J. Staniszkis: społeczeństwo obywatelskie doby kryzysu
Tradycyjne koncepcje społeczeństwa obywatelskiego łączą się albo z buntem wobec państwa (Gramsci), albo – jak w konserwatyzmie niemieckim – ze zdolnością zaakceptowania konieczności państwa i prawa – nawet wbrew własnym emocjom i interesom, w imię przetrwania zbiorowości. Dla Carla Schmitta społeczeństwo obywatelskie to zbiorowy kapłan „mocnej formy”, gwarant utrzymania takiego kształtu instytucji i temperatury politycznych rytuałów, aby katalizowały emocje i kierowały uwagę ku wyższym racjom stojącym za formą państwa.
Dla Marksa państwo to – pozbawione autonomii – narzędzie dominacji ekonomicznej. Mamy tu pokrętne podobieństwo z liberalizmem, też odmawiającym państwu i polityce autonomicznej roli innej niż bycie „stróżem nocnym”, gwarantem gry rynkowej. W obu tych wizjach brak społeczeństwa obywatelskiego. W pierwszej jest tylko abstrakcyjny „podmiot historii”, postępowy, bo nie mający nic do stracenia. W drugiej – jednostki realizujące swoje „prawa” (polityczne i w sferze własności) i poprzez splot działań, bezwiednie, kreujące racjonalny ład.
A co w dzisiejszym kryzysie, który – moim zdaniem – zaczyna wytwarzać nowy porządek? Porządek integrujący rozwinięty Zachód, koncentrujący kapitał (i władzę), trwale degradujący materialnie klasy niższe i klasę średnią. I wykorzystujący te ostatnie, aby przesunąć środki inwestycyjne z dóbr konsumpcyjnych (i inwestycji w Azji) z powrotem na Zachód, do obszarów najnowszych technologii.
Ten model narusza i koroduje wcześniejszą wizję integracji europejskiej, bo ewidentnie dzieli Europę. Co na to społeczeństwo obywatelskie? Myślę, że zacznie się formować wokół dylematów przetrwania: z poszukiwaniem nierynkowych form wymiany, dzieleniem się wiedzą na temat lokalnych doświadczeń., a także – wiedzą pozwalającą dostrzec logikę w chaosie. Żeby czuć się pewniej – rozumiejąc. Będzie się organizowało przeciwko zastępowaniu demokracji regulacją nadzwyczajną. Już nie będzie utopijnego projektu zawartego w Traktacie – o samoobserwacji i refleksji moralnej, o przekraczaniu barier własnej tradycji – bez jej odrzucania. To pięknoduchostwo, za luksusowe na kryzys, zostanie zastąpione czymś innym. A my – jako społeczeństwo obywatelskie właśnie – powinniśmy dbać, żeby to nie był resentyment i ślepa agresja!
I tak idea społeczeństwa obywatelskiego wraca do swoich republikańskich korzeni – gdy „dobro publiczne” lokuje się również poza polityką, a „obywatelskość” jest czymś więcej, niż abstrakcyjnymi prawami politycznymi lub – tożsamością zdobytą w czasie buntu.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski