Jak biegły zegarek Sławomira Nowaka wycenił. "Miałem kolorową fotografię"
Biegły, który wyceniał zegarek Sławomira Nowaka, kompletnie się na tym nie
znał. Zegarek wyceniał drugi raz w życiu - donosi "Wprost".
01.12.2013 | aktual.: 02.12.2013 15:31
Sławomir Nowak był o krok od uniknięcia kłopotów związanych z pasją do posiadania drogich zegarków. O wycenę zegarka, kupionego w marcu 2011 za ponad 20 tysięcy złotych, prokuratura poprosiła Jana Bochenka. Emerytowany inżynier wycenił szwajcarskiego Ulysse Nardina ministra na 9660 złotych. To o tyle ważne, że posłowie do oświadczeń majątkowych mają obowiązek wpisywać tylko to, co jest warte więcej niż 10 tys. złotych. Gdyby opinia biegłego się utrzymała, Nowak uniknąłby problemów. Śledztwo zostałoby umorzone, nie byłoby też wniosku o uchylenie immunitetu, a on sam zapewne nadal byłby ministrem. Tyle, że informacja o opinii biegłego wyciekła i stała się natychmiast przedmiotem drwin ze strony dziennikarzy, internautów i opozycyjnych polityków. W tej sytuacji prokuratura poprosiła o kolejne wyceny. Oto jak tłumaczy całą sprawę biegły Jan Bochenek.
- W uzasadnieniu wniosku o odebranie Nowakowi immunitetu jest napisane, że Pana wycena nie została uwzględniona, bo nie posiadał pan wiadomości specjalnych do wyceny tego zegarka. Co to znaczy?
Jan Bochenek: Po prostu nie jestem specjalistą od zegarków. Nie potrafię określić jaki jest stan techniczny tego zegarka.
- Pan nie wiedział, że wycenia zegarek ministra Sławomira Nowaka?
- Nie wiedziałem. Nawet nie dostałem tego zegarka. Miałem kolorową fotografię.
- Wcześniej wyceniał pan zegarki?
- Tak, raz, ukradzionego Rolexa na Marszałkowskiej.
Śledztwo w sprawie podejrzenia podania nieprawdy w oświadczeniu majątkowym ministra transportu wszczęto w drugiej połowie maja. Prokuratura Okręgowa w Warszawie informowała, że chodzi o nieujawnienie w oświadczeniu majątkowym posiadania zegarka o wartości powyżej 10 tys. zł i leasingowania samochodu volvo (prokuratura uznała w końcu, że minister nie miał obowiązku wykazania auta). Zawiadomienie do prokuratury złożył poseł Solidarnej Polski, powołując się na doniesienia tygodnika "Wprost". Sprawę powierzono do prowadzenia Centralnemu Biuru Antykorupcyjnemu. Źródło: Wprost