PolskaJ. Kaczyński: nie odmówię Tuskowi spotkania

J. Kaczyński: nie odmówię Tuskowi spotkania

Gdyby rzeczywiście Donald Tusk chciałby ze mną się spotkać i porozmawiać w jakiejś sprawie merytorycznej, to ja nie odmawiam - zapewnia w rozmowie z "Dziennika" prezes PiS, Jarosław Kaczyński. "Ale przecież są telefony. Kiedy ja byłem premierem i mimo ataków chciałem z nim porozmawiać, to nie szukałem żadnych pośredników. I było zupełnie spokojnie" - mówi zdziwiony faktem, że premier prosi prezydenta o pomoc w zorganizowaniu takiego spotkania.

J. Kaczyński: nie odmówię Tuskowi spotkania
Źródło zdjęć: © WP.PL

15.09.2008 | aktual.: 15.09.2008 06:40

Panie premierze, pamięta pan jeszcze, kiedy to się zaczęło? To, czyli ta mordercza wojna PiS - PO?

Jarosław Kaczyński: Tak, ponad trzy lata temu. Pamiętam dokładnie datę: to był 19 czerwca 2005 roku, gdy doszło do gwałtownego zaostrzenia tonu PO. Zaczęto nas nagle atakować. Do dziś pamiętam swoje zaskoczenie - zastanawiałem się, co odpowiedzieć telewizji, która, bodaj w Bydgoszczy, zaczepiła mnie z prośbą o komentarz do zaskakującego wystąpienia Donalda Tuska na konwencji wyborczej PO. Wykręcałem się od jakiegokolwiek komentarza. Okazało się, że to właśnie był początek kampanii atakowania nas. Nawet raz, w czasie koalicyjnych rokowań między PiS a Platformą, koledzy z PO przyznali, że będą nas atakować bez względu na to, czy rozmowy będą trwać, czy nie. Ten atak niestety podjęła znaczna część mediów. Do dziś przekracza on coraz to nowe granice. A w ostatnich dniach został przekroczony kolejny Rubikon w sprawie Wojciecha Jasińskiego.

Wniosek o Trybunał Stanu dla byłego ministra skarbu jest czymś nadzwyczajnym?

- Tak, bo przecież na takich zasadach niemal każdemu ministrowi po 1989 roku można by postawić zarzuty. Jasiński na głowie stawał, by ze stoczniami coś zrobić. Użycie Trybunału Stanu jako narzędzia walki propagandowej to właśnie przekroczenie kolejnego Rubikonu. Metoda jest wciąż ta sama, a jak już naprawdę nie da się nas za nic obciążyć, to wtedy media zaczynają twierdzić, że niedobre wydarzenia to wina obu stron. Ten kształt życia publicznego mi nie odpowiada. Ale widzę jego źródła. On wyrasta z tego, że powstał rząd PiS, który zagrażał establishmentowi.

Ale obrona PiS jest często tak ostra, że przebija ataki. Tak było na słynnym wiecu w stoczni, gdy mówił pan, że oni są tam, gdzie stało ZOMO. Ale tak było i przy ostatniej debacie o stoczniach, gdy na zarzuty Grada nie odpowiadał merytorycznie minister Jasiński, tylko fighter Jacek Kurski.

- Wyjaśnienie merytoryczne pojawiło się w internecie bardzo szybko. Mediów jakoś nie zainteresowało. Z tym jest jak z kimś napadniętym na ulicy, ciężko pobitym, który się trochę bronił. Sprawca napadu krzyczy, że to skandal, że ma prawo bić bez żadnej odpowiedzi. My mamy prawo do obrony i czasem padnie ostre słowo, ale to jest relacja jak jeden do stu. Proszę poczytać sobie Niesiołowskiego, Karpiniuka, Chlebowskiego. Proszę sobie wyobrazić reakcję mediów, gdyśmy nazwali ludzi PO "hienami cmentarnymi”. A Ewa Kopacz nazwała tak ludzi PiS. I jaka była reakcja, gdzie oburzenie mediów? To jest niszczenie życia publicznego, czemu winni są nie tylko politycy.

A wasze odpowiedzi spełniają swoją rolę? Przy okazji 100 dni rządu poradził pan swojej partii, by "rzetelnie pokazywać kłamstwa PO z kampanii”. Tymczasem wy wikłacie się w konflikty, i to na polach wskazywanych przez PO. Merytorycznego punktowania nie widać.

- To państwa ocena. Prezentacja PiS w mediach ma tę szczególną cechę, że pomija całą sferę merytoryczną. Np. bardzo liczne konferencje programowe czy moje przemówienia wygłaszane w różnych częściach kraju. Choć zawsze są kamery wielu dziennikarzy, nic o tym się nie mówi i nie pisze. W naszym działaniu element merytoryczny jest bardzo mocny. Jeżeli mamy sytuacje, jak przy stoczniach, gdy PO przez 10 miesięcy nie zrobiła prawie nic, a potem w perspektywie ciężkiej klęski próbuje zwalać to na nas, to jak mamy odpowiadać?

Czy dotarła do pana informacja, że podczas jednego ze spotkań z prezydentem premier Tusk prosił Lecha Kaczyńskiego o pośrednictwo w zorganizowaniu spotkania z panem?

- Dotarła. Fakt, że mnie państwo o to pytacie, to zresztą złamanie zasady, o której mówiłem, bo Tusk musiał komuś opowiedzieć o tym, co mówił prezydentowi. Ja tę informację rozumiem tak: Donald Tusk ma pewne kłopoty z PSL, a resztę łatwo można sobie uzupełnić. Gdyby rzeczywiście chciałby ze mną się spotkać i porozmawiać w jakiejś sprawie merytorycznej, to ja nie odmawiam. Ale przecież są telefony. Kiedy ja byłem premierem i mimo ataków chciałem z nim porozmawiać, to nie szukałem żadnych pośredników, a bodaj dwukrotnie do takiej rozmowy doszło. I było zupełnie spokojnie.

Wyobraża pan więc sobie powstanie protokołu zbieżności między PO a PiS?

- Na pewno taki protokół mógłby powstać. W Polsce jest wiele spraw gardłowych, które powinny być przedmiotem ponadpartyjnej współpracy.

Tylko jak to zrobić, gdy szaleje wojna na oskarżenia, trybunały i złośliwości? O czym można rozmawiać spokojnie?

- Do takich spraw na pewno należy służba zdrowia, drogi, energetyka, depopulacja, woda, której za jakiś czas może zabraknąć, wreszcie stan sił zbrojnych. To ważne zarówno z punktu widzenia wspólnoty, jak i jednostki. Jest o czym rozmawiać. Uważam, że należy się z tymi sprawami do społeczeństwa zwrócić. Tyle że musi być jakiś punkt wyjścia. I nie chodzi o to, że partia się zwróci do partii. Tu stosunki się naprawdę bardzo zaostrzyły. Nikt nie lubi być nieustannie obrażany. To tworzy bariery, które są trudne do przekroczenia. Można je przekroczyć, jeśli jest sformułowana jakaś płaszczyzna merytoryczna. Wtedy nie trzeba za sobą przepadać, by podjąć rozmowy. Wystarczy, że się przyjmuje coś wspólnego do załatwienia. Sądzę, że można coś takiego zrobić.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)