Izraelski minister: albo pomogą dyplomaci, albo rozszerzamy front
Izraelskie wojska dostały rozkaz: przejąć te miejsca, z których Hezbollah wystrzeliwuje rakiety typu Katiusza, jeśli działania dyplomatyczne nie odniosą skutku. Zapowiedział to izraelski minister obrony Amir Perec. Izraelski generał Jossi Kuperwasser dodał: _zmiażdżenie Hezbollahu to nie to samo co zamówienie pizzy. Wymaga czasu_.
07.08.2006 | aktual.: 07.08.2006 19:30
Perec spotkał się z premierem Izraela Ehudem Olmertem i dowództwem armii. Izrael postanowił działać ostrzej po niedzielnych, rekordowo silnych atakach rakietowych ze strony Hezbollahu. Zginęło w nich 15 Izraelczyków.
Był to najkrwawszy dzień dla strony izraelskiej od początku trwającego od blisko miesiąca konfliktu z Hezbollahem.
Izraelskie wojsko ostrzegło więc mieszkańców południowego Libanu, aby pozostali w poniedziałek w domach po godzinie 22.00, dodając, że każdy kto będzie poruszać się na zewnątrz, ryzykuje. Chodzi o to, by wyśledzić wszystkich, którzy potencjalnie mogą próbować wystrzelić rakiety - podało źródło w izraelskiej armii.
Działania dyplomatyczne, które mogą uratować region od jeszcze większego rozlewu krwi to oczekiwana rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie zakończenia przemocy. Do głosowania w jej sprawie ma dojść we wtorek.
Projekt rezolucji przygotowany przez USA i Francję zawiera apel o całkowite wstrzymanie wrogich działań poprzez natychmiastowe zaprzestanie przez Hezbollah wszelkich ataków i natychmiastowe zaprzestanie przez Izrael wszelkich ofensywnych operacji militarnych.
Do projektu rezolucji Izrael odniósł się pozytywnie; Liban projekt odrzucił. Projekt zezwala bowiem izraelskim wojskom pozostać na terytorium libańskim.
Z danych armii izraelskiej wynika, że Hezbollah poniósł poważne straty, ale nadal dysponuje on tysiącami rakiet bliskiego zasięgu. Nie zakończyliśmy sprawy. Wciąż mają rakiety i zamierzają ich użyć przeciwko nam - powiedział Jossi Kuperwasser.