Jak się zarabia na poczuciu zagrożenia Amerykanów?
Wielu Amerykanów z przerażeniem przyjmuje komunikaty władz o zagrożeniu terrorystycznym, ale okazję do interesów zwietrzyli sprzedawcy najróżniejszych artykułów pomagających przetrwać w razie ataku. Zacierają ręce, bowiem interes idzie znakomicie.
22.02.2003 | aktual.: 22.02.2003 13:27
"Sprzedajemy jak szaleni. Od kiedy podnieśli poziom alertu z żółtego na pomarańczowy, sprzedaż wzrosła o 300%" - cieszy się Eleanor Perschin, która w w jednej z nowojorskich firm z branży odpowiada za marketing. W innej firmie mówią, że w ostatnim czasie tygodniowe obroty sięgają 300 tys. dol., co jest kwotą 10- 15 razy większą, niż zwykle.
Poziom alarmu podwyższono na pomarańczowy (bardzo wysoki) 7 lutego. Najbardziej przejęli się tym mieszkańcy wielkich miast. Amerykańskie sklepy sprzedają nawet do 300 masek gazowych dziennie. Jednak spory popyt jest także na kombinezony chemiczne, latarki, czy urządzenia emitujące sygnały dźwiękowe.
Firma Quark Securities reklamowała ostatnio w "New York Timesie" cały zestaw ratunkowy, w skład którego wchodzi maska gazowa, kombinezon, lampa, siekiera, rękawice ochronne, kanistry na wodę i alarm dźwiękowy. Na pomysł połączenia tych rzeczy specjaliści przedsiębiorstwa wpadli po zamachach z 11 września. Zainteresowanie jest olbrzymie.
Firmy nie mają problemu ze zbyciem na rynku najzwyklejszych zestawów do pierwszej pomocy, kiedyś długo zalegających na półkach. Sklepy wciąż mają dla producentów nowe zamówienia. Matthew Henry z Kalifornii powiedział, że jego firma sprzedała w ostatnim tygodniu 30 razy więcej zestawów, niż kiedyś.
Ceny są różne - od 275 dol. za zestaw bezpieczeństwa dla dorosłej osoby, do 1275 dol. - dla rodziny z dwójką dzieci.
W przypadku ataku chemicznego albo nuklearnego przydatność wszelkich tego rodzaju wyrobów może się okazać wątpliwa, ale - jak mówi Frederic Samama z firmy Safer America - "chodzi o to, że sprzedaje się bezpieczeństwo, ale także spokój ducha". (mag)