ŚwiatJak śmierć przywódcy talibów Hakimullaha Mehsuda wpłynie na Pakistan i cały region?

Jak śmierć przywódcy talibów Hakimullaha Mehsuda wpłynie na Pakistan i cały region?

Hakimullah Mehsud, przywódca pakistańskich talibów, był jednym z najbardziej poszukiwanych przez USA terrorystów. Mimo to, gdy zginął podczas ostrzału amerykańskich dronów, w Islamabadzie zawrzało. Władze Pakistanu liczyły na układ z Mehsudem - choć być może włożyłyby głowę do paszczy lwa. Jednak jego śmierć też nie przyniesie pokoju w regionie, ponieważ prawdopodobnie trwa już walka o władzę w ruchu talibów. Najpewniej więc "karierę" także następnego dowódcy zakończy rakieta wystrzelona z bezzałogowca.

Jak śmierć przywódcy talibów Hakimullaha Mehsuda wpłynie na Pakistan i cały region?
Źródło zdjęć: © AFP | A Majeed

06.11.2013 | aktual.: 06.11.2013 12:32

1 listopada 2013 roku przejdzie do historii ruchu talibów pakistańskich (Tehrik-e Taleban Pakistan, TTP) jako wyjątkowo niefortunny. Śmierć Hakimullaha Mehsuda, poniesiona w wyniku ataku amerykańskich dronów, może być bardzo brzemienna w skutki, nie tylko dla samych talibów pakistańskich, ale i dla Pakistanu oraz całego regionu. Eliminacja Hakimullaha to dla TTP nie tylko strata charyzmatycznego i niezwykle skutecznego lidera, który związany był z ruchem od samych początków jego istnienia. To również poważne ryzyko zerwania dopiero co podjętych prób podjęcia rozmów politycznych z władzami w Islamabadzie. Rozmów, które talibowie prowadzić mieli faktycznie z pozycji siły, niemalże dyktując rządowi warunki zawarcia ew. "pokoju".

Powołany jako federacja wcześniej odrębnych lokalnych organizacji, grup i grupek islamskich radykałów, Tehrik-e Taliban Pakistan miał pierwotnie za zadanie reprezentować pusztuńskich w większości islamistów z północnego Pakistanu wobec rządu centralnego w Islamabadzie. Głównym i najważniejszym celem było dążenie do zaprowadzenia (jeśli trzeba - także zbrojnie) na kontrolowanych przez siebie terenach reguł życia społeczno-politycznego i ekonomicznego opartych o surową interpretację sunnickiego islamu (głównie w wydaniu lokalnej szkoły teologicznej, deobandyzmu).

TTP pod rządami pierwszego kierownictwa, z Baitullahem Mehsudem na czele, nie interesował się ideologią globalnego dżihadu, głoszoną przez Al-Kaidę. Pakistańscy talibowie tolerowali działających na ich terenach dżihadystów, a nawet okazjonalnie współpracowali z nimi, traktując ich jako przydatnych sprzymierzeńców w walce o własne lokalne cele strategiczne. Sytuacja ta zmieniła się jednak radykalnie, gdy w sierpniu 2009 roku rakiety odpalone z amerykańskiego drona przerwały błyskotliwą karierę Baitullaha.

Nowy przywódca, nowe cele

Nowym emirem Tehrik-e Taleban Pakistan został wtedy Hakimullah Mehsud (krewniak Baitullaha). Ten 30-letni wówczas watażka był już uznanym i doświadczonym militarnie regionalnym dowódcą talibów pakistańskich w dystrykcie Arakzai, cieszącym się sporą sławą i mającym na stałe pod swą komendą kilka tysięcy zaprawionych w bojach bojowników. Równocześnie Hakimullah prezentował w elitach TTP nową linię ideologiczną i polityczną - współpracując blisko z arabskimi w większości komendantami polowymi Al-Kaidy, działającymi na pograniczu pakistańsko-afgańskim, szybko przyswoił sobie ich poglądy, sposób postrzegania rzeczywistości międzynarodowej i ideologię.

