Jaka będzie przyszłość Afganistanu? Prognozy ekspertów dla WP.PL
- Obawiam się, że świat będzie próbował "wylogować się" z Afganistanu. A ten kraj bez wsparcia zewnętrznego, wojskowego i ekonomicznego nie przetrwa. I za chwilę nastąpi szybki powrót do tego, co było 10-15 lat temu, czyli wielkiego chaosu - ostrzega publicysta Tadeusz Wróbel, jeden z ekspertów zapytanych przez Wirtualną Polskę o przyszłość tego kraju. Po 13 latach wojny, spod Hindukuszu wycofuje się większość międzynarodowych wojsk. NATO zostawia tylko niewielki szkoleniowo-doradczy kontyngent.
Zobacz również galerię:Polacy kończą misję w Afganistanie.
Kończy się rok 2014 i kończy się misja ISAF, Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa w Afganistanie. Do domów wrócą też Polacy. Nie znaczy to, że pod Hindukuszem nie pozostanie już ani jeden żołnierz państw NATO. Od przyszłego roku, przez dwa lata, Sojusz będzie prowadził w Afganistanie misję szkoleniowo-doradczą. Ma w niej uczestniczyć ok. 12 tys. żołnierzy (do 150 z Polski). To niewiele w porównaniu ze szczytowym momentem zaangażowania zagranicznych sił w tym kraju, gdy było ich 140 tys.
Czy afgańska armia i policja poradzą więc sobie z zadaniem utrzymania pokoju na własnej ziemi? Jaka będzie dalsza przyszłość tego kraju? Mimo ostatniego kryzysu po wyborach prezydenckich, Afgańczycy postawią na demokrację? A może dojdzie do powtórki z historii, kiedy kilka lat po wyjściu spod Hindukuszu wojsk sowieckich władzę przejęli talibowie? Jak ułożą się relacje Kabulu z sąsiednimi stolicami?
Te pytania o przyszłość Afganistanu, po 13 latach wojny, zadaliśmy ekspertom.
Tadeusz Wróbel, ekspert ds. wojskowości, dziennikarz magazynu "Polska Zbrojna"
W ocenie eksperta "Polski Zbrojnej" afgańskie siły będą mieć od przyszłego roku ogromny problem z utrzymaniem bezpieczeństwa, m.in. dlatego że nie dysponują wystarczającą ilością ciężkiego uzbrojenia, takiego jak czołgi czy artyleria. Wróbel podkreśla, że Afgańczycy praktycznie nie mają lotnictwa bojowego. - W Stanach Zjednoczonych już mówi się o tym, że amerykańscy żołnierze będą nie tylko szkolić, ale otrzymają prawdo do udziału w operacjach wojskowych, jeśli zajdzie taka konieczność - twierdzi publicysta i dodaje, że w sytuacjach kryzysowych mogą po prostu zostać zmuszeni do udzielenia wsparcia wojskowego. - Amerykanie mają głęboko w pamięci efekt swojego całkowitego désintéressement, jaki zastosowali w przypadku Wietnamu Południowego w połowie lat 70. ubiegłego wieku. Mimo że zainwestowali w armię południowowietnamską ogromne pieniądze, bez ich wsparcia lotniczego, te siły się rozsypały - komentuje, dodając, że podobną sytuację obserwujemy obecnie w Iraku. - Amerykanie się wycofali (…) i po kilku
latach świat znów musi zbrojnie interweniować, bo irackie siły nie radzą sobie z rewoltą islamistów. A są o wiele mocniejsze niż armia afgańska - mówi.
Choć więc w zakresie nowej misji NATO, w której uczestniczyć będą też Polacy, nie ma operacji bojowych, walkę może wymusić sytuacja, konieczność samoobrony. Wróbel podkreśla jednocześnie, że "talibowie" to uproszczone pojęcie medialne, ponieważ działające w Afganistanie grupy rebelianckie są bardzo zróżnicowane i często jedynie luźno ze sobą powiązane lub nawet zwalczające się wzajemnie. Zdaniem dziennikarza nie są one jedynym zagrożeniem dla przyszłości Afganistanu. Ekspert upatruje niebezpieczeństw w wewnętrznych sporach o władzę, podziałach etnicznych i klanowych społeczeństwa, korupcji oraz słabości struktur państwowych. - Jeśli Afganistan nie zacznie się rozwijać cywilizacyjnie, to nadal będzie przysparzał nam problemów - mówi.
