Jaki będzie Iran, jeśli przegra wojnę? "Nie będzie okupacji, będą ofiary i nowa elita w krawatach"
- Jeśli Iran przegra trwający konflikt z Izraelem, nie należy spodziewać się klasycznej okupacji czy zachodniego marszu na Teheran. Amerykańskie wojska nie postawią butów na irańskiej ziemi - mówi iranista Łukasz Przybyszewski. Zdaniem eksperta przyszłość Iranu rozstrzygnie się na jego ulicach, a nie na międzynarodowych konferencjach pokojowych.
- Amerykanie nie zdecydują się na interwencję lądową. Żeby okupować Iran, trzeba by było wysłać 400, a może nawet 600 tysięcy żołnierzy i zmieniać ich w rotacji. To jest po prostu niewykonalne - mówi WP Łukasz Przybyszewski, iranista i prezes Asia Freedom Foundation. - Wejdą jedynie jednostki specjalne, które wykonają konkretne zadania. Ale nie regularne wojsko. Iran musi rozpaść się od środka - dodaje.
Według eksperta po wojnie możliwy jest powrót do dawnych symboli i nazw. - Krążą plotki, że kraj mógłby wrócić do historycznej nazwy Persja. Ale historia nie powtarza się dosłownie. Nawet jeśli pojawi się ktoś z otoczenia dawnej monarchii, jak ostatni potomek szacha, to jego rola będzie co najwyżej przejściowa - zaznacza.
Prawdziwa zmiana, zdaniem iranisty, przyjdzie wraz z nową elitą, często wywodzącą się z obecnego systemu. - Ci, którzy dziś są lojalni wobec reżimu, po jego upadku założą garnitury, krawaty, które dziś nie są akceptowane, i przejdą na drugą stronę. Tak jak w Syrii, wielu islamistów, którzy dziś zarządzają, wygląda jak technokraci. Taki model może powtórzyć się w Iranie - ocenia Przybyszewski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oto prawdziwy cel Izraela. "Deklaracje często skrywają coś więcej"
Ekspert ostrzega jednak, że zanim dojdzie do jakiejkolwiek stabilizacji, Iran czekają ciężkie miesiące. - Zanim powstanie nowy rząd, ulice spłyną krwią. To nie będzie szybkie ani bezbolesne przejście. Ale w dłuższej perspektywie pojawi się nowa rzeczywistość - inna, niż ta, którą znamy, i być może inna niż ta, którą sobie teraz wyobrażamy - podsumowuje.
Rozmówca WP przewiduje, że po upadku rządów szaha, czyli niemal pięćdziesięciu latach religijnej indoktrynacji, społeczeństwo irańskie tylko stopniowo przejdzie proces obyczajowego rozluźnienia. Możliwy jest powrót do realiów przypominających czasy szacha, gdy noszenie chusty było kwestią wyboru - praktykowaną głównie przez osoby starsze i bardziej religijne. Iranista zakłada, że na początku z pewnością pojawi się fala euforii, ale znaczna część społeczeństwa pozostanie wierna konserwatywnym nawykom.
"Bitwa dopiero się zaczyna". Ajatollah odpowiada wymowną grafiką
Tymczasem 86-letni najwyższy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei przekazał, iż nie zaakceptuje wezwania prezydenta USA Donalda Trumpa do "bezwarunkowej kapitulacji". W środę po południu w telewizji odczytano jego oświadczenie, że "Iran nie zaakceptuje narzuconej wojny ani pokoju". W komunikacie przywódca ostrzega, że "wszelkie ataki Stanów Zjednoczonych na jego terytorium będą miały poważne nieodwracalne konsekwencje".
Według doniesień izraelskich mediów w atakach trwających od piątku zginęło wielu wysokich rangą dowódców wojskowych, w tym trzech głównych doradców Chameneiego z Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej - formacji liczącej 190 tys. członków elitarnych oddziałów. Wewnętrzny krąg doradców ajatollaha liczy około 15 osób, w tym dowódców Korpusu Strażników, duchownych i polityków.
Co ważne, współpracownicy Chameneiego poprzez konta w mediach społecznościowych opublikowali post o tematyce szyickiej w języku perskim. W imieniu ajatollaha napisano, że "bitwa się zaczyna".
W poście zamieszczono obraz mężczyzny trzymającego miecz, wchodzącego przez bramę przypominającą zamek, nad którą widać było ogniste smugi na niebie. To nawiązanie do Chajbaru, czyli terenu, na którym żydowscy mieszkańcy zostali podbici przez siły muzułmańskie w VII wieku.
Ali Chamenei i jego najbliższe otoczenie nie zamierzają się poddawać. To nie są ludzie, którzy dadzą się aresztować, stanąć przed sądem i podpisać kapitulację. Nawet jeśli wszystko wokół nich zostanie zniszczone, będą szli drogą męczeństwa. Taka postawa jest głęboko wpisana w ideologię i mit założycielski Islamskiej Republiki. Dla nich śmierć za sprawę to nie porażka, ale zwieńczenie misji. Chamenei nie chce zostać zapamiętany jako przywódca, który skapitulował
Trump jak szeryf z ręką na kaburze
Wejście USA do starcia pomiędzy Izraelem a Iranem było spodziewane przez analityków w krótkim czasie. Zapowiadały je ataki cybernetyczne na systemy tego kraju. Analitycy wskazują, że administracja prezydenta Trumpa wyraźnie zaostrzyła retorykę wobec Teheranu, żądając "bezwarunkowej kapitulacji" Iranu. Trump ostrzegł, że USA znają lokalizację Chameneiego, ale "na razie" nie planują zamachu.
We wtorek Trump powiedział reporterom, że USA "nie szukają zawieszenia broni", ale raczej "prawdziwego zakończenia" konfliktu o irański program nuklearny i że po dwóch miesiącach rozmów, w których Iran odmówił likwidacji swojego programu, "nie jest w nastroju do negocjacji".
- Szukamy czegoś lepszego niż zawieszenie broni - powiedział reporterom w Air Force One podczas nocnego lotu powrotnego do Waszyngtonu. Zapytany, co by to oznaczało, odparł: - Koniec. Prawdziwy koniec. Nie zawieszenie broni. Koniec… Albo całkowite poddanie się - zapowiedział.
W środę po południu polskiego czasu Donald Trump oświadczył, że przekazał Iranowi "ostateczne ultimatum", rozważając możliwość interwencji militarnej Stanów Zjednoczonych w konflikcie.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski