"Jarosław Kaczyński tam raczej się nie pojawi w 2011 r."
W wywiadzie dla portalu EUobserver minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz wystąpił w obronie krytykowanego konserwatywnego premiera Węgier Viktora Orbana i zapewnił, że jesienne wybory parlamentarne nie zakłócą polskiej prezydencji w UE. Portal podkreślił, że nawet jeżeli wybory wygra PiS, to jest mało prawdopodobne, by Jarosław Kaczyński pojawił się na jakimś szczycie UE w 2011 roku
W omówieniu wywiadu brukselski portal donosi, że "polski rząd z dyskomfortem obserwował, jak starsi członkowie UE, jak Francja i Niemcy, a także ich czołowe gazety zniekształcały w ostatnich tygodniach węgierską prezydencję w UE", zarzucając jej rzekomy atak na wolność prasy w nowym prawie medialnym.
- Czasami mamy do czynienia z nieco protekcjonalną postawą w niektórych państwach członkowskich - powiedział portalowi Dowgielewicz. - Viktor Orban to ktoś, kto wyróżnił się jako bojownik o wolność pod koniec lat 80. Jest bardzo doświadczonym politykiem i nie mam absolutnie żadnych wątpliwości co do jego przywiązania do wartości europejskich - dodał polski minister.
Dowgielewicz zapewnił też, że jesienne wybory parlamentarne w Polsce nie zakłócą polskiego przewodnictwa w UE, przypadającego na drugą połowę roku. - Scenariusz z wyborami przed prezydencją byłby znacznie gorszy, bo wiosna tego roku ma zasadnicze znaczenie dla przygotowań do prezydencji. Ministrowie muszą być aktywni na europejskim froncie, a nie zajmować się kampanią czy tworzeniem nowego rządu - powiedział. Dodał, że w drugiej połowie roku, kiedy przewidziane są wybory "wszystko (związane z prezydencją) będzie już przygotowane".
EUobserver zauważa, że nawet gdyby wybory wygrało opozycyjne Prawo i Sprawiedliwość, "to jest mało prawdopodobne", by lider tej partii Jarosław Kaczyński pojawił się na jakimś szczycie Unii Europejskiej jeszcze w 2011 roku.
- Prezydencja została ustanowiona w taki sposób, aby umożliwić staremu rządowi kontynuowanie prac z nią związanych do późnego grudnia, do ostatniej sesji Parlamentu Europejskiego, bez względu na to co się stanie - powiedział Dowgielewicz.
Minister zapewnił też, że Polska będzie czerpać z doświadczeń państw, które sprawowały prezydencję w UE już po wejściu w życie w grudniu 2009 roku Traktatu z Lizbony (czyli Hiszpanii i Belgii), a polscy przywódcy będą starać się pracować w harmonii z powołanymi przez ten traktat nowymi przywódcami unijnych instytucji, czyli przewodniczącym Rady Europejskiej Hermanem Van Rompuyem.
EUobserver podkreśla jednocześnie, że "minister powiedział, iż polska prezydencja nie będzie 'niewidoczna'", w odróżnieniu od modelu belgijskiego". (Belgijski rząd według komentatorów od początku postawił sobie za cel pracę w cieniu Van Rompuya, a na koniec prezydencji był bardzo chwalony za dyskrecję i skuteczność). - Premier Tusk będzie zawsze widoczny, bo jest liderem dość dużego kraju. On nie musi konkurować z kimkolwiek o światła reflektorów - powiedział Dowgielewicz. - To nie tak, że chcemy być niewidoczni. Ale my nie chcemy żadnych rywalizacji ani wojen o wpływy z instytucjami UE - powiedział.
Przypomniał też główne priorytety polskiej prezydencji, czyli wzrost unijnej gospodarki i pogłębienie współpracy w polityce obronnej państw członkowskich.