Jan Ordyński: Kaczyński chciałby Tuska unicestwić
Bez Sojuszu Lewicy Demokratycznej żadna z dwóch większych partii, czyli Prawo i Sprawiedliwość lub Platforma Obywatelska nie zdołałyby utworzyć przyszłego rządu. Chyba, że same zawiązałyby wielką koalicję, ale to wydaje się raczej wykluczone. Obie tkwią bowiem od dobrych kilku lat w zasadniczym, wręcz nieprzezwyciężalnym konflikcie politycznym i psychologicznym. A Jarosław Kaczyński traktuje Donalda Tuska jako śmiertelnego wroga, którego należy unicestwić. Chyba więc tylko zmiana przywództwa PO i objęcie steru tej partii przez Jarosława Gowina mogłoby coś tu zmienić. Ale na to absolutnie nic nie wskazuje.
12.07.2013 | aktual.: 12.07.2013 18:29
Jarosław Kaczyński i jego stronnictwo zyskują w tym sondażu dużą, bo aż ośmioprocentową przewagę nad Platformą Obywatelską. To - wraz z bardzo słabymi notowaniami rządu i samego premiera oraz koalicyjnego PSL, a jednocześnie dobrym wynikiem SLD - wskazuje na skalę społecznego niezadowolenia z rządzącej obecnie ekipy.
Kaczyński rąk ze szczęścia zacierać jednak nie może. Wie bowiem, że sam - czego tak bardzo pragnie - rządzić nie będzie mógł, bo jeszcze sporo brakuje mu do bezwzględnej większości, a jedyny ewentualny koalicjant - SLD - zapowiada, że alians z PiS nie wchodzi w rachubę. Kilka dni Sojusz dał temu praktyczny wyraz po korzystnych dla PiS wyborach samorządowych w Elblągu. SLD ma pewnie w pamięci koszmarne losy koalicjantów PiS w czasach tzw. IV RP. Obaj - Samoobrona i Liga Polskich Rodzin - zostali politycznie unicestwieni. Dla lewicy polityczna współpraca z PiS to ideowa i polityczna śmierć samobójcza!
Wracajmy do sondażu. Z przeprowadzonych na tej podstawie rachunków wynika, że pakiet kontrolny, umożliwiający utworzenie nowego rządu ma - przynajmniej teraz - Leszek Miller oraz SLD i bez ich udziału bądź przyzwolenia, po wyborach żaden gabinet by nie powstał. Miller i SLD mogliby być jeszcze mocniejsi, gdyby wrócili na drogę szukania porozumienia ze stronnikami Aleksandra Kwaśniewskiego. Premia za jedność byłaby prawdopodobnie bardzo wysoka. Boczenie się na siebie to brak wyobraźni i śmieszność.
Podsumowując tę część futurologicznych - co oczywiste - rozważań, twierdzę, że najbardziej prawdopodobna jest w przyszłym Sejmie koalicja PO - SLD. Tym bardziej, że Tusk i Miller dość wyraźnie już do niej przygotowują swoje obozy i opinię publiczną. I mają rację. Bo zdają sobie sprawę z tego, przed czym przestrzega Włodzimierz Cimoszewicz w najnowszym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" mówiąc m. in: "Wizerunek silnej wodzowskiej formacji, która weźmie za twarz komunę i liberałów, skubnie bogatych, da po twarzy Niemcom i Ruskim, niosąc wysoko krzyż święty, jest atrakcyjna dla sporej części społeczeństwa".
Przeczytaj też: PiS prowadzi aż o 8 punktów proc.!
Koalicja PO-SLD byłaby nawet dość silna i spójna. Na dodatek jej partnerem byłby Bronisław Komorowski, który - na co wskazują od dłuższego czasu wysokie notowania jego prezydentury - ma reelekcję raczej zapewnioną. I to nawet w pierwszej turze. Pamiętajmy jednak, że do wyborów parlamentarnych dwa trudne lata. Mogą one wszystkie prognozy wywrócić do góry nogami.
By tak się nie stało Donald Tusk i jego koalicyjny rząd muszą odzyskać społeczne zaufanie, pokazać, że są zdolni przewodzić krajowi. Premier musi przestać mówić, że nie ma żadnej wizji, z czego próbował nawet uczynić swoją przewagę. Teraz - w czasie światowego kryzysu - jest właśnie czas na pokazanie wizji. Jak zamierzamy się przed nim obronić, jak z niego wyjść i co robić potem. Premier i jego obóz w tworzeniu tych planów nie jest skazany na samotność i często nie będzie zmuszony do rozpoczynania tego dzieła od zera. Niech zechce na przykład skorzystać z dorobku profesora Jerzego Hausnera i zespołu jego współpracowników. Hausner - mając m. in. wsparcie prezydenta Komorowskiego - opracował trzy, mocno trzymające się ziemi - raporty i propozycje dotyczące przyszłego rozwoju Polski. Ostatni, dosłownie sprzed kilku dni, "Jak awansować w lidze światowej? Raport o konkurencyjności polskiej gospodarki".
Polski nie stać zresztą, by takich ludzi jak Hausner trzymać tylko na uniwersyteckich posadach, czy w zespołach eksperckich. Oni muszą czym prędzej zostać włączeni do codziennego rządzenia. Okazję po temu stwarza - mam nadzieję, że nie gołosłowna - zapowiedź gruntownej rekonstrukcji rządu. Do jesieni powinien powstać nowy, niekunktatorski rząd. Złożony z ludzi o znanych nazwiskach, mających mocną pozycję polityczną i wybitne kwalifikacje. Naprawdę można takich znaleźć. Wystarczy zapytać profesora Marka Belkę, obecnego prezesa NBP. Jego - niestety - krótkotrwały gabinet mógłby służyć za wzór.
I jeszcze jedno. Opinie publiczną oburzyły luksusowe wydatki rządzących z publicznej kiesy. Okazały się tym bardziej gorsząc, gdyż wcześniej szef rządu - gromko i w świetle reflektorów - rezygnował z funduszu reprezentacyjnego i prawił morały o potrzebie skromności. Panie Premierze, czas zrezygnować z tej obłudy. Naród zrozumie, że Pan i dostojnicy prawie czterdziestomilionowego państwa - członka Unii Europejskiej, muszą przyzwoicie zarabiać i nie mogą nosić się po dziadowsku. Nie wybaczy natomiast fałszu i tandety.
Jan Ordyński, komentator TVP i "Przeglądu" specjalnie dla Wirtualnej Polski