Jak Tomasz Sz. wyjechał na Białoruś? "Legalnie, miał paszport i wizę"
Sprawa Tomasza Sz., byłego sędziego, który miał poprosić o azyl na Białorusi, wciąż budzi wiele kontrowersji. Jak udało mu się dotrzeć do Mińska? "Rzeczpospolita" ustaliła, że zrobił to legalnie. Przez jedyne otwarte przejście graniczne Terespol-Brześć.
11.05.2024 | aktual.: 11.05.2024 13:42
Były sędzia nie stosował żadnych forteli, by dotrzeć na Białoruś - informuje "Rzeczpospolita". Miał ważny paszport i białoruską wizę. Stawił się na jedynym czynnym przejściu granicznym Terespol-Brześć, okazał dokumenty i spokojnie je przekroczył. Informację tę potwierdził gazecie Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Krajowej.
Dlaczego nikt go nie zatrzymał? Bo nie było do tego żadnych podstaw. Straż Graniczna sprawdza podróżnych w bazach - głównie policyjnych, czy nie są poszukiwani listem gończym. Tomasz Sz. w bazie nie figurował, więc granicę przekroczył.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Dlaczego wyjazd umknął uwadze służb?
"Problemem jest to, dlaczego wyjazd do państwa reżimowego sędziego, który z racji zawodu ma w kraju dostęp do największych tajemnic, w tym 'ściśle tajnych' - umknął uwadze służb?" - zastanawia się "Rzeczpospolita".
- To efekt tego, że sędziowie pozostają poza systemem osłony kontrwywiadowczej, co wykorzystał Sz. - tłumaczy dziennikowi były wysoki oficer jednej ze służb specjalnych.
Bez weryfikacji
Rząd chce teraz wprowadzić nowe, ostrzejsze zasady m.in. wobec sędziów, którzy mają dostęp do informacji niejawnych z mocy prawa. Obecnie ABW, zgodnie z ustawą z 2010 r., nie może przeprowadzać wobec nich, ale także prokuratorów, posłów i innych ważnych urzędników państwa, postępowania sprawdzającego. To oznacza, że tysiące osób mogą mieć dostęp do informacji niejawnych bez jakiejkolwiek weryfikacji.
Gdyby taka weryfikacja miała miejsce, być może już wcześniej ktoś zwróciłby uwagę na sędziego Sz., który orzekał w WSA w Warszawie w tak wrażliwych sprawach, jak odmowy wydania certyfikatów bezpieczeństwa wysokim oficerom służb. Człowieka, który miał dostęp do wrażliwych informacji, a jednocześnie kolosalne długi, wciąż nowo zaciągane kredyty i zerowy majątek - przypomina "Rzeczpospolita".
Jeszcze jedna szokująca kwestia
W sprawie Tomasza Sz. jest jednak jeszcze jedna szokująca kwestia. W sierpniu 2019 r., po ujawnieniu "afery hejterskiej", został on przez prezesa WSA odsunięty od czynności służbowych na 30 dni. Sprawą Sz. zajął się rzecznik dyscyplinarny NSA. Jednak 17 października 2019 r. zawiesił postępowanie dyscyplinarne. Powód? Prokuratura Regionalna w Lublinie nie przekazała mu materiałów z toczącego się w tej sprawie śledztwa.
Źródło: "Rzeczpospolita"