Obejmując funkcję emira TTP, Hakimullah miał więc już jasno sprecyzowaną wizję kierunku, w którym powinien podążać ruch talibów pakistańskich - jego nowym celem, ważniejszym od partykularnych, lokalnych interesów, musi stać się ogólnoświatowy dżihad. Na efekty tej rewolucyjnej zmiany w strategii TTP nie trzeba było długo czekać. Talibowie zerwali wszelkie układy i wcześniejsze umowy z rządem w Islamabadzie, podejmując (trwającą w zasadzie aż do dziś) kampanię zmasowanego terroru, wymierzoną przeciwko pakistańskim instytucjom państwowym oraz "heretykom" (szyitom) i "niewiernym" (chrześcijanom).

Kampania terroru

W ciągu ostatnich czterech lat w zamachach terrorystycznych i atakach zginęło w Pakistanie niemal 5 tys. ludzi, w zdecydowanej większości cywilów. TTP pod kierownictwem Hakimullaha zaangażowało się również aktywnie w wojnę w sąsiednim Afganistanie, wspierając ludźmi, bronią i sprzętem afgańskich pobratymców z Ruchu Talibów mułły Mohammada Omara.

Na przełomie 2009 i 2010 roku Tehrik-e Taleban Pakistan nawiązał formalną współpracę z Al-Kaidą, kontaktując się z urzędującą na pakistańskich terytoriach plemiennych centralą tej organizacji. Hakimullah chwalił się potem, że widział się osobiście z samym Osamą bin Ladenem, któremu miał uroczyście złożyć tradycyjny bajat (ślubowanie wierności i podporządkowania) w imieniu TTP. Za tymi wiernopoddańczymi gestami poszły i czyny - 1 maja 2010 roku wyszkolony w obozach TTP w Pakistanie terrorysta (Faisal Szah’zad) podjął próbę zdetonowania bomby domowej roboty w samym sercu nowojorskiego Times Square. I choć zamach nie powiódł się, to o TTP usłyszał wówczas cały świat, a sama organizacja dowiodła, że poważnie traktuje swe nowe priorytety strategiczne. Jednak chyba najbardziej spektakularną operacją terrorystyczną, podjętą przez Hakimullaha i jego TTP, był udany zamach na bazę CIA w Chost w Afganistanie, dokonany 30 grudnia 2009 roku przez jordańskiego dżihadystę, odgrywającego rolę skłonnego do współpracy z
Amerykanami islamskiego ekstremisty. Akcja, zaplanowana ponoć osobiście przez emira TTP i jego ówczesnego zastępcę, Wali-ur Rehmana (zginął w ataku dronów w maju br.), spowodowała śmierć siedmiu wysokich rangą funkcjonariuszy CIA i wystawiła Agencję na pośmiewisko - "skruszony" terrorysta został wpuszczony do centrum bazy na spotkanie z agentami bez uprzedniego przeszukania...

Pod rządami talibów

Ruch pakistańskich talibów osiągnął pod kierownictwem Hakimullaha Mehsuda pozycję i znaczenie, jakimi nie cieszył się nigdy wcześniej. Dzisiaj jego struktury kontrolują faktycznie niemal cały obszar terytoriów plemiennych na pograniczu pakistańsko-afgańskim (FATA, Federalnie Administrowane Obszary Plemienne) oraz sąsiedniej prowincji Chajber Pachtunchwa . I choć formalnie administracja na większości tego obszaru wciąż podlega władzom w Islamabadzie, działając w miarę normalnie, to prawda jest taka, że najwięcej do powiedzenia w sensie politycznym i formalnym mają tam właśnie talibowie.

Żaden lokalny polityk, urzędnik czy funkcjonariusz sił porządkowych nie zrobi nic, co nie zostało uzgodnione z emirem TTP lub jego emisariuszami. W przeciwnym razie ryzykuje życiem swoim i swych bliskich, o czym przekonał się już niejeden ambitny przedstawiciel państwa pakistańskiego, skierowany do służby w te regiony niekoniecznie w ramach awansu zawodowego.

Po wielu latach umacniania swych wpływów w regionie pogranicza afgańskiego, TTP ma też coraz więcej do powiedzenia w sąsiednim Beludżystanie (gdzie doskonale dogaduje się z równie niechętnymi wobec Islamabadu przemytnikami i rebeliantami z ludu Beludży), a nawet w "rdzennie" pakistańskich prowincjach Pendżab i Sindh.

Sojusz z Al-Kaidą i współpracującymi z nią kaszmirskimi ugrupowaniami islamistycznymi (m.in. Laszkar-e-Toiba i Dżajsz-e-Mohammad) daje z kolei TTP możliwość korzystania z ich bogatej infrastruktury szkoleniowej w pakistańskiej części Kaszmiru. Ten ostatni aspekt aktywności talibów z TTP to zresztą czysty paradoks: oto organizacje islamistyczne założone i sponsorowane przez pakistańskie tajne służby do zwalczania indyjskich wpływów w Kaszmirze jawnie wspierają grupę, która za cel stawia sobie... obalenie obecnych władz i porządku konstytucyjnego w kraju.

Zagrożenie dla atomowego państwa

Tehrik-e Taliban Pakistan stał się więc w ostatnich latach, m.in. dzięki Hakimullahowi Mehsudowi, potężnym aktorem na pakistańskiej scenie politycznej. Wraz z miriadami innych fundamentalistycznych struktur islamskich, aktywnych w tym kraju, ruch talibów jest dziś czynnikiem skutecznie - a co gorsza systematycznie i wytrwale - podkopującym fundamenty funkcjonowania Pakistanu jako w miarę sprawnego państwa regionu Azji Południowej. Fakt ten można by od biedy bagatelizować, gdyby nie jeden czynnik - arsenał nuklearny i rakietowy Islamabadu. Te kilkadziesiąt głowic atomowych, wraz z kilkuset rakietami zdolnymi do ich przenoszenia (o zasięgu nawet do 2,5 tys. km), to niedający się nijak wyeliminować element strategicznej rozgrywki w regionie.

Rząd w Islamabadzie - słaby, poddany politycznemu szantażowi ze strony różnych grup społecznych i sił politycznych (wśród których prym wiodą radykalni wyznawcy islamu) - doskonale zdaje sobie sprawę ze swej sytuacji i położenia. Stąd też koncepcja rozmów z TTP, które w zamyśle władz miały doprowadzić do "ugłaskania" choć tego jednego lwa, czyhającego od dawna na swą ofiarę.

Sęk w tym, że taka strategia "głaskania drapieżnika" była już stosowana wcześniej - nawet zanim jeszcze powstał jeden silny i spójny ruch talibów. Efekty takiej krótkowzrocznej polityki obserwujemy właśnie dzisiaj. Tak więc planowane negocjacje między rządem a TTP - w świetle ostatnich wydarzeń najpewniej odłożone na bliżej nieokreśloną przyszłość - i tak raczej nie miały większych szans na doprowadzenie do rzeczywistego przełomu i poprawy sytuacji w Pakistanie. Doprowadziłyby raczej do kolejnych ustępstw Islamabadu wobec wojowniczych Pasztunów i ich sprzymierzeńców, a tym samym do dalszego zaognienia konfliktu. Tym niemniej, w krótkiej perspektywie czasowej, rozmowy takie - a wraz z nimi zawieszenie broni i szansa na choćby chwilowe zmniejszenie skali zamachów terrorystycznych - były rządowi niezbędne dla zyskania choć krótkiej chwili politycznego oddechu. Eliminacja Hakimullaha przez Amerykanów wytrąciła cały ten skomplikowany wewnątrzpakistański układ z równowagi, czego skutki są dziś trudne do
przewidzenia.