To nie jedyne ciemne chmury, jakie mogą nadciągnąć nad Afganistan. Wróbel zwraca uwagę na zewnętrzną groźbę, którą okazałoby się "odhaczenie sukcesu i zapomnienie" o Afganistanie przez społeczność międzynarodową. - Tak było po wyjściu Rosjan. Amerykanie i reszta Zachodu utracili zainteresowanie Afganistanem. Gdy pojawiły się depesze, że jest tam nowa wojna, tym razem afgańsko-afgańska, nikt nie chciał w to ingerować. Wszystkim wydawało się, że nie ma strategicznego interesu, by wydawać pieniądze i ryzykować życie żołnierzy. Efekt był taki, że do władzy po kilku latach doszli talibowie, którzy zaprosili Al-Kaidę i w końcu trzeba było wysłać żołnierzy - wyjaśnia ekspert i dodaje: - Obawiam się, że świat będzie próbował "wylogować się" z Afganistanu. A ten kraj bez wsparcia zewnętrznego, wojskowego i - co ważniejsze - ekonomicznego, na co potrzeba co roku miliardów euro czy dolarów, nie przetrwa. I za chwilę nastąpi szybki powrót do tego, co było 10-15 lat temu, czyli wielkiego chaosu.
Pozytywnym sygnałem, według eksperta, jest podpisanie przez nowe afgańskie władze porozumienia z USA i NATO, dzięki któremu obecność sił międzynarodowych mogła być przedłużona. Dobrym znakiem są też deklaracje kilkudziesięciu państw o gotowości uczestnictwa w nowej operacji. - Jest nadzieja w tym, że jako NATO wychodzimy z Afganistanu, ale tam zostajemy, że ta misja międzynarodowa nie zakończy się z dnia na dzień, żołnierze nie zwiną flag i nie wymaszerują. To byłaby dopiero tragedia - komentuje i dodaje: - Niemniej jednak to rozwiązanie tylko na najbliższe lata. Kmdr Janusz Walczak, dyrektor Departamentu Prasowo-Informacyjnego MON
- Kraje natowskie wykonały ogromną robotę w Afganistanie: bardzo wspierały siły zbrojne tego kraju, politykę, system zarządzania, a dodatkowo wspomagały go humanitarnie i gospodarczo. Jest pewien inny fundament - mówi komandor Walczak, który w przeszłości był dziennikarzem, zajmował się także fotografią wojenną, był w Afganistanie, Pakistanie i Iraku.
Wojskowy zauważa, że NATO, wchodząc do Afganistanu, wiedziało, że będzie musiało się w pewnym momencie wycofać, i postawiło sobie określone cele: wzmocnienie państwowości, przeprowadzenie demokratycznych wyborów, pomoc w utworzeniu samodzielnych sił bezpieczeństwa. - Te wszystkie cele zostały osiągnięte. Już w ubiegłym roku rozpoczęło się przekazywanie prowincji pod zarządzanie administracji Afganistanu. Można więc zadawać sobie pytanie: co dalej? Nikt nie jest w stanie ocenić, co się stanie - dodaje.
Choć 4 grudnia oficjalnie kończy się ostatnia zmiana Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie, nasz kraj nadal będzie związany z Azją. Także polscy żołnierze mają uczestniczyć w kolejnej misji NATO pod Hindukuszem o nazwie "Resolute Support", rozpoczynającej się z początkiem przyszłego roku. - Będziemy zajmowali się doradzaniem w dziedzinach, o której Afganistan poprosi. Duża część polskich żołnierzy będzie zapleczem logistycznym oraz ochroną tych, którzy mają zajmować się wsparciem. Polscy instruktorzy mają odpowiadać za doradzanie dowództwom wojskowym i sztabom od poziomu korpusów wzwyż - wyjaśnia kmdr Walczak i dodaje, że nie będzie mowy o "narzucaniu naszej woli, bo będziemy tam gośćmi".
