PolskaInternauci nie wierzą rządowi: robią sobie z nas jaja

Internauci nie wierzą rządowi: robią sobie z nas jaja

Internauci nie wierzą rządowi: robią sobie z nas jaja
Źródło zdjęć: © WP.PL | Internauta Leszek
26.10.2011 14:32, aktualizacja: 28.10.2011 19:58

- Nieracjonalne hasła pożytku, potrzeby i nieuchronności budowania polskiej energetyki jądrowej głoszone są przez tych, którzy z samego faktu planowania i przygotowywania odnoszą doraźne korzyści oraz przez naiwnych, zindoktrynowanych przez tych pierwszych. Ktoś robi sobie z nas atomowe jaja - pisze Internautka Karolina Michalczewska, w felietonie przesłanym do Wirtualnej Polski.

Wprowadzenie w UE nowych wymagań klimatycznych, a zwłaszcza co do emisji CO2, vide ograniczeń i opłat, spowodowało zatrzymanie modernizacji energetyki klasycznej w Polsce oraz groźbę wzrostu cen energii nawet o 50%. W stosunku do polskiej gospodarki to program dyskryminacyjny i hamujący. Podporządkowując się nowym wymaganiom, przyjęta przez Radę Ministrów "Polityka energetyczna Polski do roku 2030" przewiduje m. in. dywersyfikację struktury produkcji energii elektrycznej przez wprowadzenie energetyki jądrowej.

W styczniu 2009 r. Rada Ministrów zdecydowała o przygotowaniu Programu polskiej energetyki jądrowej, który opracował i przedstawił do konsultacji społecznych, powołany w maju 2009 r., Pełnomocnik Rządu ds. Polskiej Energetyki Jądrowej, umocowany w randze podsekretarza stanu w Ministerstwie Gospodarki. Przewiduje się budowę i uruchomienie w Polsce dwóch elektrowni jądrowych o mocy 3 tys. MW każda.

Harmonogram programu obejmuje następujące etapy:
Etap I - do 30.06.2011: opracowanie i przyjęcie przez Radę Ministrów Programu Polskiej Energetyki Jądrowej do 31.12.2010; uchwalenie i wejście w życie przepisów prawnych niezbędnych dla rozwoju i funkcjonowania energetyki jądrowej do 30.06.2011,
Etap II - 1.07.2011 - 31.12.2013: ustalenie lokalizacji i zawarcie kontraktu na budowę pierwszej elektrowni,
Etap III - 1.01.2014 - 31.12.2015: wykonanie projektu technicznego i uzyskanie wymaganych prawem uzgodnień,
Etap IV - 1.01.2016 - 31.12.2022: pozwolenie na budowę i budowa pierwszego bloku pierwszej elektrowni oraz rozpoczęcie budowy bloków kolejnych,
Etap V - 1.01.2023 - 31.12.2030: budowa kolejnych bloków elektrowni jądrowych.

Każda firma chce mieć własną "atomówkę"

Inwestorem strategicznym została Polska Grupa Energetyczna (PGE)
z której łona wychynęła spółka córka i wysunąwszy się na czoło spraw związanych z energetyką jądrową, przemówiła oświadczając, że jednak z uruchomieniem pierwszego bloku energetycznego, pierwszej siłowni zdąży do roku 2020. (Klub optymistów w tym PGE?) Choć, później realistycznie zauważyła, że ze względu na awarię w Fukushimie budowa pierwszego bloku może się rozpocząć później niż planowano ze względu na konieczność wprowadzenia zmian w planach postępowania awaryjnego. No to z datą mamy galimatias, a czas w miejscu nie stoi.

Na dodatek, w kwietniu 2010 r. o planach budowy swojej elektrowni jądrowej poinformowała grupa Enea S.A. Jakby nie było dosyć, w czerwcu tego samego roku zainteresowanie energetyką jądrową wyraził również Tauron S.A., który oświadczył, że będzie chciał objąć 49% udziałów w spółce budującej pierwszą elektrownię jądrową. W grudniu 2010 r. prezesi KGHM i Tauronu poinformowali o planach budowy wspólnej elektrowni atomowej. Jak widać, ciąg na atomowy interes jest duży, co może i nie dziwiło, gdyby nie znane zorientowanym, a oficjalnie niedomówione trudności, pułapki, pozorności i, z goła, nierealności.

Planuje się instalację reaktorów generacji III, albo III+, bezpieczniejszych niż te w Czarnobylu, ale bezpiecznych tylko pozornie. Na naprawdę nowe rozwiązania należałoby poczekać 20 do 40 lat, podczas gdy światowe złoża uranu zaczynają się stopniowo wyczerpywać i wykorzystuje się już ten z demontowanej broni atomowej, zaś zagadnienia odzysku i trwałego, bezpiecznego składowania zużytego paliwa jądrowego pozostaje nierozwiązany.

