Jaromir Netzel: sprawdzić dziennikarza "Rzeczpospolitej"
(RadioZet)
Posłuchaj Wywiadu
19.06.2006 | aktual.: 19.06.2006 15:08
Gościem Radia ZET jest prezes PZU Jaromir Netzel. Wita Monika Olejnik, dzień dobry. Dzień dobry pani redaktor. W zeszłym tygodniu rozmawialiśmy nt. czeku, ten czek opisała „Rzeczpospolita”, mianowicie, że pan mecenas przyjął czek na 200 tys. złotych, z firmy, która dostawała pieniądze z firmy Drobkartel, która wyprowadzała pieniądze. I co dalej z tym czekiem, panie prezesie? Pani redaktor, przed chwilą pokazałem pani redaktor dokumenty potwierdzające, że to, co powiedziałem 13 czerwca u pani redaktor, znajduje potwierdzenie w dokumentach. Ja tego dnia, środki zrealizowane z tego czeku, oddałem przedstawicielowi firmy MFC, a cała kwota, czyli 200 tys. złotych wpłynęła do kasy tej firmy. Jakby pani redaktor była taka miła, to proszę zapoznać radiosłuchaczy z tymi dokumentami. A więc zapoznaje słuchaczy z tymi dokumentami. Mam przed sobą czek na 200 tys. – właściwie na 280 tys. złotych, tu jest jeszcze 80 tys. zł – i co najważniejsze, jest tutaj pieczątka Urzędu Ochrony Państwa. O co chodzi z Urzędem Ochrony
Państwa? Co Urząd Ochrony Państwa miał do tego czeku? Wg moich informacji, uzyskanych od przedstawicieli firmy MFC, w 2000 albo w 2001 roku, wszystkie dokumenty tej firmy zostały zajęte. W tym zostały zajęte wszystkie raporty kasowe, jak również tzw. KP, czyli kasa przyjęć. Wszystkie oryginały, po dzień dzisiejszy, znajdują się w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Gdańsku, dawnym Urzędzie Ochrony Państwa. Firma ta, sukcesywnie, odzyskiwała część dokumentów, przy czym nie wydawano im oryginałów, a jedynie kopie z klauzulą „ze zgodność z oryginałem”, potwierdzoną przez Urzędzie Ochrony Państwa. Mówimy w związku z tym z sytuacją sprzed co najmniej pięciu lat, albowiem od ponad czterech lat Urząd Ochrony Państwa nie istnieje. Na dokumentach, które przedstawiłem pani redaktor widnieją pieczątki Urząd Ochrony Państwa. Ja nie mam żadnych wątpliwości, że oryginały tych dokumentów księgowych po dzień dzisiejszy znajdują się w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w związku z powyższym, nie mogą budzić wątpliwości,
podane przeze mnie w dniu 13 czerwca, że po zrealizowaniu tego czeku na kwotę 200 tys. zł, w sytuacji gdy nie doszło do transakcji, którą mi klient zlecił, cała kwota została wpłacona do kasy firmy. Żeby słuchaczom wyjaśnić, a skąd pan dostał ten czek? Z firmy MFC. I potem pan wpłacił do tej firmy MFC? Zwróciłem od razu środki, jak nie doszło do transakcji. A jaką transakcje miał pan zrealizować? Zrealizować zakup akcji, udziałów. Jakich akcji? Jednej z firm. A dlaczego nie doszło do tej transakcji? Albowiem klient, który miał sprzedać, rozmyślił się. Warunki ustalone uległy w ostatniej chwili zmianie, w związku z powyższym do transakcji nie doszło. Takie rzeczy się zdarzają. Ale jak to jest, że adwokat zajmuje się kupnem akcji? Ja dostałem zlecenie z firmy MFC, z pełnomocnictwem na zakup akcji. W imieniu i na rzecz firmy MFC. Ale jakiej firmy? Nie może pan powiedzieć jakiej firmy? W tej chwili jest to okoliczność nieistotna, istotne jest to, że w dniu 30 listopada 1999 r. kwota z tego czeku, po jego
zrealizowaniu i nie dojściu do transakcji, wpłynęła do kasy spółki. Ale panie prezesie, wg przedstawiciela Zrzeszenia Prawników Polskich, nie miał pan prawa przyjąć czeku na swoje nazwisko, ponieważ tego rodzaju pośrednictwo zabraniają zasady etyki adwokackiej. Czytam z „Naszego Dziennika”. Ja nie zajmowałem się pośrednictwem handlowym, ja w ramach udzielonego pełnomocnictwa, miałem dokonać zakupu, w imieniu i na rzecz mojego klienta, określonych akcji. A czy to nie jest pośrednictwo handlowe, kupno akcji? Nie, to nie jest pośrednictwo handlowe. A co to jest? To było zlecenie. Ale panie prezesie, jak się kupuje akcje to jest handel. Ktoś kupuje, prawda? Niekoniecznie pani redaktor, proszę spojrzeć do kodeksu cywilnego. Ja nie zajmowałem się jako adwokat pośrednictwem handlowym. Nie jest prawdą, że ja, jako adwokat, lokowałem środki moich klientów na giełdzie. Ale gdzie pan miał kupić te akcje? Na giełdzie miał pan kupić? Nie. Od osoby, która była właścicielem określonego pakietu akcji, który był niezbędny, z
punktu widzenia MFC. I do transakcji nie doszło. Ale ta osoba prywatna chciała sprzedać akcje? Tak jest. Firmy niepublicznej. Moim zdaniem istotne jest to, że - wbrew twierdzeniom „Rzeczpospolitej” - ja nie otrzymałem jako honorarium, albo w związku z jakąś inną działalnością, tych środków. Środki zostały zwrócone. Jest to kolejny dowód, że pan Bertold Kittel, mając pełną świadomość – bo rozumiem, że tego czeku, który został opublikowany, nie otrzymał w banku, a mógł go otrzymać tylko i wyłącznie w Urzędzie Ochrony Państwa, w obecnej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – miał świadomość, albo powinien mieć świadomość, co się stało z tymi środkami. Z tym, że te czeki się różnią, bo czek, który został sfotografowany w „Rzeczpospolitej” jest na nazwisko Jaromir Netzel, a na tym czeku, który pan mi dał, nie ma pana nazwiska. I jest pieczątka Urzędu Ochrony Państwa. Być może pan Bertold Kittel dostał bez tej pieczątki? Być może na tym czeku z pana nazwiskiem nie było tej pieczątki? Której pieczątki, pani
redaktor? Pieczątki Urzędu Ochrony Państwa. Ja nie wiem co pan Bertold Kittel dostał. W związku z tym, że ja nie wiem, co pan Bertold Kittel dostał, natomiast ja wiem, że 12 i 13 czerwca, pan Bertold Kittel publikując w „Rzeczpospolitej” dwa artykuły poświęcone mojej skromnej osobie, wprowadził opinie publiczną w błąd. W artykule znalazł się cały szereg kłamstw oszczerstw, pomówień. Ja miałem do czwartku wątpliwość, czy pan Bertold Kittel miał świadomość, że wprowadza opinie publiczną w błąd. Dzisiaj, jestem prawie przekonany, że pan Bertold Kittel miał pełną świadomość, że w sposób perfidny manipuluje faktami, manipuluje dowodami, tylko i wyłącznie po to, żeby mnie oczernić w oczach opinii publicznej. Ale jeszcze wracając do tych akcji, panie prezesie, mnie się wydawało, że akcje to się kupuje na giełdzie, a nie od prywatnych osób? Akcje spółek publicznych. W związku z tym, że pan redaktor Kittel podważył moją legitymacje moralną do sprawowania funkcji prezesa zarządu PZU S.A. i zakwestionował moje prawo do
występowania w życiu publicznym, ja uważam, że opinia publiczna ma prawo również dowiedzieć się, kim jest pan Bertold Kittel, który w imieniu opinii publicznej, pod moim adresem wygłasza... Ale kim jest, panie prezesie? Ma pan jakąś wiedzę? Bo ja wiem, że jest dziennikarzem „Rzeczpospolitej”. W związku z powyższym, ja proponuję, żebyśmy razem, jeżeli pani redaktor również ma ochotę, w terminie, który pasuje panu redaktorowi Bertoldowi Kittlowi, udali się wspólnie do szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, pana ministra Witolda Marczuka i wspólnie złożyli oświadczenie, że wnosimy o odtajnienie wszystkich dokumentów mojej osoby, jak i pana redaktora Bertolda Kittla. A pod osąd pani redaktor oddaję się, kto z nas natychmiast powinien opuścić życie publiczne tego kraju. Czy pani redaktor przyjmuje tą propozycje? Ależ oczywiście. I zrobimy przetarg, która telewizja będzie nam towarzyszyła, dobrze? To już zostawiam pani redaktor, ja się pośrednictwem handlowym nie zajmuje. No właśnie to panu zarzuca Zrzeszenie
Prawników. Jeżeli mogę, pani redaktor ostatnie zdanie... Ale panie prezesie, czy sprawdzały pana służby? Ja myślę, że jak służby sprawdzają, to mnie o tym nie informują, bo po co miałby mnie sprawdzać? A czy ktoś pana wzywał na rozmowę? Pani redaktor, ja chciałem powiedzieć, że w momencie naszej rozmowy, do Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku wpływają te dokumenty, które pani redaktor ma przed oczyma, z pismem przewodnim. I proszę zwrócić się do Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku z zapytaniem, czy ja naruszyłem zasady etyki adwokackiej, czy też nie naruszyłem zasad etyki adwokackiej, przyjmując te określone zlecenie. Ja uważam, że nie naruszyłem. Panie prezesie, czy z panem rozmawiał premier? Nie znam pana premiera po dzień dzisiejszy. Mój kontakt jest tylko przez telewizor. A czy rozmawiał pan z szefem ABW? Nie rozmawiałem z panem ministrem Witoldem Marczukiem. Specjalnie na kartce zapisałem sobie nazwisko, żeby nie zapomnieć. A co pan wie, pani prezesie, w sprawie bilbordów i Platformy Obywatelskiej?
Zanim odpowiem na to pytanie, to chciałbym... Wiem, że pan widzi, że czas się kończy, dlatego mnie pan zagaduje... Nie zagaduję... Czy pan wie coś w sprawie bilbordów? Bo pan pozwolił wejść CBŚ-owi do PZU. Nic nie wiem. Jeżeli było postanowienie prokuratury, to nie widziałem przeszkód, ażeby określone czynności procesowe odbyły się na terenie siedziby spółki. A jak pan myśli, czy te czynności procesowe nie powinny się odbyć wcześniej, bo we wrześniu pan Zbigniew Nowak – nie wiem, czy pan zna takiego posła, Zbigniewa Nowaka - ... Nie znam. To można przeczytać na jego stronach internetowych, raport Nowaka, już pisał o tych bilbordach, zawiadomił prokuraturę i prokuratura się nie zajęła tym. Nie znam pana posła Nowaka. A nie uważa pan, że wcześniej powinna się zająć? Może zostały ujawnione nowe okoliczności, których nie znałem. Natomiast ja mam do pani redaktor pytanie, czy pani redaktor podejmuje się misji, że w terminie uzgodnionym przez panią redaktor z panem redaktorem Bertoldem Kittlem, udamy się do
Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Bardzo chętnie. I oddaję się pod osąd pani redaktor, kto powinien opuścić życie publiczne tego kraju – ja czy pan redaktor Bertold Kittel. Dla pana Bertolda Kittla nasza wizyta w ABW będzie jego osobistym Waterloo i mam nadzieję, że nie zachowa się jak Napoleon. Mam nadzieję, że Bertold Kittel nas słuchał i się obudził. Dziękuję bardzo, gościem Radia ZET był prezes PZU Jaromir Netzel.