Janusz Lewandowski: ten budżet to kolejny krok ku kryzysowi
(RadioZet)
30.09.2003 | aktual.: 30.09.2003 10:12
Wita Monika Olejnik. Dzień dobry. Panie Pośle, wczoraj członek Rady Polityki Pieniężnej Bogusław Grabowski powiedział, że budżet przedstawiony przez rząd jest najbardziej skandalicznym budżetem, jest to budżet, który spowoduje kryzys państwa. Czy pan się zgadza z tym poglądem? To jest budżet, który jest kolejnym krokiem ku kryzysowi finansów publicznych. Co o tyle dziwi, że rząd Millera wchodził w atmosferze ratowania Polski przed katastrofą finansów publicznych spowodowaną przez rząd Buzka. To był jakby punkt startowy tego rządu i powód linczowania rządu poprzedniego. Natomiast rzeczywiście od tego czasu krok po kroku powiększa się zadłużenie publiczne, zmniejsza się wiarygodność Polski i dochodzi do coraz bardziej wyrafinowanych sztuczek księgowych, co sprawia, że trzeba bardzo naiwnych ludzi aby ową oficjalną liczbę 45 miliardów zł deficytu traktować poważnie – bo ta dziura budżetowa jest większa. Dobrze, dziura budżetowa jest większa, ekonomiści mówią, że prawdopodobnie to jest 60 miliardów albo zbliża
się do 60 miliardów zł, czy w związku z tym Platforma Obywatelska poprze taki budżet? Ja jestem opozycją. I można na karb opozycyjności, czyli pewnego rytuału politycznego, złożyć stanowisko łatwe do odgadnięcia Platformy i całej opozycji. Tu naprawdę nie chodzi o porachunki, przeciąganie liny pomiędzy rządem a opozycją, ponieważ świadomość narastającej choroby finansów publicznych jest wspólna – dzieli ją z nami również wicepremier Hausner - przecież trudno ukryć tajemnicę, że zbliżamy się, i prawdopodobnie niedługo ją przekroczymy, do granicy 50% PKB, jeśli chodzi o wartość zadłużenia publicznego. Duża część jest zdenominowana w walutach obcych, czyli jest podatna na wahnięcia kursów walutowych. Ten najbardziej druzgocący, krytyczny głos dochodzi do rządu ze strony ekspertów, ekonomistów, analityków, których trudno podejrzewać o partyjność. No właśnie, ale wczoraj pan wicepremier Hausner powiedział, że uważa pana Grabowskiego za najmniej rozsądnego ekonomistę w Polsce – po jego porannych wypowiedziach w
Radiu Zet. To jest taka eskalacja słowna, która nic nie wnosi do problemu choroby finansów publicznych. Prawda jest taka, że dziura budżetowa jest rekordowa. Przypomnę, że w chwili, kiedy opuszczał kancelarię premiera rząd Buzka, to było 33 miliardów zł, w przyszłym roku - te udawane 45 miliardów zł. Potęgują się wszystkie znane od lat choroby finansów publicznych, utrudniają nam udany debiut w Unii Europejskiej - wszyscy o tym wiedzą, nie da się zamalować tej prawdy. No dobrze, ale maluje pan, ale nie odpowiedział pan na moje pytanie, czy Platforma Obywatelska poprze ten projekt czy nie. Wygłupilibyśmy się, gdybyśmy poparli budżet, który przybliża nas do poważnego kryzysu finansów publicznych, a to z kolei może sprawić, że to ożywienie, które statystycznie jest uchwytne w Polsce, może znowu okazać się nietrwałe. Bo w krajach postkomunistycznych, w tym w Polsce, udawało się nietrwałe ożywienie gospodarcze, czyli nietrwała koniunktura, natomiast jak dotąd nikomu nie udało się zbudować - ani Czechom, ani
Węgrom, ani Polakom - trwałych podstaw wzrostu. I u widać, gdzie te zagrożenia dla rysującego się wzrostu gospodarczego w Polsce są – właśnie w finansach publicznych. Czyli Platforma mówi „nie”? Powie „nie”. Wczorajsza wypowiedź Bogusława Grabowskiego z Rady Polityki Pieniężnej– między innymi ta wypowiedź – spowodowała, że osiągnęliśmy magiczną liczbę: euro było wczoraj po 4,60; złoty się bardzo, bardzo osłabił. Czy powinny być ruchy jakieś wykonane ze strony NBP, żeby złoty się dalej nie osłabiał? Nie powinny być , bo to by świadczyło o nerwowości. Diagnoza jest jakby wspólna i nie wypada tak dobremu ekonomiście jak Hausnerowi krytykować ludzi, którzy mówią prawdę. W tej chwili potrzebne jest uwiarygodnienie tego, co się nazywa strategią średniookresową. Ale ona musi być wiarygodna, jeśli nie ma być już nie żółtej kartki ze strony tych, którzy ryzykują pieniądze, czyli inwestorów wchodzących do Polski niechętnie czy tych, którzy niechętnie kupują polskie papiery wartościowe. Ta strategia obniżenia deficytu
i bronienia się przed pułapką zadłużenia musi być bardziej wiarygodna niż zeszłoroczna strategia ministra Kołodki, który napisał na przykład, że nieprzekraczalny deficyt to powinno być trzydzieści parę miliardów złotych, a Hausner wyszykował de facto dwa razy tyle. No dobrze, ale co ma wicepremier Hausner zrobić? Przecież proponuje różne rzeczy, proponuje zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, proponuje reformę w KRUSIE, proponował likwidację PFRON-u, niestety napotkał na opór w rządzie. To co on ma zrobić – podać się do dymisji? Powalczyć jeszcze... Ale z kim walczyć? Ze swoimi ministrami, ze swoimi partnerami w rządzie, których powinna łączyć ta sama świadomość. Akurat niedaleko od nas, czyli w Niemczech w warunkach też stagnacyjnej gospodarki udało się teraz właśnie przeforsować Schroederowi, czyli socjaldemokracji pakiet oszczędnościowy wart 23 miliardy euro, w bardzo krótkim horyzoncie czasu. Jeżeli premier Miller jest zapatrzony na Zachód pod względem sterowania gospodarką czy koncepcji
trzeciej drogi, to ma dobrą okazję, żeby naśladować kanclerza Schroedera. Czyli co powinien zrobić? Powinien pokazać realny program oszczędnościowy nie w horyzoncie 2005 roku, bo to jest takie sprzedawanie Inflantów, czyli odkładanie na zaś, na ewentualny czas po zmianie warty rządowej – tylko już teraz pomóc Hausnerowi osiągnąć realne oszczędności budżetowe w roku 2004, aby Polska była lepiej przygotowana do czerpania pożytków z Unii Europejskiej. Czy warto umierać za Niceę? Warto stawiać sprawę stanowczo, czyli kierować w stronę partnerów z UE przed tym szczytem w Rzymie stanowczy sygnał naszej determinacji, bo to nam się opłaciło rok temu przed Kopenhagą. I jeżeli się rozchodzimy z rządem zupełnie w zakresie finansów publicznych, tu akurat jest odwrotnie. Tu opozycja może wspierać i cała uchwała sejmowa stanowisko rządu, dlatego że to jest sprawa istotna. Kilka postulatów łączy rząd i opozycję: od wartości chrześcijańskich po wyczulenie na wartość tego czynnika bezpieczeństwa, jakim jest NATO. Ale ta
sprawą, która zadecyduje o miejscu Polski i również o kształcie rozwojowym UE, to jest siła naszego głosu, przyznana nam w Nicei. Prezydent Kwaśniewski powiedział o haśle Jana Rokity: Nicea albo śmierć, że to jest głupie hasło! A to jest wykrzyknik przed bitwą. Takie zawołanie bojowe przed bitwą, która się rozpocznie 4 października. Akurat ja reprezentuję ugrupowanie, które stara się wzbudzić zaufanie do UE. Jeżeli spośród 15 krajów Unii każdy znalazł dla siebie jakąś wartość dodaną, nikt nie stracił to i my nie stracimy. Natomiast przy okazji szykuje się Polska jako taki krnąbrny, mało spolegliwy uczestnik tego ugrupowania. No dobrze, mało spolegliwy uczestnik, ale przecież wiadomo, że przegramy te bitwę, przecież pan doskonale wie, że przegramy w ostateczności. Nie wiadomo. To jest naiwność chyba, wierzenie w to, że wygramy? Otóż historia UE pokazuje, że niejednokrotnie ten rozwój, zawieranie kompromisów dokonywało się przez przesilenia. Ten nasz wykrzyknik w sprawie Nicei to jest próba wywołania
przesilenia na punkcie. Głupi, jak powiedział prezydent Kwaśniewski? To się bardzo różni od ministra Cimoszewicza i premiera Millera tutaj akurat. I ten dysonans głosów jest zupełnie niepotrzebny, bo nas rozbraja przed szczytem rzymskim. Nam jest potrzebne podobne napinanie muskułów jak przed Kopenhagą, bo to jest opłacalne. No dobrze, napniemy muskuły, a jak się okaże na końcu, że nie wygrywamy, to powinniśmy postawić weto? Powinniśmy w tej chwili przypominać, że takie coś jest w polskim arsenale, tzn. że wszystkie najważniejsze ustalenia zapadają jednomyślnie, więc Polska ma prawo weta i w tym kierunku pójdzie uchwała sejmowa, być może przy udziale największego klubu rządzącego, czyli wsparciu premiera i ministra spraw zagranicznych. Tu opozycja zwiera szyki z rządem i tak powinno być w kwestiach zasadniczych polityki zagranicznej, gdzie chodzi o polską racje stanu. A co pan sądzi o zmiękczaczach? Ostatnio pojawili się na łamach „Gazety Wyborczej” mówiąc, że nie warto umierać za Niceę. Andrzej Olechowski –
to w „Rzeczpospolitej”, a w „Gazecie Wyborczej” student... nie pomnę jego nazwiska, Dymek chyba. Nikomu nie odmawiamy prawa głosu w tej materii. Ja traktuje te głosy nieco inaczej, że to są głosy zwracające uwagę i na co warto zwracać uwagę, że pozycja Polski i nasza zdolność czerpania pożytków z UE nie zależy wyłącznie od Traktatu Konstytucyjnego, zależy od wszystkiego, co się rodzi poniżej traktatu, np.: reguły polityki rolnej czy podatkowe czy socjalne. I bardzo, bardzo zależy od tego, na ile Polska będzie przygotowana do czerpania pożytków po własnej stronie. Czy się będzie potykała o własne nogi. A tu się rozchodzimy z rządem, bo uważamy, że jest źle przygotowany. Są trzy zakresy, o których warto pamiętać, dwa poza konstytucją. Konstytucja jest, a ja nazywam to raczej traktatem, bo to jest traktat... No dobrze, a jeżeli przegramy, to co się stanie. Czy Polska według pana powinna nie ratyfikować traktatu? Polska powinna w tej chwili dawać jasny sygnał i nie rozmiękczać tego sygnału rozważaniem, gdzie są
polskie drugie okopy czy te tylne okopy. W tej chwili mamy strategię walki... Tak z kolei powiedział minister ds. zagranicznych w Kancelarii Prezydenta, pan Majkowski – że Polska może nie ratyfikować Traktatu Konstytucyjnego? Może i o tym właśnie powinni pamiętać nasi partnerzy, że prawo weta i przesilenia na drodze rozwojowej UE, co do której mamy zaufanie co do sensu uczestnictwa Polski w UE, mamy pełne zaufanie. Ale UE jako platforma współpracy suwerennych państw rodził się przez różne przesilenia i być może dobrze by było, gdyby nasi partnerzy wiedzieli, że to prawo weta, czyli jednomyślność obowiązuje również przy tej okazji. „Nasz Dziennik” podaje dzisiaj, że szykuje się nowa afera w Ministerstwie Finansów. W przesłanej do sejmu ustawie o funduszach inwestycyjnych ktoś przemycił przepis zwalniający banki od płacenia podatku przy sprzedaży tak zwanych „złych długów”. Co pan o tym sądzi? To jest jakby prawo serii, prawo bardzo złej serii, które tylko w bardzo małym stopniu jest usprawiedliwione przez tą
gorączkową działalność prawotwórczą związaną z polskim uczestnictwem w UE. Pośpiech jest tutaj złym doradcą. Ale to powinno nas jeszcze bardziej uczulać na rozmaite gry interesów, które przy tej okazji są łatwe do zdemaskowania. Jeżeli ktoś je demaskuje, to bardzo dobrze, bo ułatwi to prace w samym parlamencie. Dziękuję bardzo, a demaskatorem był „Nasz Dziennik”.