Jankowski: "Celebryci mówią 'Nie świruj, idź na wybory'. Ja mówię: 'Nie obrażaj, po prostu idź na wybory'" (Opinia)
Zdążyliśmy już przywyknąć, że przy okazji każdej kampanii wyborczej organizowane są akcje profrekwencyjne. Skala niechęci obywateli do udziału w wyborach od lat jest powodem do zmartwień polityków, komentatorów i osób zaangażowanych w polityczny aspekt życia naszej wspólnoty. Oddolne kampanie promujące udział w wyborach miały być więc odpowiedzią na pewien kryzys demokracji w Polsce.
18.09.2019 | aktual.: 19.09.2019 11:37
Szczególnym powodem do zakłopotania pozostaje fakt, że frekwencja w czasach PRL była znacznie wyższa niż we wszystkich wyborach w III RP. Taka sytuacja godzi nie tylko w wiarygodność systemu demokratycznego, ale i wystawia nie najlepsze świadectwo o samych Polakach, na których wyraźnie lepiej działa administracyjny przymus wyborczy, niż możliwość dokonywania realnych wyborów politycznych przy urnach.
Zachęcić do głosowania... na konkretną partię
Żeby ten niepokojący stan rzeczy zmienić, zaczęto organizować akcje nakłaniania, perswadowania, a nie raz niemal proszenia wyborców, żeby zechcieli udać się do lokali wyborczych. Autorzy akcji profrekwencyjnych sięgali po aktorów, gwiazdy (czasami gwiazdeczki), czy sportowców, którzy swoją popularnością i autorytetem mieli przekonać Polaków, że na wybory powinno się chodzić.
Zachęcanie do wzięcia udziału w wyborach bardzo często było połączone także z sugerowaniem na kogo powinno się oddać głos. Upartyjnienie kampanii profrekwencyjnych czasami było widoczne tylko na poziomie jej uczestników, najczęściej osób znanych i kojarzących się z określoną opcją polityczną. Niekiedy podobne akcje w jawny sposób wspierały konkretną opcję polityczną, jak to miało miejsce m.in. w przypadku kampanii z 2007 roku, z hasłem "Idź na wybory, zmień kraj”, co wyraźnie grało na rzecz ówczesnej opozycji.
Pomysł. Niezbyt trafiony
Mimo mankamentów poprzednich kampanii zachęcających do wzięcia udziału w wyborach, to jednak trzymały one pewien poziom. Chociażby nie obrażały tych, którzy zostaną w domu w dniu wyborów. W tym roku niestety jest inaczej. Szczególne kontrowersje wzbudza akcja wsparta przez osoby związane z opozycją i takimi organizacjami jak KOD czy Obywatele RP, a odbywająca się pod hasłem "nie świruj, idź na wybory”.
Pomysłodawcą jest fotograf Tomasz Sikora. Forma sprowadza się do krótkich filmików utrzymanych w stylu internetowych wideochatów, gdzie występująca osoba po zainscenizowaniu "świrowania” wypowiada tytułową frazą "nie świruj, idź na wybory. Filmiki trwające od kilkunastu do 30 sekund do tej pory nagrali m.in. aktorzy Janusz Gajos, Wojciech Pszoniak i Olgierd Łukaszewicz oraz muzycy, tacy jak Grzegorz Turnau i, niestety, wielu, wielu innych.
Niestety, bo akcja jest niesmaczna. Po pierwsze, w kampanii pojawia się aspekt wyśmiewania osób cierpiących na choroby psychiczne. Do tej pory w naszej kulturze politycznej argumenty na poziomie wyzywania od "świrów” stanowiły raczej margines. Teraz grupa gwiazd sprzyjających liberalnej opozycji, mam nadzieję bezwiednie, być może z braku elementarnej wrażliwości, przekroczyła przyjęte do tej pory normy.
Zresztą, wiele tak zwanych "zwyczajnych” osób nagrywających filmiki w ramach akcji, czując pewien absmak, spontanicznie zmieniały pierwotne hasło na "nie wygłupiaj się, idź na wybory”. Niestety, tuzom polskiego wielkiego i małego ekranu zabrało tej dozy wrażliwości. Nie po raz pierwszy zresztą.
Do tego, pojawił się element obrażania tych z nas, którzy z różnych powodów podejmą decyzję o pozostaniu w domu 13 października. W naszym systemie politycznym, każdy obywatel ma prawo nie brać udziału w głosowaniu, co też stanowi pewien sygnał polityczny (chociaż sam piszący te słowa chodzi na wybory i do tego samego zachęca czytelników). Do tej pory, w ramach różnych akcji starano się zachęcić do głosowania, a nie obrażać tych, którzy tego nie robią. Jak widać, tym razem organizatorom zabrakło wyobraźni, aby wymyślić jakieś chwytliwe hasło za pójściem do urn, więc wybrali łatwiejszą ścieżkę - wyśmiewania i obrażania.
Bez obrażania
Czy taka kampania przyniesie zamierzony skutek, zobaczymy już 13 października. Warto pamiętać, że w całej kontrowersyjnej akcji chodzi nie tylko o frekwencję, ale również o dobry wynik dla partii opozycji. Ostatnio wyborców PiS-u do osób chorych psychicznie porównał rysownik Andrzej Mleczko. Z tej perspektywy hasło "nie świruj, idź na wybory” można odczytać jako słabo skrywaną aluzję wobec zwolenników obecnej władzy. Już nie raz w historii polskiej demokracji okazywało się, że obrażanie i wyśmiewanie ludzi inaczej myślących nie jest drogą do osiągnięcia celu. I może niech tak zostanie.
Łukasz Jankowski dla WP Opinie