PublicystykaJacek Żakowski: Stróże prawa czy nieznani sprawcy

Jacek Żakowski: Stróże prawa czy nieznani sprawcy

Panie Ministrze Kochany, Pana Błaszczaka rozumiem, Pana Kuchcińskiego rozumiem. Wielu innych zasłużonych, dostojnych, wiernych i nieświadomych rozumiem. Bo nie wiedzą, co czynią. Ale Pan? Panu nie przysługuje przywilej nieświadomości. Dlatego Pana nie rozumiem, Panie Ministrze Joachimie Brudziński.

Jacek Żakowski: Stróże prawa czy nieznani sprawcy
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Waszczuk
Jacek Żakowski

Czy sprawujący urząd Ministra Spraw Wewnętrznych politolog, nauczyciel akademicki, uczestnik politologicznych studiów doktoranckich (wprawdzie nie ukończonych) naprawdę może nie rozumieć, że zamienianie policji z formacji służących obywatelom „stróżów prawa” w grupę „nieznanych sprawców” otwiera drogę do oceanu nieszczęścia i krzywd?

Kogo przede wszystkim ma Pan obowiązek chronić?

Pan, choćby z racji wykształcenia, musi dobrze wiedzieć, że słowa, które pan pisze i powtarza mogą być bardzo groźne. A jednak napisał Pan i opublikował zdanie: „na każdy atak na Polską Policję w związku z wykonywaniem obowiązków i czynności służbowych, bez względu czy przeprowadzony przez groźnego przestępcę, chuligana czy nieodpowiedzialnego posła na sejm RP to państwo polskie ma obowiązek reagować”.

Zapytam Pana wprost: czy pisząc to zdanie miał Pan przed oczyma twarz Igora Stachowiaka - Polaka zamordowanego przez podlegających dziś Panu Polskich Policjantów, którzy popełnili zbrodnię w komisariacie Polskiej Policji, za którą Pan teraz odpowiada? Igora Stachowiaka zamordowano przecież „w związku z wykonywaniem obowiązków i czynności służbowych”. Czy pisząc to zdanie zastanowił się pan, kogo przede wszystkim ma Pan obowiązek chronić: Policjantów przed łamiącymi prawo obywatelami, czy obywateli przed łamiącymi prawo policjantami? Co Pana zdaniem może być dla nas wszystkich groźniejsze?

Nie sądzę, by pańska myśl biegła tropem Rodrigo Duterte, prezydenta Filipin, który uznał, że aby zaprowadzić porządek trzeba policji pozwolić na łamanie prawa (zabójstwa bez wyroku) wobec obywateli, którzy łamią prawo. Pan zapewne nie chce, by Polska Policja zamieniła się w szwadrony śmierci, które kiedyś czyściły z radykalnych opozycjonistów Brazylię, Kolumbię, Chile etc. Ale jako człowiek świadomy między innymi dzięki wykształceniu, wie pan z pewnością, że wobec polaryzacji, w której pogłębianiu Pańska partia ma istotny udział, takie zagrożenie realnie istnieje. Bo część opozycji najprawdopodobniej będzie się radykalizowała, a to da impuls do radykalizowania działań rozmaitych narwańców, sadystów, fundamentalistów, brutali i urodzonych oprawców w mundurach, służbach etc. Takich jak zabójcy Igora Stachowiaka.

Gdy sytuacja wymyka się spod kontroli

To Pan odpowiada za to, żeby umundurowanych dewiantów trzymać na krótkiej smyczy i w miarę identyfikowania karać oraz usuwać ze służby. Jeśli nie chce Pan mieć krwi na rękach, musi Pan być w tej sprawie niesłychanie czujny, konsekwentny i bardzo jednoznaczny. Jako minister (czyli sługa obywateli) musi pan być po stronie obywateli w obliczu takiego realnego ryzyka. Jeśli tej czujności, determinacji i jednoznaczności zabraknie, to jest prawdopodobne, że sytuacja wymknie się Panu spod kontroli. Jako politolog wie Pan doskonale, jak często w przeszłości różnych krajów się takie procesy zdarzały. Gen. Kiszczak z pewnością nie chciał śmierci Grzegorza Przemyka ani ks. Jerzego Popiełuszki, ale sytuacja wymknęła mu się spod kontroli, bo w imię fałszywie rozumianej służbowej lojalności, chronił wcześniejsze mniejsze nieprawości swoich funkcjonariuszy.

Umundurowani zabójcy Igora Stachowiaka nie byli i niestety nie są odosobnieni w podległych Panu służbach. W raporcie Rzecznika Praw Obywatelskich, którego Pańska Partia nie pozwoliła mu niedawno rzetelnie przedstawić w sejmie, jest dużo bardzo ważnych i smutnych informacji o tym, jak często umundurowani funkcjonariusze naszego niepodległego państwa maltretują, torturują, a nawet doprowadzają do rozstroju zdrowia i śmierci Polaków. To nie są już polityczne gierki ani żarty. Chodzi o życie i zdrowie polskich obywateli, dla których groźni bywają ci, którzy mają im służyć. Pan, jako polityk nadzorujący służby w imieniu obywateli, powinien nas przed tymi patologiami chronić. Może się pan nie znać na różnych szczegółach działania policji, ale to pan z urzędu musi wyznaczać ich standardy.

Drogi Panie Ministrze, ujawnienie przez posła Michała Szczerbę tożsamości funkcjonariusza ewidentnie nadużywającego przemocy wobec obywatela protestującego przed sejmem uznał Pan za atak na policję. Ogłosił Pan publicznie, że zlecił Pan "w trybie pilnym Departamentowi Prawnemu MSWiA ocenę prawną działań oraz możliwych do przewidzenia sankcji w związku z bulwersującym i skrajnie nieodpowiedzialnym wpisem Posła na Sejm RP".

Mam nadzieję, że w Departamencie pracują ludzie wystarczająco uczciwi oraz kompetentni, by elegancko odesłać Pana na Berdyczów. Ale jednak mleko się rozlało. Bo istotą tego pańskiego wpisu jest wiara, że funkcjonariusze publiczni, tacy jak policjanci, powinni działać w warunkach anonimowości, czyli nie powinni podlegać społecznej kontroli. To (wyjąwszy tajnych agentów) jest bardzo groźny absurd. Dyktaturki, dyktatury, reżimy policyjne, państwa stanu wyjątkowego etc. tym różnią się od państw demokratycznych, że funkcjonariusze publiczni nie muszą się bać ani wstydzić tego, co robią w pracy.

Tu nie ma miejsca na tajność

Jednym z osiągnięć naszej demokracji było to, że funkcjonariusz wręczający mi mandat przedstawiał się z imienia i nazwiska, podawał przynależność służbową i rozmawiał ze mną, jak obywatel pilnujący prawa z obywatelem, który prawo złamał. Czyli jak równy z równym. Służbowo mógł mnie ukarać, a prywatnie mógł iść ze mną na piwo. Podobnie jak jeszcze niedawno ja mogłem iść na piwo z pańskimi kolegami i koleżankami, a pan z moimi kolegami i koleżankami. Tak działają zdrowe i trwałe demokracje. I nie zapisy prawne, ale właśnie taka wspólnota ponad różnicami tworzy dobre społeczeństwo i państwo. Dlatego sędziowie, prokuratorzy, urzędnicy wydający decyzje itd. zawsze podpisują się imieniem i nazwiskiem, że dzięki temu decyzje i działania, jakie podejmują, stają się bardziej zgodne nie tylko z literą prawa, ale też ze społecznym odczuciem. A bez tego czynnika nie ma dobrego państwa ani społeczeństwa, czyli - inaczej mówiąc - nie ma dobrego życia dla ogółu.

Dążąc do ukrycia tożsamości funkcjonariuszy policji interweniujących przeciw demonstrantom wystawia Pan na szwank ten delikatny mechanizm uczłowieczenia relacji publicznych. Anonimowy policjant chroniony przez mundur, siłę zwartego oddziału i powagę państwa zawsze będzie bardziej brutalny, częściej będzie nadużywał siły, chętniej złamie prawo przekraczając swoje uprawnienia itd. Tak jak sędzia sądu kapturowego, częściej wyda rażąco nadmierny wyrok (np. karę śmierci), niż sędzia znany z imienia i nazwiska, którego twarz oskarżony widzi ponad orłem i togą. Czy rzeczywiście właśnie tego Pan chce?

Nie wydaje mi się, żeby istotnie chciał pan wyzwolić brutalność funkcjonariuszy poskramianą przez poczucie społecznej kontroli i rozliczności. Bo przecież musi Pan rozumieć, że brutalizacja zachowań jednej strony konfliktu pociąga za sobą brutalizację także po drugiej stronie. Nie wierzę, że chce pan wpędzić Polskę w tę łatwą do przewidzenia spiralę brutalności i ofiar konfliktu politycznego.

Rozumiem, że występując w imię anonimowości funkcjonariuszy policji, próbuje Pan chronić ich dyspozycyjność wobec otrzymywanych poleceń. Ale to może oznaczać dyspozycyjność wobec wszelkich poleceń. Także tych, których by pan nie pochwalał. Na przykład takich, jakie padły w kopalni „Wujek”. Nie wierzę, że pan tego rzeczywiście chce. Na pewno wolałby Pan, żeby podlegli Panu policjanci odmówili wykonania takiego rozkazu, gdyby jakiś głupi dowódca go wydał. A w masie pododdziałów i różnych interwencji, wcześniej czy później jakiś głupi, popędliwy, histeryczny dowódca niskiego szczebla się znajdzie. Bo działa prawo wielkich liczb. Tu jednym z kluczowych czynników jest właśnie świadoma podmiotowość zwykłych funkcjonariuszy, poczucie wspólnoty, społecznej kontroli i osobistej odpowiedzialności za to, co się robi - także gdy robi się to na rozkaz.

Ma Pan wybór. Jeszcze

Szanowny Panie Ministrze, polityka to w dużym stopniu gra, teatr, rozmaite rytualne figury. One dominują na co dzień. Ale przecież i Pana i mnie uczono na politologicznych studiach, że każda polityka dochodzi czasem do dramaturgicznego kresu, gdzie słowa stają się ciałem lub go dosięgają w najdosłowniejszym sensie. Pańska polityczna misja w MSWiA znajduje się w takim momencie. Musi Pan teraz podjąć ważną decyzję. Może Pan dalej iść drogą wytyczoną tweetami w sprawie działania posła Szczerby. Wie pan, że na końcu tej drogi jest nieuchronnie krew. Nie wiadomo jak dużo, ale nie chodzi tylko o krew z rozbitego nosa. Ale może pan też jeszcze pójść w kierunku, w którym poszła by większość Pana odpowiedników w cywilizowanych krajach i idąc w którym nie będzie Pan dźwigał odpowiedzialności za krew. Ona leje się zawsze, gdy stróże prawa stają się nieznanymi sprawcami. Prawidłowość jest prosta: im mniej anonimowości władzy i więcej rozliczalności, tym ryzyko krwi i innych większych nieszczęść jest mniejsze.

Ten wybór Pan jeszcze ma. I bardzo Pana do niego namawiam.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)