Jak oddać broń
Czy weterani Powstania Warszawskiego znów muszą zejść do podziemia? Jeśli zostawili sobie na pamiątkę swojego visa, w ich życie może wkroczyć prokurator - alarmuje "Gazeta Stołeczna", warszawski dodatek do "Gazety Wyborczej".
15.12.2003 08:34
Od miesiąca trwa zbiórka eksponatów do Muzeum Powstania Warszawskiego. Kombatanci i ich rodziny przynoszą spłowiałe dokumenty, plakaty i mundury. Są też i tacy, którzy chcieliby przekazać starą broń, ukrywaną przez lata w tajemnicy na strychach i w piwnicach. W myśl Ustawy o broni i amunicji z 21 maja 1999 r. posiadanie tego typu pamiątek wymaga jednak pozwolenia (nie dotyczy to broni wytworzonej sprzed rokiem 1850). Brak pozwolenia na broń jest poważnym przestępstwem. Kodeks karny przewiduje za to karę pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat (art. 263 paragraf 2). Jeśli ktoś przyniesie do muzeum pistolet lub karabin, pracownicy mają obowiązek natychmiast powiadomić policję i prokuraturę - ostrzega "Stołeczna".
Do pełnomocnika prezydenta Warszawy ds. budowy muzeum zgłosiło się już kilkanaście takich osób. - "Zwróciliśmy się o radę do stołecznej policji. Chcieliśmy wspólnie z nią zorganizować akcję i ogłosić, że za przynoszenie powstańczej broni do muzeum nikomu nic nie grozi" - powiedziała dziennikowi Lena Cichocka z zespołu pełnomocnika. Policja jednak odradziła, twierdząc, że ustawy ominąć się nie da.
Co w tej sytuacji mają zrobić kombatanci? Według podinspektora Grzegorza Burzyckiego, kierownika sekcji ds. broni Komendy Stołecznej Policji - zgłosić się w najbliższym komisariacie: - "Oczywiście, sprawą zajmie się wtedy prokurator, kombatanci będą przesłuchiwani, ale mogą liczyć na złagodzenie kary, a nawet odstąpienie od niej" - mówi.
Inną propozycję ma jeden z warszawskich znawców militariów (chce pozostać anonimowy): - "Sytuacja jest bardzo prosta: niech powstańcy zapakują broń do pudełka, zaniosą do muzeum i bez podania nazwiska pozostawią w portierni" - radzi. Problem w tym, że wówczas też złamią prawo. Art. 50 Ustawy o broni zabrania jej porzucania. Za taki czyn grozi kara grzywny, ograniczenia wolności, albo pozbawienia wolności do lat dwóch - pisze "Stołeczna".