Jak ministrowie "sprawdzali" Urbana
Jerzy Urban potwierdził przed komisją śledczą, że większość ministrów i innych liderów SLD, którzy złożyli mu wizytę po 1 sierpnia ubiegłego roku, chciała upewnić się, czy nie ma on w zanadrzu związanej z Sojuszem afery, którą zamierza opublikować.
06.03.2003 | aktual.: 06.03.2003 17:48
Jak przyznał szef tygodnika "Nie", rozumiał on, iż ministrowie przychodząc do niego i rozpytując go działali na prośbę premiera. W jego opinii kierowali się obawą przed publikacją o jakiejś aferze, ale nie o aferze Rywina, bo - jak mówił - "nikt o to nie pytał, nikt o tę sprawę nie zatrącał" (przedtem Urban opublikował w "Nie" artykuł, w którym dał wyraz przekonaniu, że premier powinien doprowadzić do ujawnienia jakiejś afery korupcyjnej związanej ze środowiskiem SLD).
Urban poinformował, że rozmawiał z ówczesnym ministrem skarbu Wiesławem Kaczmarkiem, szefem kancelarii premiera Markiem Wagnerem, ministrem spraw wewnętrznych Krzysztofem Janikiem, ministrem sprawiedliwości Grzegorzem Kurczukiem, ministrem obrony Jerzym Szmajdzińskim, szefem ABW Andrzejem Barcikowskim, a także Józefem Oleksym oraz marszałkiem Sejmu Markiem Borowskim. Większość tych polityków odwiedzała Urbana w jego redakcji.
Jak powiedział redaktor naczelny, na jego prośbę przyjął go prezydent Aleksander Kwaśniewski, któremu Urban przekazał swe "niepokoje oparte o różne publikacje w 'Nie'".
Pytany przez Jana Rokitę (PO), czy wszyscy chcieli się upewnić, czy nie będzie on publikował czegoś o aferze korupcyjnej, Urban odparł, że na pewno nie miała takiego charakteru rozmowa z prezydentem. Również spotkanie z Kurczukiem dotyczyło głównie spraw związanych z resortem sprawiedliwości. "Potwierdzam, to była istota większości rozmów, ale nie z Kurczukiem" - powiedział Urban.
Typowo sprawdzający charakter miała - jak mówił - rozmowa z Wagnerem 2 sierpnia, oraz z Janikiem i Barcikowskim, a także Szmajdzińskim, w której jednak obszernie poruszono też wątki dotyczące resortu obrony.
"Każda z tych rozmów miała jakieś odrębności, jednakże przynajmniej kilka z nich miało dominujący w moich wrażeniach cel: ustalenie, czy nie mam jakiejś afery w zanadrzu" - powiedział Urban. Dodał, że doszedł do tego wniosku po którejś z kolei rozmowie. Zauważył, że jego "wyraźne zaprzeczenia stanowią kulminację rozmowy, po której ona biegnie już jakimś innym torem".
Pytany, czy - jego zdaniem - ministrowie kierowali się ciekawością, czy obawą, Urban odparł, że nazwałby to obawą, "ponieważ nigdy przedtem, ani nigdy potem tak liczni ministrowie mnie nie odwiedzali, to nie jest codzienna sytuacja w życiu zawodowym redaktora".
"Rozumiałem to w ten sposób, że działają na prośbę premiera, ale nikt tego tak nie określał ani nie potwierdzał. Ale skoro pierwszy był minister Wagner - to on z natury rzeczy jest współpracownikiem, a nie samoistnym politykiem" - tłumaczył szef "Nie". Także - dodał - misja Barcikowskiego została tak określona przez premiera. (jask)