Jadwiga Staniszkis: to dobije słabnącą gospodarkę
PiS po przenoszonej ciąży z prof. Piotrem Glińskm znowu zniknęło ze sceny. Bo w mediach znów na najważniejsze, w tym gospodarcze, tematy wypowiadają się posłowie Szydło i Błaszczak. A to tak, jakby nie było nikogo - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski prof. Jadwiga Staniszkis.
Z kolei Janusz Palikot otrzymał dublera w postaci prezesa Kazimierczaka z tzw. Związku Pracodawców Polskich. Ta sama metoda i chamski styl mający udawać, że za tym kryje się realna siła. I w ten sposób apelować do części mniej rozgarniętej, zakompleksionej publiczności. To też falstart, utrudniający pokazanie autentycznego, narastającego niepokoju wśród przedsiębiorców. Duzi, zagraniczni, po prostu wycofają się ze swoich montowni – już to robią. A krajowi widzą, że niebezpieczne (i lekkomyślne) przesunięcie zobowiązań emerytalnych z powrotem na państwo (po destrukcji OFE przez rząd Donalda Tuska)
zaowocuje nieuchronnym wzrostem podatków. A to dobije słabą gospodarkę.Widzą też, że przesunięcie wieku emerytalnego nie rozwiązuje problemów rynku pracy. Już 50+ ma problemy. Tu chodzi raczej o brak inwestycji, brak kompetencji i zanik lokalnej infrastruktury transportowej, co unieruchamia zasoby pracy.
"Oburzeni" - działający obok struktur demokracji parlamentarnej - bo te nie wpuściły ich na salony i zignorowały setki tysięcy podpisów, mogą zmodyfikować nieco relacje między oficjalnymi aktorami polityki. Uwypuklić nieokreśloność PiS-u, który radykalizm rezerwuje dla obchodów tragedii smoleńskiej. A w sprawach kluczowych dla oburzonych stara się utrzymać pozycję centrową. Także dlatego, że chce być alternatywą dla coraz bardziej rozmytej i dryfującej - a więc równie nieczytelnej - PO.
PSL – nieskuteczny w sprawach dopłat, bez pomysłów jak wydawać środki na obszary wiejskie (dziś niewykorzystywane), w wydaniu Piechocińskiego, maskuje tylko politykę gospodarczą. Pawlak miał przynajmniej kilka konkretnych okołokryzysowych pomysłów.
SLD próbuje poruszać realne problemy (np. bezrobocie wśród młodych). Ale to wymaga krytycznej refleksji na temat własnej postawy w przeszłości. Między innymi kapitalizmu politycznego z początków transformacji, wyłuskującego zyskowne spółki i pozostawiających resztę w gruzach. A także, zaakceptowanie w toku negocjacji akcesyjnych rozwiązania z wyższej fazy rozwoju, doprowadzające do nierównej konkurencji i upadku całych gałęzi przemysłu. Dziś to trwa, m.in. w zasadach przeprowadzania przetargów.
Byłam niedawno w Nysie: bezrobocie 23 procent. Z europejskiej klasy muzeum utrzymującym się, wraz z pracownią konserwatorską, wydawnictwami i działalnością edukacyjną za 1 mln zł rocznie (tyle ile w Warszawie wypłacają sobie nagrody za Euro).
Problemem tego miasta jest upadek dwóch zakładów: produkcji samochodów dostawczych i urządzeń przemysłowych. Powiatowe Centrum Aktywizacji Zawodowej próbuje wszystkiego: sensownych prac publicznych, szkoleń, prób uszczelniania wypłat na ZUS (co zapewne oburzy Oburzonych). A w środku miasta straszą porzucone uzbrojone tereny fabryczne. Wciąż stojące hale. Można by je przekształcić na przykład w weekendowy park innowacji dla młodych wynalazców. Przecież blisko stąd i do Wrocławia, Opola, Katowic czy Gliwic. Z obietnicą wsparcia finansowego budowy prototypów i – przede wszystkim – okazją do spotkania z podobnymi pasjonatami. Co nieuchronnie stworzyłoby wartość dodaną.
Ale to różne województwa i brak środków. Bo unijne łatwiej wrzucić w JYSK czy – korupcyjne – „informatyzacje”, niż w generowanie rzeczywistych innowacji.
A o atrakcyjności inwestycyjnej decyduje przede wszystkim dynamiczny, pełen marzeń i zapału, kipiący od pomysłów, gotowy do uczenia się, klaster młodych ludzi. I – lokalna infrastruktura. Czy tu można by wrzucić nowe unijne środki na pracę do 25. roku życia? Na pewno, ale najpierw muszą dogadać się różne lokalne i centralne władze.
Specjalnie dla WP.PL Jadwiga Staniszkis