Pytany o to, czy stosunkowo niewielkie liczebnie siły misji NATO (ok. 12 tys., z czego 8 tys. wojsk amerykańskich) nie staną się celem dla rebeliantów, odpowiada: - Żołnierze "Resolute Support" nie będą prowadzili działań operacyjnych ani taktycznych, czyli nie będą w polu. Mają zajmować się wsparciem niejako z drugich rzędów, więc nie będą stanowili celów.
Ale czy dla rebeliantów doradczo-szkoleniowy charakter misji będzie miał znaczenie? Czy też członkowie misji staną się dla nich kolejnymi zagranicznymi żołnierzami? - Można przyjąć takie założenie, ale pamiętajmy, że jesteśmy tam na zaproszenie rządu afgańskiego i to on deklaruje bezpieczeństwo misji - odpowiada wojskowy.
Jakub Gajda, orientalista, publicysta, który wielokrotnie podróżował po Afganistanie, ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego i Fundacji Aleksandra Kwaśniewskiego "Amicus Europae"
Analityk fundacji im. Pułaskiego podkreśla, że choć kończy się misja ISAF, z Afganistanu nie wyjeżdżają wszyscy zachodni żołnierze. Przyznaje on jednak, że większa odpowiedzialność będzie od przyszłego roku spoczywać na afgańskiej armii (ANA) i policji. - Te siły są liczebne, stosunkowo dobrze wyposażone, więc teoretycznie powinny sobie poradzić - ocenia Gajda. Jednocześnie zauważa, że wątpliwości, co do rozwoju sytuacji pod Hindukuszem, może budzić m.in. lojalność żołnierzy i policjantów. W przeszłości zdarzały się przypadki dezercji, współpracy z rebeliantami, a nawet zamachów na zachodnich żołnierzy, gdy atakującymi okazywali się ludzie w mundurach.
Według Gajdy Afgańczycy pokazali podczas ostatnich wyborów, że chcieliby pójść drogą demokracji - Objawiło się to m.in. tym, że tłumnie ruszyli na głosowanie - wyjaśnia ekspert. - Mam sygnały z Kabulu, że społeczeństwo mocno stawia na rząd Abdullaha i Ghaniego - dodaje orientalista, odnosząc się do wrześniowego porozumienia między politykami, które zakończyło trwający kilka miesięcy kryzys powyborczy. Fotel prezydenta przypadł ostatecznie Aszrafowi Ghaniemu, a jego konkurent, Abdullah Abdullah, objął specjalnie utworzone stanowisko szefa władzy wykonawczej. - Na czele państwa mamy właściwie dwie osoby. Paradoksalnie, może być to najlepszym rozwiązaniem w obecnej sytuacji, bo zaczyna się rodzić jedność narodowa, o którą bezskutecznie zabiegano przez ostatnie lata - wyjaśnia Gajda.
Publicysta podkreśla, że nie znaczy to, iż Afganistanu nie czekają trudne momenty, ponieważ "przypominać o sobie" będą talibowie. Według eksperta nie mają oni jednak obecnie tak dużej siły, by przejąć władzę w kraju. Gajda zgadza się, że jednym z największych zagrożeń dla przyszłości afgańskiej państwowości jest korupcja. Ekspert zauważa jednak, że zarówno Ghani, jak i Abdullah już jako kandydaci na urząd prezydenta podkreślali znaczenie walki z tym zjawiskiem. - To (korupcja - red.) jest coś, co pożera inicjatywy w Afganistanie od lat. Ogromne pieniądze, które zostały w ten kraj wpompowane, w bardzo niewielkim stopniu wykorzystano zgodnie z założonymi celami - tłumaczy i dodaje, że sam, podróżując po Afganistanie, spotykał się z korupcją. - W miejscach, gdzie władza nie jest scentralizowana, nie ma nadzoru: kto rano wstaje, ten ustala prawo. (…) Każdy Afgańczyk, wychowany jako dziecko wojny, bo innej rzeczywistości nie zna, myśli o tym, jak najwięcej dla siebie zgromadzić. A jakimi środkami do tego
dochodzi, to inna sprawa - dodaje.
Gajda ocenia, że w relacjach z innymi krajami regionu istotne będą stosunki z Indiami. - Nie graniczą one bezpośrednio z Afganistanem, ale są jego strategicznym partnerem. (…) (Indie) będą starały się złapać w kleszcze Pakistan - wyjaśnia ekspert. - Potężnym sąsiadem jest też Iran, dla którego Afganistan to ważny element budowania regionalnej pozycji - dodaje, przewidując, że Teheran może inwestować np. w afgańską infrastrukturę, by tak przeciągnąć Kabul na swoją orbitę wpływów.
Polski orientalista podkreśla jednak ogólną nieufność Afgańczyków do swoich sąsiadów. - Za największe przekleństwo uważają swoje położenie geograficzne między silnymi państwami i na granicach wpływów - tłumaczy i dodaje: - Afganistan był, jest i prawdopodobnie nadal będzie terenem wojen zastępczych, "bitew" między siłami zewnętrznymi.
Dr hab. Joanna Modrzejewska-Leśniewska, historyk ze Szkoły Głównej Handlowej, autorka książek o Afganistanie
- Najbliższy rok może być bardzo ciężki dla Afganistanu, który raczej pozostanie niestabilny wewnętrznie - prognozuje dr Modrzejewska-Leśniewska, zwracając uwagę, że szczególnie południe kraju będzie bardzo problematyczne. To właśnie tam dochodzi do najcięższych starć z talibami. Według ekspertki celami ataków mogą stać się w przyszłości urzędnicy i inny przedstawiciele władzy centralnej.
Dr Modrzejewska-Leśniewska nie spodziewa się jednak powtórki scenariusza z lat 90. ubiegłego wieku, gdy władzę - po kilku latach wewnętrznych walk - przejęli talibowie, wprowadzając twarde prawo szariatu. Może się jednak okazać, że staną się oni elementem legalnej władzy. - Podejrzewam, że dojdzie do włączenia części ugrupowań o charakterze talibskim, bo nie jest to jedna grupa, do sfery władzy - ocenia politolog.
Pod znakiem zapytania stanęłoby wówczas m.in. prawo do edukacji kobiet, które w okresie rządów talibów nie mogły chodzić do szkół. Ekspertka z SGH przypomina, że nawet teraz Afganistan jest pod tym względem nierówny - inna jest sytuacja kobiet w miastach, inna na prowincji. - To nie jest kwestia tylko dostępu kobiet i dziewcząt do edukacji. Szkół brakuje także dla chłopców - komentuje dr Modrzejewska-Leśniewska, dodając, że kłopoty ma również służba zdrowia.
Czy niepewna przyszłość i wszechobecna w Afganistanie korupcja tylko pogłębią te problemy? - Obecnie większość budżetu powstaje z darowizn i finansowania zewnętrznego. Jeśli zostanie ono utrzymane, z wymogami, na co fundusze maja być wydawane, to jest nadzieja - mówi autorka książek o Afganistanie i dodaje: - Jeśli finansowanie będzie coraz mniejsze, a korupcja "zje" część tych środków, władze w Kabulu postawią na zbrojenia i utrzymanie wojska oraz policji. Edukacja i zdrowie nie będą pierwsze na liście budżetowej.
Zdaniem dr Modrzejewskiej-Leśniewskiej normalizacja sytuacji w Afganistanie będzie bardzo trudna bez zaangażowania Pakistanu. Problem w tym, że oba kraje mają od dawna złe relacje, m.in. przez spory graniczne. Wpływ na przyszłość Afganistanu będą mieć również Chiny. - Chińczycy wykupili prawa do korzystania z jednego z największych złóż miedzi - mówi ekspertka, dodając, że w takiej sytuacji Pekin będzie zainteresowany stabilizacją Afganistanu, choć bez wtrącania się w kwestie polityczne. - Także Iran próbuje grać swoją kartą w Afganistanie - dodaje i wyjaśnia: - Problemem są uprawy maku, których część eksportu przechodzi przez irańskie terytorium. Teheran wolałby więc stabilnego sąsiada, niż zawieruchę.
Rozmawiała Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska