Internetowe zabawki niebezpieczne dla dzieci?
Organizacje konsumenckie alarmują, że zabawki dla dzieci mające dostęp do internetu, jak np. lalka My Friend Cayla, czy robot i-Que, nie posiadają odpowiednich zabezpieczeń, przez co mogą zagrażać bezpieczeństwu dzieci.
Internetowe zabawki łączą się za pośrednictwem wbudowanego Bluetooth z dedykowaną aplikacją zainstalowaną na smartfonie lub tablecie, należącym zwykle do rodzica, i w ten sposób nawiązują połączenie internetowe. Mają wbudowane specjalne mikrofony, które mogą wchodzić w interakcje z dzieckiem za pomocą specjalnej technologii rozpoznawania mowy. Producenci reklamują je jako pierwsze "żywe" zabawki, zdolne odpowiadać napytania, nagrywać rozmowy, czy wykorzystywać w komunikacji.
Jak się okazuje część tego typu zabawek (np. Cayla) w trakcie instalowania aplikacji wymaga podania danych takich, jak imię dziecka, imiona jego rodziców, miejsce zamieszkania, a nawet nazwa szkoły, do której uczęszcza pociecha. Wszystko to po to, żeby przyszła komunikacja z dzieckiem była jak najbardziej naturalna. Co więcej zabawki wykorzystują również informacje dotyczące lokalizacji użytkownika. Zarówno aplikacja Cayla jak i i-Que zapisują również IP użytkownika. Oba urządzenia sprzedawane są na europejskim rynku (można je kupić także w Polsce, choć dostępne są głównie w sprzedaży online) i przeznaczone są dla dzieci od lat 4.
Europejskie i amerykańskie organizacje konsumenckie ostrzegają, że zsynchronizowane zabawek z internetem może być niebezpieczne dla dzieci.
Badania Norweskiej Rady Konsumentów ujawniły, że internetowym zabawkom brakuje np. zabezpieczeń uniemożliwiających niepożądanym osobom dostęp do mikrofonu lub głośników, w które wyposażone są zabawki. To w praktyce oznacza, że każdy kto posiada w telefonie włączone funkcję Bluetooth i znajduje się w niewielkiej odległości od dziecka może przejąć kontrolę nad zabawką. Z powodu braku odpowiednich zabezpieczeń zabawki padły już niejednokrotnie ofiarą hakerów. W internecie można znaleźć filmiki np. z przeklinającą Caylą.
- Dzieci są łatwym celem, dlatego powinno się im zagwarantować takie produkty i usługi, które będą bezpieczne i które nie będą naruszać ich prawa do prywatności. Tak długo, jak producenci nie będą chcieli poważnie traktować zastrzeżeń wobec ich urządzeń, zabawki internetowe nie będą odpowiednie dla dzieci" - mówi Monique Goyens, dyrektor generalna Europejskiej Organizacji Konsumentów (BEUC).
W opinii Goyens producenci powinni szczególnie uważać na pułapki związane z kwestiami bezpieczeństwa i naruszania prywatności. Organizacje konsumenckie zaznaczają, że informacje, które dziecko dzieli z lalką czy robotem podczas zabawy, przekazywane są firmie Nuance Communications z siedzibą w USA. Spółka rezerwuje sobie możliwość przekazywania otrzymanych danych dalej, np. firmom zajmującym się marketingiem. I tak dziecko może paść ofiarą ukrytej reklamy.
- Naszym zdaniem internetowe zabawki naruszają unijne standardy ochrony konsumenta. Fakt, że te produkty powstają głównie z myślą o dzieciach, jest jeszcze bardziej irytujące. Dlatego naszym zdaniem te problemy powinny być rozwiązywane na poziomie unijnym - Johannes Kleis z BEUC.
Zdaniem BEUC przepisy dyrektywy UE z 2009 roku dotyczące bezpieczeństwa zabawek są już przestarzałe i nie odpowiadają nowoczesnym produktom dostępnym na rynku. Stąd zdaniem organizacji Komisja Europejska powinna zastanowić się nad ich aktualizacją.
BEUC oraz Europejskie Stowarzyszenie Konsumentów i Standaryzacji (ANEC) skierowały pismo do Komisji Europejskiej z prośbą o interwencję ws. interaktywnych zabawek. Pismo trafiło także do Międzynarodowej Sieci Ochrony Konsumentów (ICPEN) oraz organizacji zajmujących się ochroną danych. Swoją skargę do odpowiednich instytucji wystosowały też amerykańskie organizacje ochrony konsumentów (na rynku amerykańskim dostępna jest w sprzedaży także interaktywna lalka Hello Barbie).
- Mieliśmy już pierwsze spotkanie z przedstawicielami KE w tej sprawie, wydają się otwarci na współpracę - infromuje Kleis.