Jak strażnicy miejscy łamali prawo...
Strażnicy miejscy z Warszawy wyjawiają kolejne nieprawidłowości, do których dochodziło podczas rządów w stolicy Prawa i Sprawiedliwości. To efekt wczorajszej publikacji "Polski".
Dziennik ujawnił, że Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi śledztwo w sprawie nagminnego przekraczania uprawnień przez funkcjonariuszy w latach 2002-2006.
04.12.2008 | aktual.: 04.12.2008 08:59
Ówcześni zwierzchnicy miejskiej formacji - Władysław Stasiak, wiceprezydent Warszawy, i Witold Marczuk, komendant straży miejskiej - mieli nawet zachęcać do przekraczania uprawnień.
Strażnicy mieli dyspozycje ścigać przestępców, mimo że ustawa o straży miejskiej na to nie zezwala.
Za zgodą Marczuka patrole interwencyjne wyposażono w młoty do wyważania drzwi. Podobnych narzędzi używają elitarne jednostki policji i wojska. Wykorzystała je jedna z grup operacyjnych, która za pomocą młota wtargnęła do domu policjanta, by odebrać mu dziecko.
Strażnicy zabawili się w antyterrorystów na prośbę koleżanki z pracy. Rozwodząca się kobieta zapragnęła odebrać syna ojcu. Mimo że kierownictwo wiedziało o zajściu, wobec jego uczestników nie wyciągnęło żadnych konsekwencji.