Świat"Izrael ma prawo do samoobrony!"

"Izrael ma prawo do samoobrony!"

Ludziom potępiającym Izrael za naloty na Strefę Gazy radziłbym choć na moment wczuć się sytuację mieszkańców izraelskich miast bez przerwy ostrzeliwanych rakietami Hamasu. Na Bliskim Wschodzie toczy się wojna, w której Izrael i tak zachowywał podziwu godną wstrzemięźliwość.

02.01.2009 | aktual.: 02.01.2009 10:32

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jeżeli ostatnie doniesienia z Gazy się potwierdzą, to może się okazać, że liczba ofiar izraelskich nalotów sięgnęła blisko 300 osób. Te ponure statystyki okażą się zapewne jeszcze tragiczniejsze, jeśli Izrael zdecyduje się na kontynuację nalotów i lądową interwencję w Strefie Gazy.

Nikt o zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, że izraelska armia powinna dokładać wszelkich starań, by uniknąć ofiar wśród cywilów i niszczenia ich mienia. Wymaga tego, jeżeli nie moralność, to prawo międzynarodowe i zwykły zdrowy rozsądek. Pytanie brzmi tylko: czy w Strefie Gazy, w której żyje w nieprawdopodobnym zagęszczeniu blisko półtora miliona ludzi możliwe jest w ogóle przeprowadzenie "chirurgicznych uderzeń"? Czy można uniknąć ofiar wśród cywilów jeśli Hamas z rozmysłem traktuje ich jak żywe tarcze, rozmieszczając swe obiekty na najbardziej zaludnionych obszarach?

I ostatnie pytanie brzmi: czy Izrael i tak nie okazywał podziwu godnej wstrzemięźliwości, gdy na przygraniczne miasteczka spadał dzień w dzień grad palestyńskich rakiet? O losie mieszkańców Sderot, Aszod czy Aszkelon zawsze gotowi do opłakiwania palestyńskich ofiar "obrońcy praw człowieka" i pacyfiści z Bożej łaski zdają się nazbyt często zapominać. Podobnie zresztą jak o tym, że to Izrael latami utrzymywał de facto Strefę Gazy z jej terrorystyczną infrastrukturą, a dostawy paliwa czy energii zaczął (zresztą nie do końca konsekwentnie) ograniczać dopiero po przejęciu władzy przez otwarcie wzywających do jego zniszczenia hamasowców.

Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że na palestyńskich terytoriach toczy się wciąż otwarta wojna i faktu tego nie zmieni dyplomatyczna nowomowa. Izrael, mimo wszystkich popełnianych błędów, prowadzi ją i tak o wiele bardziej humanitarnie niż czyniłby to którykolwiek z jego arabskich sąsiadów. Tym, którzy o tym wątpią warto przypomnieć chociażby krwawą rozprawę Jordańczyków z palestyńskimi uchodźcami (1970), brutalne prześladowania egipskich Braci Muzułmanów czy syryjskiego prezydenta Asada, który nie zawahał się zrównać z ziemią kilkudziesięciotysięcznego miasta Hama, w którym wybuchło islamistyczne powstanie.

"Dlaczego od Żydów wymaga się zawsze więcej niż od innych? Bo jesteśmy narodem wybranym" - mówili żydowscy bohaterowie filmu "Fanatyk". Cóż, nie dla mnie te teologiczne subtelności. Wiem tylko, że nierówne traktowanie ofiar bliskowschodniego konfliktu pozostaje w najlepszym razie hipokryzją. A ofiary te będą się ścielić tak długo, póki dla odmiany również i Palestyńczycy nie nauczą się ustępstw.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.

Komentarze (0)