Program Polskiej Energetyki Jądrowej podczas konsultacji społecznych został oceniony w sposób, delikatnie mówiąc, sceptyczny, co dobrze reprezentuje stanowisko Instytutu na Rzecz Ekorozwoju, które ukazuje jednostronność zawartej w Programie prognozy, lekceważenie istotnych zagrożeń związanych z energetyką jądrową, jak również brak równoprawnego pokazania alternatywy dla energetyki nuklearnej. W ocenie Instytutu: w prognozie nie dokonano w sposób prawidłowy oceny potencjalnych skutków dla środowiska, ludzi i dóbr materialnych największej możliwej awarii. Zlekceważono problematykę odpadów promieniotwórczych zarówno w świetle obaw społecznych jak i prowadzonej w tym zakresie polityki UE. Zbyt słabo udokumentowano koszty inwestycyjne i eksploatacyjne, które przy głębszej analizie okazują się najwyższe przy rozwoju energetyki jądrowej w porównaniu z innymi opcjami. Nie pokazano rzetelnie alternatywy dla energetyki jądrowej, co jest proceduralnym wymogiem, podważając w ten sposób równoprawne traktowanie programu i
alternatywy do niego, a to jest niedopuszczalne. Po macoszemu potraktowano kwestie efektywności energetycznej, wzrostu udziału OZE w wytwarzaniu energii, problematykę energetyki rozproszonej, zmniejszenia energochłonności transportu i rozwoju lokalnych sieci elektroenergetycznych.

Tak przygotowana prognoza nie przedstawia opinii publicznej złożoności i wieloaspektowości problematyki energetyki polskiej. Nie pokazuje bowiem w szerokim stopniu wielu kontrowersyjnych aspektów energetyki jądrowej. Na przykład: bardziej niebezpieczne niż sam reaktor są nagromadzone po paru latach tysiące ton zużytego paliwa o dużej radioaktywności. Reaktor EPR, jaki miałby być zastosowany w Polsce wymaga 120 ton silnie radioaktywnego paliwa, którego1/3 trzeba co 18 miesięcy wymienić. Odpady z elektrowni jądrowych powinny być składowane przez ponad 100 tysięcy lat, czego koszty są trudne nawet do oszacowania.

"Zielone kadry polskiej energetyki"

Wspomniany Pełnomocnik Rządu, zawiaduje Departamentem Energii Jądrowej Ministerstwa Gospodarki, zatrudniającym personel w imponującej liczbie osób dwunastu - wliczając w to samego pełnomocnika, dyrektora departamentu i sekretariat. Bywalcy i pisząca te słowa twierdzą, że wśród powyższych, na energetyce jądrowej zna się sam pełnomocnik, a w rzeczy samej profesjonalnie się wyznaje, wpędzony już w wiek emerytalny, jeden z pracowników. Różnorodną resztę kadry rzuciły tam najpewniej różne losu wypadki oraz niezbadane decyzje osobowe. Dyrektorzy zmieniają się bezustannie. To już chyba, w ciągu półtora roku piąty. Co spotkanie, albo konferencja, przychodzi nowy. Aktualny, na stanowisku od niedawna, nie ma zielonego pojęcia o energetyce, a o jądrowej w szczególności. To widać i słychać, a jak mówią kompetentni kooperanci - jakby generałem piechoty mianować kogoś kto nie wie co ma kula w karabinie. Sama rozmawiałam i w pełni potwierdzam. Stan rzeczonego departamentu świadczy o stosunku Rządu RP i kierownictwa
Ministerstwa Gospodarki do energetyki jądrowej oraz utwierdza nas w wierze, jak poważnie projekt ten jest traktowany. A co jest traktowane poważnie? Kariery i osobiste profity. W ramach uprawiania powyższej fikcji, w końcu zeszłego roku Polska została przyjęta w poczet członków Agencji Energii Nuklearnej OECD, gdzie składka członkowska wynosi 130 tys. euro rocznie. Dodatkowo, za 50 tys. euro moglibyśmy należeć do Banku Danych tej organizacji. Naukowcom dopominającym się o cenny dla tempa rozwoju badań dostęp do danych Banku, zleca się opracowanie szczegółowych prognoz korzyści finansowych. Tak to jeszcze raz urzędnik nad uczonym góruje, bo temu ostatniemu tupetu i arogancji brak by z fusów co trzeba wywróżyć, a potem, jak wyjdzie inaczej, wyłgać się albo przeprosić. Za ciężkie pieniądze Pełnomocnik i urzędnicy-pupile po świecie wycieczkują, twarze pokazują, znajomości nawiązują, kariery wspomagają, zaś na składkę żałują, choć dałaby ona krajowi na dziś i na zaś profity znacznie jej wysokość przekraczające.

