PolskaJarucka: nie działałam na zlecenie

Jarucka: nie działałam na zlecenie

Była asystentka Włodzimierza Cimoszewicza
Anna Jarucka w wywiadzie dla radia RMF FM powiedziała,
że nie działała na niczyje zlecenie. Zapewniła, że nie było jej
celem "obciążanie kogokolwiek ani branie udziału w kampanii
prezydenckiej".

Jarucka jest formalnie podejrzana w sprawie związanej z oświadczeniami majątkowymi byłego kandydata na prezydenta Włodzimierza Cimoszewicza, który zrezygnował ze startu w wyborach. Na początku października prokuratura przedstawiła Jaruckiej zarzut posłużenia się sfałszowanym dokumentem, składania fałszywych zeznań i ukrywania dokumentów, za co grozi jej do 5 lat więzienia.

W rozmowie z RMF FM Jarucka podkreśliła, że trafiła do komisji śledczej ds. PKN Orlen, "bo została poproszona o złożenie zeznań w określonej sprawie". Dodała, że "zupełnie przypadkowo, poprzez znajomych" spotkała się z posłem PO Konstantym Miodowiczem, któremu opowiedziała o sprawie, a on zasugerował, że powinna być przesłuchana przez komisję śledczą.

Pytana, czy Miodowicz namawiał ją, by obciążała Cimoszewicza, zaprzeczyła. Powiedział jedynie, że wydaje mu się, że powinnam na tej komisji się pojawić - dodała. Nie działałam na niczyje zlecenie. Jest dla mnie dużym zaskoczeniem, że niektóre siły polityczne usiłują to zdarzenie przedstawić w fałszywym świetle, wykorzystując to do jakichś swoich własnych celów. Nigdy nie było tu żadnej intrygi, żadnego spisku - oświadczyła.

Dziennikarze pytali, co chciała obnażyć, czy słabostki Cimoszewicza, czy że postępuje nieetycznie, że coś ukrywa przed opinią publiczną, a jest kandydatem na prezydenta. Jarucka zaznaczyła, że było to działanie związane z tym, że była zmęczona tą sytuacją. I to, że w każdej chwili mogą przyjechać funkcjonariusze ABW i przeszukiwać komuś mieszkanie, jak mi - powiedziała.

Wydawało mi się, że trzeba wreszcie powiedzieć, że takie działania nie powinny mieć miejsca. Zeznania pana marszałka (przed komisją śledczą) na tyle mnie zbulwersowały, że to był taki impuls. Ale jakby nadal uważam, że ja się znalazłam przed komisją, to w dużej mierze było przypadkowe - mówiła. Jarucka nazwała "absurdem" plotki o łączącym ją romansie z Cimoszewiczem. To śmieszne. Każdy, kto zna pana marszałka Cimoszewicza, na pewno jest jak najdalszy od takich opinii. Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. Pan marszałek Cimoszewicz jest bardzo dobrze wychowanym mężczyzną, jest szarmancki wobec kobiet. Nigdy, ani wobec mnie czy innych kobiet ze swojego otoczenia, nie okazywał w żaden sposób jakiegokolwiek zainteresowania - oświadczyła.

Również za "absurdalne" uznała podejrzenie, że zrobiła to z zemsty. Jarucka oświadczyła też, że nie napisała listu, w którym prosiła Cimoszewicza, by załatwił pracę dla niej i jej męża. Ja tego listu nie napisałam. Nie wiem, skąd on się wziął. To nieporozumienie - powiedziała.

Napisałam bardzo wiele listów do pana marszałka, ale dotyczyły one głównie spraw służbowych i rzeczywiście w ten sposób komunikowałam się z panem marszałkiem. Na pewno nigdy nie napisałam takiego listu, o jakim dowiaduję się z mediów. Nigdy nie prosiłam pana marszałka o protekcję. Znając go, taka prośba byłaby zupełnie bezzasadna, bo on nie udzielał nikomu tego typu protekcji - zaznaczyła.

Na uwagę, że jest to trochę jest sprzeczne z tym, co mówił marszałek Jarucka zaznaczyła, że Cimoszewicz mówił "bardzo wiele nieprawdziwych rzeczy" na jej temat. Np. że wysłał mnie na urlop bezpłatny, co jest bardzo łatwe do zweryfikowania, bo w kadrach MSZ można sprawdzić - nigdy nie byłam na żadnym urlopie bezpłatnym. Przykro mi, ale pan marszałek mówi na mój temat nieprawdę - dodała.

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)