Jak policjant ma złapać paralotniarza?
Coraz więcej jest wypadków z paralotniarzami. Za zbyt niski lot można wylądować nawet w... sądzie.
08.12.2009 | aktual.: 08.12.2009 11:23
Kto ma złapać paralotniarza, który łamie prawo i buja w obłokach zbyt nisko nad miastem? Policja przyznaje, że to trudne zadanie, bo niby jak mundurowi mają się wznieść w górę? Radiowozy nie mają przecież takiej funkcji. - Możemy jedynie obserwować obiekt i za nim podążać. Ale czy faktycznie namierzymy go w miejscu lądowania? To mało prawdopodobne - przyznaje Piotr Stroemich z głogowskiej policji.
O tym, że latanie może być niebezpieczne, przekonał się ostatnio Jan Taras, któremu podczas lotu odpadło śmigło i spadło na tunel foliowy w ogródku na obrzeżach miasta. - Byłem w szoku, że coś takiego mnie spotkało, bo sprzęt był na gwarancji - mówi głogowianin, który lata od 25 lat. Pięciokilogramowe śmigło nikomu krzywdy nie zrobiło, ale sprawa i tak trafiła do policji. A ta wyjaśnienie okoliczności przekazała do Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych w Warszawie.
Komisja będzie musiała też zająć się innym przypadkiem z terenu Głogowa. Na początku listopada paralotniarz zahaczył o przewody linii wysokiego napięcia. Mężczyźnie nic się nie stało, ale przez kilka godzin pół powiatu było bez prądu.
Według prawa lotniczego nad terenem zabudowanym wolno latać na wysokości nie mniejszej niż 150 metrów. Ks. Rafał Zendran, który korzysta z paralotni od kilku lat, przyznaje, że zdarzyło mu się latać na nieco mniejszej wysokości. - Bezpieczeństwo jest najważniejsze i trzeba mieć wyobraźnię, by sobie i innym nie zrobić krzywdy - podkreśla.
Paralotnię trudno zidentyfikować, bo prawo lotnicze nie wymaga wpisania takiego urządzenia do rejestru statków powietrznych. Edmund Klich, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, przyznaje, że ku niebu wzbija się coraz więcej amatorów bez licencji. - To modny sport, ale ryzykowny i nie brakuje zapaleńców, którzy sami budują urządzenia do latania - mówi. I zapowiada, że w przyszłości tylko policja będzie się nimi zajmowała, ale najpierw trzeba uporządkować prawo. - Zajmujemy się profilaktyką. Nie orzekamy, czy ktoś był winny, czy nie. To rola policji. Komisja stwierdza, jakie były okoliczności zdarzenia i raport przekazujemy policji - wyjaśnia.
Jeśli paralotniarz pojawi się nad wieżowcem, co oznacza, że obniżył lot do mniej niż 150 m, a policji uda się go schwytać, może on stanąć przed sądem grodzkim i zapłacić pięć tys. zł grzywny. Jeśli jednak jego zachowanie narazi kogoś na utratę zdrowia czy życia, karą może być nawet pięć lat więzienia.
Nie zgłaszają
Jak wynika ze statystyk, w 2008 roku wypadków z udziałem paralotni i motolotni było w Polsce 6, a w 2009 już 8. Ale jak podkreśla Karina Lisowska z Urzędu Lotnictwa Cywilnego w Warszawie, te liczby nie oddają faktycznego stanu o tego typu incydentach, ponieważ osoby biorące udział w zdarzeniach nie są za-zwyczaj zainteresowane ich zgłaszaniem. - Dostajemy jedynie te, w których doszło do uszczerbku na zdrowiu - wyjaśnia Karina Lisowska.