Jacek Sasin o ataku na Ryszarda Schnepfa: nikt nie ponosi odpowiedzialności za czyny swoich rodziców. Sam też byłem atakowany
- Jeśli ktoś zostaje osobą publiczną, musi się pogodzić z tym, że jego prywatność jest w dużej mierze ograniczona. Media interesują się taką osobą, prześwietlają jej przeszłość, szukając faktów, które mogą mieć wpływ na jej obecną działalność. Jedną rzeczą jest jednak wiedza, a inną piętnowanie kogoś, czy rozliczanie za czyny rodziców - tłumaczył w #dziejesienazywo Jacek Sasin (PiS), odnosząc się do artykułu nt. rodziców polskiego ambasadora w USA Ryszarda Schnepfa. Sasin przypomniał, że kiedyś "Gazeta Wyborcza" poinformowała, że jest synem generała SB. "Oczywiście to była pomyłka" - dodał gość #dziejesienazywo.
W "Gazecie Polskiej" ukazał się artykuł "Resortowy ambasador w Waszyngtonie", w którym czytamy, że ojciec Ryszarda Schnepfa, Maksymilian Sznepf, 60 lat temu pracował w ambasadzie PRL w USA z ramienia radzieckiego wywiadu. Autorka artykułu dodała również, że ojciec polskiego ambasadora po kapitulacji Niemiec brał udział "w likwidacji band w Białostockiem, czyli pacyfikacji podziemnej armii Żołnierzy Wyklętych, walczących z sowieckim najeźdźcą".
Jacek Sasin przypomniał, że "Gazeta Wyborcza", która teraz oburza się na artykuł nt. rodziny ambasadora Schnepfa, w przeszłości sama nie zawahała się dokonać piórem jednego ze swoich czołowych dziennikarzy lustracji jego osoby.
- W artykule "GW" informowano, że jestem jakoby synem generała SB i nie mam prawa wypowiadać się w demokratycznej Polsce. Oczywiście to była pomyłka, przypadkowa zbieżność nazwisk. Nie poszedłem do sądu, chociaż to było absolutne kłamstwo. Dobrze by było, żeby w tej sprawie nie działać wybiórczo - jeśli się oburzamy, to sami tego nie róbmy - przestrzegał Sasin.
Polityk tłumaczył, że jeśli ktoś zostaje osobą publiczną, musi się pogodzić z tym, że jego prywatność jest w dużej mierze ograniczona. - Media interesują się taką osobą, szukają różnych faktów z przeszłości, które mogą mieć wpływ na jego dzisiejszą działalność. Jedną rzeczą jest wiedza, a inną piętnowanie kogoś czy rozliczanie za czyny rodziców - podkreślał.
Dodał, że w demokracji to jest standard i podobnie postępują dziennikarze w innych państwach. - To się dzieje wszędzie, w każdym kraju. Musimy się z tym pogodzić - mówił Sasin.
- Może pan powiedzieć: Ryszard Schnepf nie ponosi żadnej odpowiedzialności za czyny rodziców? - pytał prowadzący #dziejesienazywo Sławomir Sierakowski. - Przecież to jest oczywiste. Nikt z nas nie ponosi winy za czyny swoich rodziców - stwierdził.