Irak: partyzanci najbardziej lubią bomby
Bomby pułapki takie jak ta, która wybuchła na drodze między Bagdadem i Hillą i raniła dwóch polskich saperów, są od kilku miesięcy ulubioną bronią partyzantów irackich. Choć nie tak groźne jak pociski przeciwpancerne i rakiety przeciwlotnicze, zmuszają konwoje i patrole sojusznicze do nieustannej czujności na drogach i ulicach.
Polski konwój zaatakowany w piątek jechał środkiem jezdni, aby znajdować się możliwie najdalej od obu poboczy drogi, gdzie atakujący najczęściej umieszczają ładunki wybuchowe. Mimo to eksplozja ciężko raniła w podudzie jednego żołnierza, lekko raniła żołnierza-kierowcę i uszkodziła ich samochód.
Kilka dni temu korespondent agencji Reutera Michael Georgy pisał z Tikritu, że do zabijania żołnierzy amerykańskich i sojuszniczych służą partyzantom między innymi zdalnie sterowane samochody- zabawki, puszki po Coca-coli i nawet zwierzęca padlina.
Partyzanci wypełniają najrozmaitsze rzeczy materiałem wybuchowym, kładą na poboczu drogi i naciskają guzik powodujący zdalne odpalenie ładunku, gdy obok przejeżdżają żołnierze.
W amerykańskim żargonie wojskowym bomby te noszą nazwę "improwizowanych urządzeń wybuchowych", w skrócie IED, od "improvised explosive device". Polski słownik terminów militarnych tłumaczy IED jako "ładunek wybuchowy domowej roboty" lub "mina pułapka".
Aby skonstruować IED, nie trzeba być saperem. Materiał wybuchowy wkłada się do jakiegoś zwyczajnie wyglądającego przedmiotu, na przykład do puszki po napoju lub do papierowej torby, i podłącza się przewodem do urządzenia, które zdalnie powoduje eksplozję.
IED "niepokoją nas, bo właśnie z ich pomocą atakuje się nas najczęściej" - powiedział Reuterowi dowódca batalionu 4. Dywizji Piechoty USA podpułkownik Steven Russell.
Żołnierze amerykańscy - pisze Reuter - rozporządzają śmigłowcami wyposażonymi w rakiety, bojowymi wozami piechoty Bradley i karabinami maszynowymi, które wystrzeliwują setki pocisków na minutę. Jednak ta najnowocześniejsza broń jest nieskuteczna przeciwko IED położonemu przez nieprzyjaciela, który ukrył się wystarczająco daleko, by zdalnie zdetonować ładunek i uciec.
Partyzanci fabrykujący bomby-pułapki wcale nie muszą sami kłaść ich przy drodze. W kraju, gdzie bezrobocie wynosi 50%, łatwo znaleźć ochotnika, który uczyni to za odpowiednią opłatą.
Dwaj saperzy z 12. Dywizji Zmechanizowanej ze Szczecina są pierwszymi polskimi żołnierzami, którzy ucierpieli od wybuchu miny pułapki. Według danych amerykańskich, w ostatnich tygodniach spadła liczba ataków dokonywanych przy użyciu IED, ale są one nadal skuteczną bronią psychologiczną, zwłaszcza przeciwko patrolom penetrującym labirynty ulic miast irackich podczas obław na funkcjonariuszy reżimu Saddama i partyzantów, czy szukającym kryjówek z bronią.
Czasami po eksplozji IED, gdy z płonącego pojazdu wydobywa się rannych, partyzanci strzelają jeszcze z ręcznych granatników przeciwpancernych. Miny pułapki umieszcza się czasem na chodniku albo w pojemnikach na śmieci. Ładunek wybuchowy zamienia taki pojemnik na grad betonowych odłamków, które rozpryskują na wszystkie strony razem z gwoździami, śrubami czy śrutem z bomby.
W samym tylko Tikricie amerykańscy lekarze wojskowi opatrzyli już dziesiątki żołnierzy, których ugodziły takie IED. W pamięci utkwił im szczególnie jeden wypadek. Bomba pułapka zabiła kobietę-szeregowca Analaurę Esparza Gutierrez. Zginęła, gdy jej narzeczony, również służący w Iraku, przebywał w Stanach Zjednoczonych, gdzie czynił przygotowania do ślubu.