Z drugiej strony nie można jednak zapominać, że Hakimullah był do cna zdemoralizowanym i pozbawionym głębszych uczuć zbrodniarzem, mającym na swych rękach krew tysięcy Pakistańczyków (głównie szyitów i chrześcijan), których kazał mordować w imię swych ideałów i politycznych celów. To on właśnie odszedł od koncepcji swego poprzednika na stanowisku emira TTP (Baitullaha Mehsuda), zakładającej względne "oszczędzanie" pakistańskich chrześcijan i traktowanie ich raczej jako źródła potencjalnego znacznego dochodu dla przyszłego kalifatu w postaci dżizji (tradycyjnego wysokiego podatku nakładanego na "niewiernych"). Hakimullah, kierując się ideologią Al-Kaidy, wolał dążyć do całkowitego pozbycia się chrześcijan (zabijając ich lub zmuszając do emigracji), niż na nich zarabiać.

Kulisy decyzji USA?

Co ciekawe, niewątpliwy sukces operacyjny CIA, jakim stało się wyeliminowanie Hakimullaha, zbiegł się w czasie z nasileniem się w samych Stanach Zjednoczonych dyskusji na temat legalności i etycznych podstaw programu wykorzystywania dronów. To raczej nie może być przypadek. Najpewniej Hakimullah był już od dawna "rozpracowany" i namierzony przez CIA, ale wstrzymywano się z decyzją o jego eliminacji, kierując się właśnie np. interesami rządu pakistańskiego wobec TTP. Gdy kwestia legalności i zasadności stosowania dronów sięgnęła w USA zenitu, angażując nawet Kongres, ktoś w Pentagonie lub Białym Domu mógł podjąć decyzję o "odstrzeleniu" lidera TTP właśnie teraz, bez względu na potencjalne konsekwencje dla sytuacji w samym Pakistanie, aby uzyskać spektakularny argument w dyskusji nad przyszłością operacji z udziałem bezpilotowców.

Niezależnie od tego, jakie były kulisy akcji, Hakimullah dołączył do niewątpliwie elitarnego grona ok. 100 wysokich rangą liderów i komendantów Al-Kaidy, TTP, talibów afgańskich i wielu mniejszych organizacji islamistycznych operujących na pograniczu afgańsko-pakistańskim, wyeliminowanych w ostatnich dziewięciu latach przy użyciu dronów.

Scheda po Hakimullahu

Tehrik-e Taliban Pakistan nie wyznaczyła jeszcze kolejnego emira. Sprzeczne doniesienia z regionu sugerują, że w organizacji zaczyna się chyba walka o władzę i schedę po Hakimullahu, choć żaden spośród potencjalnych kandydatów na emira TTP nie ma nawet cienia tej charyzmy i poważania, jakimi cieszył się on za życia. Ani jego formalny zastępca Sadżha Mehsud (a.k.a. Khan Said), znany szerzej jedynie ze swej roli w przygotowaniu spektakularnego ataku na bazę lotnictwa pakistańskiej marynarki wojennej w Karaczi w maju 2011 roku. Ani tym bardziej demoniczny Asmatullah Szahi'in Bhittani, wymieniony w komunikacie TTP z 3 listopada br. jako "tymczasowy emir organizacji" - uzależniony od opiatów psychopata, terroryzujący nawet własnych podwładnych i powszechnie znienawidzony za swą brutalność.

Ten brak charyzmatycznych kandydatów do roli lidera TTP nie powinien jednak dziwić. Jak bowiem pokazują wydarzenia ostatnich lat, stanowisko emira TTP to raczej bilet w jedną stronę, a finałem takiej kariery najczęściej bywa rakieta Hellfire, odpalana z bezpilotowaca typu Predator lub Reaper.

Czas pokaże, jakie będą dalsze losy TTP, jedno wszak wydaje się pewne - śmierć Hakimullaha będzie mieć wiele dalekosiężnych skutków dla samego Pakistanu, całego regionu oraz dla dalszej wojny z islamskim ekstremizmem.

Tomasz Otłowski dla Wirtualnej Polski

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)