Jeśli już jesteśmy przy kadrach, to Polska w tej dziedzinie ich nie posiada. Były na Żarnowiec, ale się w większości po świecie rozjechały. Pozostali są już tak zaawansowani wiekiem, że po zbudowaniu pierwszej elektrowni atomowej o własnych siłach do niej nie dotrą. Myśli się o uruchomieniu odpowiednich kierunków studiów. Ale to lata, a potem praktyka. A co z absolwentami będzie jeśli program zostanie zarzucony? Francuzi kształcą nam tzw. edukatorów, którzy z kolei mają przyuczać innych. To coś jak kursy na kartę rowerową dla przyszłych kierowców tirów. Ekolodzy śpijcie spokojnie, ci którzy zajmują się energetyką atomową są zieloni.

Ponad to, nie mamy technologii, urządzeń ani paliwa do konstrukcji, eksploatacji i likwidacji takiego obiektu. Wszystko trzeba będzie kupić zagranicą co, oprócz pogorszenia bilansu handlowego, uzależni nas technicznie i politycznie od innych. Jakby dotychczasowej zależności energetycznej nie było dosyć.

Koszt wybudowania dwóch elektrowni jądrowych o mocy 3 tys. MW każda i pracujących na reaktorach III generacji, licząc po cenach z zeszłego roku to, wg. PGE, ok. 100 mld zł. Po katastrofie w Fukushimie konieczne i obowiązkowe będzie zastosowanie bardziej rozbudowanych i złożonych systemów zabezpieczeń. Ergo, będzie drożej i to dużo, bo systemy bezpieczeństwa w takich elektrowniach to potężna część kosztów. Eksperci twierdzą, że koszt wzrośnie przynajmniej o 20%. A inne wydatki towarzyszące? Jak choćby cały czas trwające ekspertyzy, konferencje (ostatnio uczestniczyłam w warszawskiej konferencji Międzynarodowych Ram ds. Współpracy w Zakresie Energii Jądrowej - koszt przynajmniej kilkaset tys. złotych. 150 osób ze świata - egzotyczne nacje, uroczyste kolacje, delicje, gale i na Zamku sale), podróże służbowe, kampanie informacyjne, etaty, badania geologiczne i inne itd., itp. Do ceny trzeba doliczyć demontaż i likwidację elektrowni oraz składowanie odpadów radioaktywnych. To da, optymistycznie licząc, doraźny
koszt w wysokości ok. 150 mld zł. Czy PGE zdobędzie takie pieniądze? Bardzo wątpliwe. Zdolność kredytowa tej grupy nie przekracza 16 - 17 mld zł. Zagraniczny inwestor, na podstawie Europejskiej Karty Energetycznej, zbuduje siłownię i będzie sprzedawał na miejscu oraz eksportował energię? My będziemy mieli całą gamę ambarasu z elektrownią atomową, a on zyski? Cudowna perspektywa! A jaka obiecująca dla rozwoju kraju! Co za niezależność!

Jak zwykle opóźnieni

Koncentrując wysiłek logistyczny, finansowy i polityczny na tworzeniu energetyki jądrowej, Polska zaniedba i opóźni rozwój innych sektorów, a w konsekwencji całej gospodarki. Obecnie żaden kraj zachodnioeuropejski ani Kanada i USA nie budują elektrowni atomowych. W licznych państwach istnieje konstytucyjny lub ustawowy zakaz budowy takich siłowni i programy likwidacji już istniejących. Kraje rozwinięte, także pod wpływem katastrofy w Fukushimie, planują stopniowe wycofywanie się z energetyki jądrowej. I tak między innymi i na przykład: Bundestag podjął decyzję o wyłączeniu ostatniego niemieckiego reaktora do roku 2022, Szwajcaria postanowiła wyłączać kolejno swoje do 2034, Belgia i Szwecja planują stopniową redukcję energetyki jądrowej, Japonia zapowiedziała rychłe zamkniecie wszystkich swoich 54 reaktorów. Za nimi idą inni i pójdą następni. A my? My jak zwykle opóźnieni i na dodatek pod prąd. Gdy świat już na dobre będzie wycofywał się z energetyki jądrowej, my właśnie uruchomimy pierwszą taką elektrownię.
Gdy inni będą wdrażać nowe, czyste i bezpieczniejsze sposoby pozyskiwania energii, Polska przyjmie przestarzałą już metodę. Może dla przyjemności Francuzów, którzy produkując 80% energii elektrycznej w elektrowniach atomowych, są w kropce i starają się handlować swoją technologią? Francja, Finlandia i Rumunia, jako wyjątek, zapowiadają, choć coraz mniej pewnie, konstrukcję elektrowni jądrowych.

Milczy się u nas na temat wykorzystania ciepła z kogeneracji, czyli jednoczesnego z energią elektryczną wytwarzania ciepła i to w niemałych ilościach. Pomysły budowy wielkich bloków jądrowych bez możliwości odbioru energii cieplnej można było tolerować w epoce początków energetyki jądrowej, ale przyjęcie obecnie założenia, że ciepłem z elektrowni jądrowej się nie zajmujemy jest co najmniej dziwne. To co, będziemy podgrzewać otwarte wody, np. jeziora Żarnowieckiego, by hodować tam podzwrotnikową faunę i florę? Egzotyczne, pomysłowe i rozsądne dla tak zamożnego kraju jak nasz.

Wielu pamięta jeszcze czasy gdy polscy inżynierowie i technicy budowali na całym świecie "elektrownie klasyczne". Byliśmy, w tej dziedzinie jednym ze światowych liderów. Tu mamy potencjał ludzki i produkcyjny. Modernizacja istniejących obiektów oraz nowe inwestycje w okresie ostatnich piętnastu lat podniosły o 10% sprawność elektrowni węglowych oraz bardzo znacznie obniżyły emisję zanieczyszczeń, spełniając z dużym zapasem wymagania z Kioto. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza przyrost konsumpcji energii elektrycznej w naszym kraju wyniósł jedynie 11%. W przyszłości może on być szybszy (choć, przy zmniejszeniu energochłonności przemysłu i strat oraz marnotrawstwa energii, wprowadzeniu programu oszczędności itd., nie musi), ale po modernizacji i rozbudowie krajowej bazy elektrowni węglowych mógłby być z zapasem zaspokojony. Korzystne warunki do rozbudowy energetyki węglowej stwarzają złoża węgla w rejonie Gubina, Cybinki, Mostów i Legnicy, które umożliwią powstanie dwóch ośrodków górniczo-energetycznych
dostarczających energię znacznie tańszą od tej z elektrowni jądrowych.

Wśród korzyści wynikających z utworzenia energetyki jądrowej wymienia się powstanie nowych miejsc pracy. Mówi się o ok. tysiącu stanowisk, w tym tzw. specjaliści wymieniają bary, restauracyjki i usługi - kpina, czy żart? Centrum węglowo-energetyczne to dziesiątki tys. miejsc pracy. W Niemczech, w klasycznej - nowej energetyce pracuje ponad ćwierć miliona osób.

"Gonimy ostatni wagon"

Zaniedbując rozbudowę i postęp w zakresie klasycznej i realnej energetyki termicznej, opartej na węglu czy gazie oraz rozwój odnawialnych źródeł energii bazujących na biomasie, wietrze, energii słonecznej czy geotermalnej, na rzecz beztrosko promowanej energetyki jądrowej, która najprawdopodobniej nigdy nie powstanie i jeśli obecne tempo przyrostu zapotrzebowania na energię elektryczną się utrzyma, za kilka lat kraj stanie w sytuacji impasu energetycznego, deficytu energii - czytaj powstrzymania rozwoju gospodarczego.

Węgla wystarczy nam na co najmniej 160 lat, gazu łupkowego - według prognoz - na 350, rozbudowujemy i rozwijamy odnawialne źródła energii (OZE), sieci elektroenergetyczne są niedostosowane i nie stać nas na konstrukcję i spełnianie wymogów eksploatacyjnych elektrowni atomowych. Trend światowy wskazuje na odchodzenie od energetyki jądrowej, rozbudowę systemów różnorodnych odnawialnych źródeł energii, poszukiwanie nowych rewolucyjnych technik wytwarzania energii. Czy w tych okolicznościach ma jakikolwiek sens angażowanie się w energetykę jądrową, która już w momencie wdrożenia będzie w okresie schyłkowym, ustępując miejsca klasycznym udoskonalonym i czystym technologiom klasycznym, rozwiniętym OZE i nowym, właśnie opracowywanym lub jeszcze nieprzewidzianym metodom? Postęp przyspiesza. Czy znowu mamy być zapóźnieni i bezskutecznie gonić ostatni wagon? Może lepiej robić swoje, a odpowiednim momencie wsiąść do pierwszego?

Nieracjonalne hasła pożytku, potrzeby, ba nieuchronności budowania polskiej energetyki jądrowej głoszone są przez tych, którzy z samego faktu planowania i przygotowywania odnoszą doraźne korzyści oraz przez naiwnych, zindoktrynowanych przez tych pierwszych. Ktoś robi sobie z nas atomowe jaja.

Internautka Karolina Michalczewska

Masz pomysł na ciekawy artykuł? Chcesz opublikować własny felieton? ** Zamieścimy Twój tekst w naszym serwisie!

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (56)
Zobacz także