Jak sanepid wysłał milion osób na kwarantannę? Wychodzi, że to dzięki uporowi ministra Czarnka
To dzięki zakażeniom koronawirusem wśród uczniów, a później śledzeniu kontaktów w szkołach, pracownikom sanepidu udało się wysłać na kwarantannę ponad milion osób. Z danych wynika, że aż kilkaset tysięcy Polaków "domowy areszt" może zawdzięczać ministrowi edukacji, który upierał się, aby nie zamykać placówek. - Większość zgłoszeń pochodzi ze szkół - przyznaje w rozmowie z WP rzecznik prasowy sanepidu.
Kwarantanną objęto już 1 milion 68 tys. Polaków. To rekord od początku epidemii COVID-19 w Polsce. Po przeanalizowaniu danych w oczy rzuca się jeden bardzo widoczny trend: najmniej osób trafiło na kwarantannę w województwach, gdzie najwcześniej zamknięto szkoły z powodu rozpoczynających się ferii zimowych.
W woj. kujawsko-pomorskim, lubuskim, małopolskim, świętokrzyskim i wielkopolskim uczniowie poszli na ferie 17 stycznia, czyli tydzień po przerwie świąteczno-noworocznej. W tych regionach odsetek mieszkańców na kwarantannie utrzymuje się przy wartości około 1 proc. (na mapie są zaznaczone kolorem żółtym).
21 stycznia był ostatnim dniem nauki dla uczniów woj. warmińsko-mazurskiego i podlaskiego. Odsetek mieszkańców skierowanych na kwarantannę jest tam nieco wyższy - wynosi około 2 proc.
Z kolei tam, gdzie szkoły działały najdłużej (czerwone i fioletowe województwa na mapie), odsetek osób na kwarantannie przekracza 3, a nawet 4 proc. mieszkańców.
Według Piotra Tarnowskiego, autora map i analityka danych nt. epidemii, wyraźnie widać, że tam, gdzie szkoły zostały zamknięte wcześnie, było najmniej skierowań kwarantannę.
Policzyliśmy, że gdyby w całej Polsce nauka zdalna rozpoczęłaby się 17 stycznia, kwarantanny mogłoby uniknąć około 500 tys. osób. Ta liczba wynika z różnicy pomiędzy województwami, które miały ferie jako pierwsze, a tymi, w których szkoły działały do 27 stycznia.
Sanepid: większość osób na kwarantannie to zgłoszenia szkół
Szymon Cienki, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego potwierdził, iż do umieszczenia miliona osób na kwarantannie w największym stopniu przyczyniły się zgłoszenia ze szkół.
- Dominują osoby objęte kwarantanną w ramach tzw. zgłoszeń instytucjonalnych, które są w większości zgłaszane przez szkoły - przekazał urzędnik.
- Ze względu na wiek uczniów i terminy rozpoczęcia szczepień, szkoły należą do procentowo mniej wyszczepionej części populacji. W sytuacji narażenia w środowisku szkolnym udział osób, które z powodu narażenia zostaną skierowane na kwarantannę, będzie więc relatywnie większy niż w przypadku narażeń w zakładach pracy, które zatrudniają częściej zaszczepione osoby dorosłe, które nie podlegają kwarantannie w ogniskach zakładowych - wyjaśnił.
Co mówił Przemysław Czarnek przed piątą falą?
Przypomnijmy, że minister edukacji Przemysław Czarnek jeszcze w połowie grudnia twierdził, że w szkołach dochodzi do kilku procent zakażeń. Ekspertom, którzy alarmowali, że kontakty w szkołach napędzają epidemię, zarzucał skrajną nieodpowiedzialność i "uderzenie w polskie dzieci". Stwierdził, iż dotychczasowy model ochrony szkół sprawdził się, a nauka stacjonarna jest konieczna.
Te słowa padły w połowie grudnia, gdy ostrzegano przed falą zachorowań, jaką wywoła Omikron. - Jak pokazała fala obecna, czego nikt nie chce oficjalnie przyznać, to szkoły były głównym mechanizmem przenoszenia wirusa. Nieprzygotowanie rozpoczęcia edukacji po 9 stycznia będzie oznaczało powtórkę - ostrzegał z kolei dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z koronawirusem. - Należałoby w bardzo szybkim tempie, a właściwie od jutra, zastanowić się, co robimy ze szkołami i edukacją - apelował.
Dodajmy, że było to ostatnie z całej serii ostrzeżeń. Naukowcy Polskiej Akademii Nauk jeszcze w wakacje ostrzegali, że do lockdownu w oświacie z pewnością dojdzie, o ile uczniowie, nauczyciele i personel szkół nie zostaną zaszczepieni. Minister Czarnek nie poparł jednak obowiązkowych szczepień nauczycieli.
Gdy 21 stycznia padł ówczesny rekord zakażeń (36,6 tys. przypadków), szef MEiN nadal upierał się przy swoim. - Jesteśmy przekonani, że będziemy w stanie utrzymać naukę stacjonarną - powiedział dziennikarzom. Zwrócił nawet uwagę, że poprzedniego dnia dynamika zakażeń "lekko przyhamowała".
ZOBACZ TAKŻE: Zamieszanie wokół ustawy Hoca. Będzie nowy projekt. Suski zdradza szczegóły
Dopiero 25 stycznia wobec zapowiadanych kolejnych rekordów zakażeń minister poinformował o przejściu na naukę zdalną klas V-VIII podstawówek oraz uczniów szkół ponadpodstawowych. Wiceminister Tomasz Rzymkowski zapewniał przy tym, że "szkoły nie są punktem zapalnym" piątej fali epidemii.
W kolejnym zdaniu sam sobie zaprzeczył, mówiąc, że "stacje sanitarno-epidemiologiczne nie były już w stanie wystawiać w terminie kwarantann, zwłaszcza wobec uczniów i ich rodzin".