Janusz Piechociński: Polska nie powinna brać udziału w ewentualnej interwencji w Syrii
Jeśli dojdzie do interwencji w Syrii, Polska nie powinna brać w niej udziału - uważa wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński (PSL). Uzasadniał, że interwencje w krajach tamtego regionu "w miejsce niestabilności wewnętrznej tworzą dramatyczną niestabilność zewnętrzną".
28.08.2013 | aktual.: 28.08.2013 12:51
Dziennikarze pytali Piechocińskiego, czy - jeśli dojdzie do interwencji w Syrii - to Polska powinna wziąć w niej udział. - Zdecydowanie nie - odpowiedział wicepremier.
Podkreślił, że nie chciałby, aby doszło do interwencji w Syrii. - Wszelkie interwencje w tamtym regionie - Irak i Libia są tego przykładem - w miejsce wielkich problemów są jeszcze większe problemy, w miejsce niestabilności wewnętrznej tworzą dramatyczną niestabilność zewnętrzną - argumentował szef ludowców.
Jego zdaniem interwencja w Syrii spowodowałaby istotne zagrożenie nie tylko dla otoczenia, ale także dla światowych rynków, giełd.
Jeśli nie interwencja, to co?
Pytany, co w takim razie wspólnota międzynarodowa powinna zrobić ws. sytuacji w Syrii, odparł: - Porozumieć się. Choć porozumienie polega na tym, że wielkie mocarstwa mają tam swoje zadawnione interesy, poparte choćby wielkimi dostawami broni albo ich polityka uzależniona jest od kredytów, których udzieliły dotychczasowym władzom w Syrii.
Według Piechocińskiego poprzez negocjacje i kompromis trzeba spróbować wymusić na obu stronach syryjskiego konfliktu "to, co nazywamy powtórzeniem polskiego Okrągłego Stołu".
Plan ataku gotowy
Przedstawiciele państw zachodnich powiedzieli opozycji syryjskiej, że w ciągu najbliższych dni należy oczekiwać uderzenia w Syrii - podały we wtorek źródła wśród uczestników spotkania między koalicją syryjskiej opozycji a krajami zachodnimi w Stambule.
Telewizja NBC - powołując się na anonimowych przedstawicieli władz USA - podała, że atak rakietowy USA na Syrię może się rozpocząć już w czwartek. Ataki o ograniczonym charakterze miałyby potrwać trzy dni. Syria zapowiada, że będzie się bronić.
Syryjska opozycja oskarżyła w zeszłym tygodniu siły reżimu prezydenta Asada o użycie na przedmieściach Damaszku gazu bojowego i spowodowanie śmierci od kilkuset do 1300 osób. Syryjskie władze stanowczo zaprzeczają oskarżeniom.
Prezydent USA Barack Obama i premier Wielkiej Brytanii David Cameron, którzy rozmawiali we wtorek przez telefon o sytuacji w Syrii, "nie mają wątpliwości dotyczących odpowiedzialności reżimu Asada" za "atak chemiczny" - poinformowało w środę Downing Street.
Podczas poprzedniej rozmowy telefonicznej Barack Obama i David Cameron zgodzili się podjąć zdecydowane działania wobec Syrii, jeśli potwierdzą się doniesienia, że to władze w Damaszku odpowiedzialne są za atak chemiczny na przedmieściach syryjskiej stolicy.