Janusz Palikot - clown czy artysta?
Zapytano kiedyś Janusza Palikota, o co mu tak naprawdę chodzi. Ten odpowiedział pytaniem na pytanie: czy w Polsce i w polityce nie można być po prostu sobą? Myśleć i mówić to, co się uznaje za stosowne, za słuszne? Czy bycie politykiem musi skazywać człowieka na udział w wielkiej grze z wyznaczonymi z góry zadaniami, odbierać właściwą każdemu z nas odrobinę szaleństwa czy nawet osobowość? Nie, nie można być Palikotem we własnym kraju - trzeba być narzędziem. Szamanem. Graczem. Szachistą. I trzeba mieć co najmniej prezydenckie aspiracje – uznał Palikot. I co zrobił? Postanowił walczyć z tymi formami. Jak jego idol Witold Gombrowicz.
„Ach, stworzyć formę własną! Przerzucić się na zewnątrz! Wyrazić się! Niech kształt mój rodzi się ze mnie, niech nie będzie zrobiony mi!” – zdaje się mówić swoimi poczynaniami Palikot. Przyprawia politykom gęby niczym autor „Ferdydurke”. Robi z Sejmu parodię - czy większą niż za czasów osławionej koalicji PiS-Samoobrona-LPR to sprawa dyskusyjna - by odsłonić obłudę i zakłamanie. Prowokuje tam, gdzie panuje milczenie. Być może - jak miał mu powiedzieć Tusk - politycznie “ta forma go zabije”, ale kwestie, które stawia, warte są roztrząsania. Tak było z gwałtem na komisariacie, tak było z Radiem Maryja i jego finansowaniem.
Największym wyzwaniem dla Palikota jest jednak Lech Kaczyński. Prezydent – jak mówi Palikot – „jest uosobieniem tego, co najgorsze w polskim życiu politycznym i społecznym. Jest kwintesencją spiskowej teorii dziejów, braku zaufania, pomiatania ludźmi”. Dlatego poseł pisze na blogu, że Lech Kaczyński nadużywa alkoholu, przypadkiem rzuca na antenie TVN24, że „prezydent jest chamem”, potem dorzuca jeszcze „kłamcę”. Obecny tydzień upływa nam z kolei pod znakiem raportu o stanie zdrowia prezydenta, którego ujawnienia Palikot zażądał kilka miesięcy temu. Informacji o zdrowiu głowy państwa do dziś nie ma, bo prezydent sobie tego nie życzy. Głos w sprawie zabrał także premier Tusk: prezydent ma prawo odmówić ujawnienia raportu. I co? Palikot dalej robi swoje. Czy jednak tylko z artystyczno-literackich względów?
Niewątpliwie sejmowy niby-Gombrowicz spełnia ważną funkcję w Platformie Obywatelskiej. Jest jej "wentylem bezpieczeństwa". Mówi to, o czym się myśli w partii, a czego nie wypada powiedzieć premierowi Tuskowi. Kiedyś takim "wentylem bezpieczeństwa" był dla PiS Jacek Kurski, a dla SLD - Piotr Gadzinowski. Ponieważ żadna partia nie jest monolitem, ogniskują się w niej różne poglądy, czasem skrajnie odmienne - w Platformie opinie tradycjonalistyczne i konserwatywne sąsiadują z liberalizmem gospodarczym - potrzebny jest trefniś, który rozładuje napięcie między przeciwstawnymi skrzydłami. Jak tłumaczy ekspert w zakresie marketingu politycznego Eryk Mistewicz, Palikot ma odwracać uwagę od rzeczy, które w danym momencie mogą być z punktu widzenia partii zabójcze. To człowiek, który wchodzi na mównicę sejmową i w inteligentny sposób skupia uwagę mediów, tak by nie zajmowały się już tym, co jest dla partii niewygodne.
Polityczny artysta, lekkoduch to nie jedyne oblicze Palikota. To człowiek do zadań specjalnych. Zresztą gdyby był osobą nieporadną nie zrobiłby milionów na alkoholowych interesach. Obserwując kolejną improwizację w jego wykonaniu, warto cofnąć się i zastanowić, co takiego jego "występ" ma ukryć. O Gombrowiczu jednak nie zapominajmy, bo: "Istota ludzka nie wyraża się w sposób bezpośredni i zgodny ze swoją naturą, ale zawsze w jakiejś określonej formie i że forma owa, ów styl, sposób bycia nie jest tylko z nas, lecz jest nam narzucony z zewnątrz - i oto dlaczego ten sam człowiek może objawiać się na zewnątrz mądrze albo głupio, krwawo lub anielsko, dojrzale albo niedojrzale, zależnie od tego, jaki styl mu się napatoczy i jak uzależniony jest od innych ludzi".
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska