PolskaJanusz Lewandowski: przyjmowanie nowych krajów do UE wyszło z mody

Janusz Lewandowski: przyjmowanie nowych krajów do UE wyszło z mody

- Polska oręduje za przyłączeniem krajów Europy Wschodniej do UE. Ale rozszerzanie UE wyszło z mody - opowiada Wirtualnej Polsce czołowy kandydat PO w eurowyborach w okręgu pomorskim, Janusz Lewandowski.

Janusz Lewandowski: przyjmowanie nowych krajów do UE wyszło z mody
Źródło zdjęć: © PAP

WP: Andrzej Kędzierawski: Co jako europoseł zamierza Pan zrobić dla Polski?

Janusz Lewandowski: Skuteczność w euro parlamencie zależy od siły delegacji narodowej i znaczenia frakcji politycznej, bo się to przekłada na funkcje i realne wpływy. Dlatego mogłem być od roku 2004 szefem Komisji Budżetowej PE i kontrolować rozdział unijnych pieniędzy . Wierzę, że w nowym rozdaniu, siła PO będzie jeszcze większa, co uwiarygodni zapowiedzi wyborcze, które w przypadku małych i rozdrobnionych frakcji są pustymi obietnicami.

Nadal, najważniejsze dla Polski będą unijne fundusze. Należy zadbać o udrożnienie ich przepływu z Brukseli do Warszawy i regionów, widząc w nich pakiety antykryzysowe. Wkrótce stoczymy bitwę o budżet na lata 2014-20. Broniąc zasady solidarności, czynimy z Polski głównego beneficjenta funduszy, co może nam zapewnić ok. 90 mld euro (wobec 67 mld w bieżącej siedmiolatce 2007-13). Wystarczy, by nadrobić historyczne zaległości!

W sferze gospodarczej, równie istotnym zadaniem jest obrona wolności rynkowej i zasad uczciwej konkurencji, gdyż wtedy – z wyjątkiem nieszczęsnych stoczni – Polska wygrywa na wspólnym, europejskim rynku z droższymi konkurentami. Jest to tym ważniejsze zadanie, im bardziej kryzysowe okoliczności potęgują egoizm i protekcyjne skłonności.

Niemniej ważne jest przekucie zasad bezpieczeństwa energetycznego i związanej z nim polityki wschodniej w realne programy, zaopatrzone w linie budżetowe.

WP: Na jakim poziomie zna Pan język angielski oraz czy zna Pan inne obce języki?

- Biegle posługuję się językiem angielskim. Przyznaję się też do dobrej znajomości języka niemieckiego i przyzwoitej znajomości języka francuskiego.

WP: Jakie jest Pana doświadczenie w polityce, w polityce europejskiej oraz w pracy w międzynarodowych instytucjach?

- Pierwszym wtajemniczeniem w politykę była opozycja demokratyczna i Solidarność. W latach 1991-93, czyli na progu polskich przemian, byłem dwukrotnie ministrem w rządach J.K. Bieleckiego i H. Suchockiej. Trzykrotnie wybierany do Sejmu, od roku 2001 wiceprzewodniczący sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej. Od roku 2003 obserwator w Parlamencie Europejskim. Od roku 2004 poseł do Parlamentu Europejskiego, przewodniczący Komisji Budżetowej (od połowy kadencji – wiceprzewodniczący).

WP: Czy któreś z unijnych praw, dyrektyw, ustaw bądź projektów ustaw mogą zagrażać Polsce? Jeśli tak, to jakie?

- Nie sprzyja polskim interesom przeregulowanie Unii Europejskiej, w tym mnożenie dodatkowych kryteriów pozyskania funduszy europejskich i utrudnienia w przepływie towarów, świadczeniu usług i pozyskiwania legalnej pracy na wspólnym rynku.

Najtrudniejszym wyzwaniem są i będą ambicje UE, by przewodzić światu w ochronie środowiska i walce z ociepleniem klimatu. Rodzi to kosztowne zobowiązania dla Polski, która dokonała w tym zakresie ogromnego postępu, ale ma nadal spory dystans do nadrobienia (o czym świadczą liczne okresy przejściowe w Traktacie Akcesyjnym). Lekcja regulacji REACH (przemysł chemiczny), skłania do szukania kompromisu w zakresie pakietu klimatyczno-energetycznego. Nasza zdolność do obniżenia emisji gazów cieplarnianych aż o 22%, przy średniej unijnej ok. 3% (znacznie poniżej zobowiązań tzw. protokołu z Kioto) usprawiedliwia starania o szczególne potraktowanie polskiej elektro- energetyki, opartej na węglu kamiennym i udział finansowy UE w szukaniu nowych, ekologicznie przyjaznych sposobów wykorzystania tego bogactwa naturalnego Polski.

WP: Gdzie jest granica ingerencji prawa unijnego w polskie prawo krajowe? Jaki powinien być prymat tych praw?

- Unikalna konstrukcja Unii Europejskiej rodzi stałe napięcia między prawem krajowym i wspólnotowym. Świadectwem tego napięcia może być długotrwały namysł Trybunału Konstytucyjnego w Kalsruhe nad zgodnością Traktatu Lizbońskiego z niemiecką konstytucją – w kraju, który uchodzi za głównego zwolennika zacieśniania europejskiej integracji. Unia Europejska nie ma samoistnych kompetencji. Ma jedynie kompetencje dobrowolnie delegowane przez suwerenne państwa na szczebel wspólnotowy. W tych i tylko w tych dziedzinach prymat ma prawo ponadnarodowe.

Podobnie, jak w dobrowolnie przyjętych przez Polskę konwencjach międzynarodowych. Prawo wspólnotowe nie powinno ingerować w kwestie światopoglądowe i obyczajowe. Nie ma sensu uśrednianie Europy w tym względzie, zbyt daleko jest np. Polska od Holandii, a Irlandia od Francji. Zjednoczona Europa jest jednością w różnorodności. Wielorakość kultur, oraz narodowych, etnicznych i regionalnych tożsamości jest bogactwem Unii Europejskiej.

WP: Czy Polska powinna walczyć w UE o pielęgnowanie chrześcijańskich korzeni Europy? Jeśli tak, to w jakiej mierze i w jaki sposób?

- Spór o preambułę Traktatu Lizbońskiego (zwanego wcześniej konstytucyjnym) unaocznił brak zgody, co do wpisania wprost chrześcijańskich wartości do dokumentów wspólnych Unii Europejskiej, chociaż nikt przy zdrowych zmysłach nie może kwestionować chrześcijańskich korzeni naszej cywilizacji. Preambuła mówi jedynie o „kulturowym, religijnym i humanistycznym dziedzictwie Europy”. Wyciągając wnioski z tej lekcji należy zadbać raczej o ducha aktów prawnych, aniżeli o literalne zapisy, niemożliwe do przeforsowania. To drugie możliwe jest w dokumentach najsilniejszej frakcji EPP-ED, do której należy PO i PSL oraz oczywiście w naszej krajowej konstytucji.

WP: Czy wciąż istnieje podział na tzw. nową i starą Unię? Jeśli tak, to gdzie jest on widoczny?

- Od pięciu lat zaciera się podział na „starą” i „nową” Unię, zauważalny w roku 2004, gdy debiutowały kraje zza dawnej żelaznej kurtyny. Ten proces nie dobiegł jeszcze końca. Ślady podziały na „równych i równiejszych” widać w większych rygorach, jakie spotykają kraje Europy Środkowo-Wschodniej (np. sięganie po procedurę nadmiernego budżetu) przy większej tolerancji dla Zachodu (np. dla zachowań protekcyjnych). Pozostaje też dysproporcja w rozdziale stanowisk w unijnej administracji, gdyż „nowa” Europa, w tym Polska powoli zdobywa szczyty władzy.

WP: Jaka powinna być polityka UE wobec Rosji? Czy możliwe jest uniezależnienie się od Rosji jako dostawcy potrzebnych Europie surowców?

- W interesie Polski leży solidarna i jednolita polityka UE wobec Rosji. Kreml potrafi wygrywać różnice interesów pomiędzy krajami członkowskimi i preferuje stosunki bilateralne, wyraźnie lepsze w przypadku Paryża, Berlina czy Rzymu, niż wynosi unijna średnia. Bez osiągnięcia zwartego frontu, wspartego siłą 27 krajów, polskie wymachiwanie szabelką i napinanie muskułów wydaje się nadaremne, a nawet przeciwskuteczne. Wyraźnym sygnałem zdobywania przez Polskę wiarygodności w polityce zagranicznej jest Partnerstwo Wschodnie i uelastycznienie relacji z Białorusią. Zwarty front UE jest tez przesłanka sensownego ułożenia stosunków z Rosją jako głównym dostawcą surowców. Bezpieczeństwo energetyczne, dziś słabo umocowane traktatowo (mocniejsze gwarancje daje Traktat Lizboński) pozostaje sloganem, bez zbudowania jednolitego systemu energetycznego, umożliwiającego wzajemną asekurację dostaw oraz inwestowania w energie odnawialna i alternatywne szlaki zaopatrzeniowe (gazociąg Nabucco i terminale dla gazu skroplonego).
WP: Czy Turcja powinna zostać członkiem UE? Jaki powinien być klucz przyjmowania nowych państw członkowskich?

- Rozszerzenie UE wyszło z mody. Polska jako kraj, który pukał do unijnych drzwi pozostaje solidarna z kandydatami do członkostwa, rozumiejąc ich problemy i frustracje. Przede wszystkim jest orędownikiem wschodniej Europy, przypominając, iż większa Europa to nade wszystko większa odpowiedzialność za własny kontynent. To znaczy za Bałkany, Ukrainę, Mołdowę itp. Przy pełnej świadomości różnic kulturowych i religijnych, drzwi dla Turcji powinny być otwarte, gdyż ma to wpływ na kierunek rozwojowy tego kraju i europejskie bezpieczeństwo. W innych europejskich stolicach są zadeklarowani hamulcowi członkostwa Turcji w UE.

WP: Jakie jest Pana stanowisko w sprawie uprawy i sprzedaży produktów GMO?

- Znane są mi zarówno powszechne obawy wobec GMO, jak i opinie ekspertów, bardziej przychylne dla tej technologii upraw rolnych. Nie muszę znać się na wszystkim i przyznaję, iż nie mam mocnego stanowiska w tej sprawie, polegając na ocenach ludzi lepiej zorientowanych.

WP: W jakich komisjach europarlamentu chciałby Pan pracować i dlaczego?

- Chciałbym trafić tam, gdzie tworzy się realne prawo, a nie poprzestaje na czczej gadaninie i bezpłodnych rezolucjach. Interesuje mnie szeroko rozumiany zakres tworzenia wspólnych reguł dla wspólnego rynku. Przez pięć lat rozgryzałem skomplikowana materię unijnego budżetu i gotów jestem kontynuować prace w Komisji Budżetowej – najważniejszej z punktu widzenia pożytków naszego kraju.

WP: Dlaczego wyborca powinien zagłosować właśnie na Pana? Co wyróżnia Pana spośród innych kandydatów?

- Pięcioletni staż w Parlamencie Europejskim wyposażył mnie w wiedzę, doświadczenie i znajomość unijnych mechanizmów skutecznego działania oraz osobiste kontakty z wpływowymi osobistościami, które pewnie znajdą się w PE nowej kadencji. Kropka. Samochwalstwo nie jest moją specjalnością! Pod ocenę wyborców poddaję moje odpowiedzi na pytania Wirtualnej Polski.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (36)