenie do politycznego zwrotu w kierunku szkodliwego protekcjonizmu gospodarczego, to porozumienie ze sfrustrowanymi wyborcami i próba znalezienia rozwiązań dla realnych bolączek gospodarczych. Obecnie głównym zadaniem rządów krajowych jest ochrona delikatnej społecznej równowagi, która stanowi podstawę demokratycznego ładu. Lokalni liderzy nie powinni więc odrzucać globalizacji, lecz umiejętnie nią pokierować, tak by sprzyjała interesom obywateli i przynosiła im dobrobyt.
Potrzebne są także odważne inicjatywy na rzecz walki z nierównościami. Poza zapewnieniem doraźnych środków bezpośredniej pomocy finansowej dla obywateli, politycy muszą stworzyć systemy, które w dalszej perspektywie pozwolą ludziom czerpać korzyści ze zglobalizowanej gospodarki. Kreatywność, umiejętność rozwiązywania problemów i wysokie kompetencje interpersonalne będą kluczowymi elementami tych zmian.
Poza tym rządy krajowe muszą się porozumiewać między sobą, aby wzmocnić poziom sprawowania rządów w skali globalnej. W ostatnich latach wyszło na jaw, do jakiego stopnia obecne struktury globalnego zarządzania są anachroniczne i niewydajne - zwłaszcza w zakresie polityki podatkowej i polityki zatrudnienia. Plan spotkania na szczycie G20 w Chinach przewiduje m.in. dyskusję na temat konkretnych środków walki z nierównościami. Same rozmowy jednak nie wystarczą - politycy muszą sprawić, że słowa przełożą się na realne działanie.
Im szybciej, tym lepiej. Na skutek automatyzacji i rozwoju sztucznej inteligencji rozpoczyna się ogromna transformacja rynku pracy, która sprawi, że walka z nierównościami będzie coraz trudniejsza. OECD ostrzega, że postępująca automatyzacja pracy fizycznej (zwłaszcza zadań powtarzalnych) uderzy przede wszystkim w pracowników bez wyższego wykształcenia, czyli tej grupy, która już teraz jest rozżalona z powodu złych warunków ekonomicznych.
W przyszłym roku czekają nas bardzo ważne wybory - zarówno w Europie jak i w Stanach Zjednoczonych. Jeśli populiści zwyciężą, to wiele istotnych osiągnięć społecznych będzie zagrożonych. Dlatego jest tak ważne, żeby politycy na szczeblu krajowym udowodnili, że potrafią realnie podejść do problemu nierówności i cierpień tych, których globalizacja zostawiła za burtą.
Wygrana populizmu oznaczałaby, że klasy polityczne zawiodły obywateli na całej linii. Zwycięstwo kampanii brexitowej w Wielkiej Brytanii powinno było nas wszystkich pozbawić iluzji, że jakaś magiczna siła uchroni nas przed zewnętrznymi zagrożeniami. Niewyobrażalne może się wydarzyć naprawdę. Populiści mogą wygrać. Najwyższy czas, żeby politycy pokazali, że widzą co się dzieje.
Javier Solana - pełnił funkcję wysokiego przedstawiciela UE ds. wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, sekretarza generalnego NATO oraz ministra spraw zagranicznych Hiszpanii. Obecnie jest prezesem ESADE Center for Global Economy and Geopolitics oraz członkiem honorowym Brookings Institution.
Copyright: Project Syndicate, 2016