IPN bada, jak wyniesiono "listę Wildsteina"
Pięcioosobowy zespół w Instytucie Pamięci
Narodowej bada okoliczności, w jakich publicysta "Rzeczpospolitej"
Bronisław Wildstein uzyskał listę katalogową 240 tys. nazwisk
osób, których akta przechowuje IPN. W środę z informacją zespołu
ma się zapoznać kolegium Instytutu.
31.01.2005 | aktual.: 31.01.2005 16:25
Prawnicy uważają, że w tym przypadku Wildstein nie naruszył ustawy o prawach autorskich, jak twierdzi wicemarszałek Sejmu Tomasz Nałęcz (SdPl). Powołanie zespołu do zbadania sprawy zapowiadał jeszcze w sobotę prezes IPN Leon Kieres po tym, gdy okazało się, że Wildstein dysponuje listą i przekazał ją "kolegom dziennikarzom".
Kieres odmawiał
W poniedziałek Kieres odmawiał wszystkim mediom wypowiedzi na ten temat, a o tym, że zespół rozpoczął prace, powiedział rzecznik Instytutu Jan Ciechanowski. Nie chciał ujawnić nawet, kto jest w tym zespole.
Lista jest nadal dostępna w IPN, w czytelni jawnej. Ciechanowski zdementował informacje podawane przez niektóre media jakoby dostęp do niej został zablokowany do czasu wyjaśnienia sprawy.
Dziennikarz PAP dowiedział się nieoficjalnie w IPN, że Wildstein prawdopodobnie nie wyniósł listy z czytelni, bo po wstępnym badaniu komputerów nie odnotowano, by ktoś kopiował dane z ich twardych dysków.
Czytelnia jawna
Naukowcy, dziennikarze, a także osoby, którym nadano status pokrzywdzonego, mogą przyjść do IPN i skorzystać w czytelni jawnej z jednego z dwóch komputerów, podłączonych do bazy 240 tys. nazwisk oraz nadanych przez IPN sygnatur ich "teczek".
Nie jest to jednak - co podkreśla sam Wildstein - lista agentów, są na niej zarówno funkcjonariusze UB i SB oraz różnego typu współpracownicy SB, a także tacy, których SB dopiero wytypowała do zwerbowania na tajnych współpracowników, co zresztą mogło następować przez szantaż czy próbę "złamania".
Leon Kieres mówił też, że na liście są osoby pokrzywdzone. Dopiero zwrócenie się o "teczkę" osoby z listy i jej dokładna analiza pozwoli stwierdzić, czy ta osoba była agentem, czy pokrzywdzonym - głosi oficjalne stanowisko IPN.
Oddzielić współpracowników od pokrzywdzonych
Według członka kolegium IPN prof. Andrzeja Friszkego, na podstawie tej listy katalogowej nie da się oddzielić współpracowników od pokrzywdzonych. Lista to jedynie imiona i nazwiska oraz sygnatura, pod którą teczka danej osoby jest przechowywana w IPN.
Jeśli numer poprzedza jedno "0" - oznacza, że to pracownik UB lub SB; "00" - że to osoba zakwalifikowana przez SB jako tajny współpracownik lub kandydat na tajnego współpracownika - tłumaczył prof. Friszke w niedzielę w TVP.
Każdy uprawniony, chcący zapoznać się z aktami IPN (także listą nazwisk) wypełnia stosowny wniosek. Podaje w nim swe dane osobiste, nazwę pracodawcy, informuje IPN czy ma status pokrzywdzonego i oświadcza, że jest świadom odpowiedzialności karnej za wprowadzenie IPN w błąd co do statusu pokrzywdzonego (do 3 lat więzienia), a także stwierdza, iż zapoznał się z ustawami o: ochronie informacji niejawnych, ochronie danych osobowych, a także wie, że Kodeks cywilny nakazuje ochronę dóbr osobistych osób trzecich.
Co musi wnioskodawca
"Zawarte w udostępnionych mi dokumentach informacje wykorzystam w sposób nienaruszający prawnej ochrony danych osobowych i dóbr osobistych osób, których dotyczą" - pod takim zdaniem wnioskodawca także musi się podpisać. Poniżej wnioskodawca podaje cel wykorzystania udostępnionych mu materiałów: temat pracy i zakres badań, które chce przeprowadzić.
Listę sporządza IPN od czerwca 2004 r., na polecenie kolegium IPN. Bez niej udostępnianie materiałów Instytutu przebiegałoby o wiele wolniej - mówił Kieres w sobotę. Dodał, że docelowo będzie na niej w sumie ok. 1,5 mln nazwisk, chyba że kolegium zdecyduje, by prace nad nią wstrzymać.
Ustawa o IPN stanowi, że dokumenty zawierające dane o pokrzywdzonych lub osobach trzecich mogą być, "w niezbędnym zakresie i w sposób nie naruszający praw tych osób", wykorzystywane do postępowań lustracyjnych, do wykonania ustawy o kombatantach (IPN wydaje represjonowanym przez organa bezpieczeństwa PRL zaświadczenia potrzebne do spraw kombatanckich), a także do prowadzenia badań naukowych - "o ile prezes Instytutu wyrazi na to zgodę".
Naruszył prawo?
W opinii wicemarszałka Nałęcza, Wildstein wynosząc z IPN listę naruszył przysługujące IPN prawo do własności intelektualnej, wynikające z prawa autorskiego. Pytany o to Andrzej Arseniuk z zespołu prasowego IPN odpowiedział, że kolegium IPN będzie dyskutować w środę nad całą sprawą i odmówił ustosunkowania się do tej konkretnej kwestii.
Dr Rafał Sarbiński, specjalizujący się w dziedzinie prawa autorskiego uważa jednak, że "absurdem jest twierdzenie, że alfabetyczny zestaw nazwisk z sygnaturami, to utwór podlegający prawu autorskiemu" - powiedział podkreślając, że dopiero zestaw, wskazujący na osobistą inwencję sporządzającego, czyli np. z podziałem na określone kategorie, typy itp., może uchodzić za taki utwór.