Inwigilacją KUL‑u zajmie się specjalna komisja
Specjalna komisja powołana przez Wielkiego Kanclerza Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego abp. Józefa Życińskiego ma zbadać rozmiary inwigilacji środowiska Uniwersytetu przez PRL-owskie służby specjalne. Według historyków z lubelskiego IPN, w latach 80. SB miała na uczelni kilkudziesięciu współpracowników.
07.01.2005 | aktual.: 07.01.2005 18:21
Komisja powstała na okres czterech lat. Finałem jej pracy będzie monografia dotycząca problemu inwigilacji KUL. Rezultaty badań będą sukcesywnie udostępniane opinii publicznej - powiedział rzecznik prasowy abp. Życińskiego ks. Mieczysław Puzewicz.
W skład komisji wchodzą dwie osoby świeckie i jedna duchowna. Ich nazwiska nie zostały ujawnione. Komisja ma charakter naukowy, a nie śledczy, ani sądowy. Przy pozyskiwaniu informacji będą zachowywane procedury przewidziane prawem - zaznaczył ks. Puzewicz.
Komisja nie występowała dotychczas do lubelskiego IPN o udostępnienie archiwów. Ta komisja będzie traktowana jak badacz. W celu prowadzenia badań naukowych może otrzymać od nas materiały - powiedział rzecznik prasowy IPN Jan Ciechanowski. Zaznaczył, że z wnioskiem o udostępnienie archiwów może wystąpić też na przykład tylko jej przewodniczący jako indywidualny badacz.
Większość akt tajnych służb dotyczących KUL została zniszczona, ale historycy ustalili, że w latach 80. SB miała na uczelni kilkudziesięciu współpracowników. W 1982 r. dane podają ok. 60 współpracowników - studentów, pracowników naukowych, administracyjnych, technicznych. Wśród tajnych współpracowników byli również duchowni - powiedziała Małgorzata Choma-Jusińska z lubelskiego IPN zajmująca się badaniem opozycji przedsolidarnościowej w Lublinie.
KUL był w inwigilowany od inauguracji w 1945 r.; szczególnie od lat 70., gdyż z niego wywodzili się działacze opozycyjni. Inwigilowane było też środowisko duszpasterstwa akademickiego i kurii biskupiej. Przetrwały dwa tomy akt z rozpracowywania przez SB środowiska niezależnego pisma katolików "Spotkania" wydawanego od 1977 r. w kręgach KUL.
Tajne służby PRL interesowały się poglądami, opiniami i komentarzami ludzi KUL nt. bieżących wydarzeń, a także ich kontaktami zagranicznymi. Szczególną uwagę skupiały na wzajemnych relacjach ludzi; wykorzystywały i generowały konflikty.
Na przełomie lat 50. i 60. Służba Bezpieczeństwa dwukrotnie zorganizowała akcję o kryptonimie "Teofil". Do wybranych osób wysłała anonimy z informacjami kompromitującymi pracowników KUL dotyczącymi ich życia prywatnego. Następnie SB poprzez swoich agentów rozsiewała informacje o tym, kto mógł być autorem tych anonimów. W ten sposób środowisko zostało skłócone, ludzie wzajemnie się oskarżali. Wrastała atmosfera napięcia i podejrzliwości. W takiej sytuacji SB mogła realizować własne cele - powiedziała Choma-Jusińska.
Zaznaczyła, że wiele było tzw. nierejestrowanych źródeł informacji, czyli osób, od których czerpano informacje, a których nie umieszczano w dokumentach jako tajnych współpracowników. Tam gdzie było możliwe zakładano też podsłuchy telefonów, kontrolowano korespondencję.
Sprawę tajnych współpracowników na KUL wywołał emerytowany prof. tego uniwersytetu Ryszard Bender, szef lubelskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, w reakcji na dekret metropolity lubelskiego abp. Józefa Życińskiego sprzeciwiający się używaniu przymiotnika "katolicki" w nazwie Klubu.
Bender podał trzy nazwiska współpracowników tajnych służb - pracowników i członków zarządu KIK, związanych ze środowiskiem KUL. Powołał się na dokumenty z IPN, które otrzymał jako osoba pokrzywdzona, a także do celów badawczych.
Rzecznik prasowy lubelskiego IPN Marcin Nowak potwierdził, że Bender występował o udostępnienie dokumentów. Prof Bender uzyskał status pokrzywdzonego i w związku z tym udostępniona mu została jego teczka osobowa. Otrzymał też kserokopie dokumentów, co umożliwia mu ustawa. To, co robi w uzyskanymi informacjami, jest jego sprawą. IPN udostępnił je tylko jemu - powiedział Nowak.
Prof. Bender ujawnił na swojej stronie internetowej znaczną część uzyskanych z IPN akt. Wystąpił do IPN o rozszyfrowanie 40 pseudonimów agentów, którzy na niego donosili. To są osoby z różnych środowisk, najmniej z KUL - zapewnił PAP prof. Bender. IPN ślimaczy się. Sprawa ciągnie się już od dwóch lat. Na 40 pseudonimów rozszyfrowano mi cztery. Ja tymczasem znalazłem kolejne 20 pseudonimów - dodał.
Pytany, czy zamierza ujawnić kolejne nazwiska agentów odpowiedział: Nie chciałbym ujawniać. Chciałbym uzyskać jakieś wyjaśnienie od tych ludzi. Czasy były diaboliczne - powiedział.