Elektrownia atomowa jak proszek do prania
Polski rząd zamierza wydać do 2013 roku 20 mln złotych na promowanie energetyki jądrowej. Otrzyma je firma wyłoniona w przetargu. Jej zadaniem będzie przygotowanie swoistej kampanii reklamowej, wykorzystującej takie środki jak videoboardy rozstawiane przy bałtyckich plażach, idea placement polegające na wprowadzaniu treści „atomowych” do seriali telewizyjnych i tym podobne chwyty znane z reklam proszków do prania - pisze dr Piotr Stankiewicz, socjolog prowadzący badania dotyczące planów budowy elektrowni jądrowej w Polsce.
23.03.2011 | aktual.: 23.03.2011 11:22
Awarie w elektrowniach atomowych w Japonii wywołały nową (choć tak dobrze znaną) falę dyskusji o bezpieczeństwie energetyki jądrowej. Choć sytuacja wciąż jest dynamiczna, warto już teraz spojrzeć, czego uczą nas te wydarzenia.
Fakt, że zawiodły uznawane za jedne z najbardziej doskonałych japońskie technologie jądrowe (i to w tak stosunkowo prostej kwestii jak systemy chłodzenia) uświadamia nam wyraziście, że nie ma całkowicie bezpiecznych technologii, a energetyka jądrowa nie jest tu żadnym wyjątkiem: ani pozytywnym, ani negatywnym. Bezpieczeństwo dużych systemów technologicznych, takich jak instalacje jądrowe, nie zależy bowiem wyłącznie od zastosowanych rozwiązań technologicznych; nie jest ono dane raz na zawsze poprzez wybór odpowiednio nowoczesnej technologii, jak chciałby rzecznik rządu Paweł Graś, przekonujący ostatnio w radiowej Trójce, że nam awaria grozić nie będzie, bo wybierzemy najnowocześniejsze rozwiązania.
Wypadki w Fukushimie przypominają nam trywialną prawdę, że o zapewnienie bezpieczeństwa trzeba dbać przez cały czas przez tworzenie i utrzymywanie odpowiednich systemów kontroli i nadzoru, przez wdrażanie konkretnych rozwiązań instytucjonalnych, procedur i działań monitorujących sprawność technologii, a także przygotowujących na wszelkie możliwe ewentualności. Według jednej z wersji wydarzeń podawanych przed media, elektrownia w Fukushimie przygotowana była na trzęsienie ziemi - i faktycznie przetrwała wstrząsy o sile 9,0 w skali Richtera - lecz nie na jednoczesne wystąpienie tsunami. Choć i ono nie uszkodziło reaktorów, jednak zniszczyło awaryjne systemy chłodzenia, czego najwyraźniej nie brano wcześniej pod uwagę.
Nie ma doskonale bezpiecznych technologii
To z kolei przypomina o tym, że zazwyczaj w przypadku katastrof technologicznych nie mamy do czynienia z jedną przyczyną, gdyż na wystąpienie pojedynczych zdarzeń te systemy są przygotowane. Dopiero nałożenie się kilku przyczyn - zazwyczaj w konstelacji trudnej do wcześniejszego przewidzenia - powoduje awarię. Podobnie było podczas katastrofy w Three Mile Island, gdy nie tylko zawiodła pompa zasilające wytwornice pary, ale nałożyły się na to jeszcze zamknięte po remoncie rektora zawory oraz awaria systemów pomiarowych.
W świetle tego bałamutne wydają się zarówno zapewnienia o bliskim doskonałości bezpieczeństwie współczesnych technologii, które same przez się mają nam zapewnić bezawaryjność, jak i potępianie energetyki jądrowej w czambuł jako wyjątkowo groźnej. Wykorzystywanie każdej technologii obarczone jest pewną porcją ryzyka. Ryzykiem jednak można zarządzać i je kontrolować. Nie należy polegać na samym bezpieczeństwie technologii, lecz trzeba o nie dbać poprzez tworzenie odpowiednich rozwiązań instytucjonalnych, systemów kontroli, nadzoru i komunikowania się ze społeczeństwem.
Zawiodła komunikacja?
Zarządzanie ryzykiem to w dużym stopniu odpowiednie zarządzanie komunikacją dotyczącą ryzyka, zgodnie z założeniem, że na ryzyko w dużym stopniu składa się także tzw. „czynnik społecznego wzburzenia”. Komunikacja w przypadku Fukushimy ewidentnie zawiodła: w pierwszych dniach po katastrofie nie było do końca jasne, czy i co wybuchło, czy nastąpił wyciek radioaktywny, jaki jest skład i zasięg chmury pyłu radioaktywnego, dlaczego nie zadziałały systemy chłodzące reaktor, czy doszło do stopienia rdzenia. Choć zapewne za część tego chaosu odpowiadają przekazujące informacje media, jednak to na władzach spoczywa w dużym stopniu odpowiedzialność za odpowiednią klarowność i jednoznaczność przekazu dla mediów. Tymczasem wyraźnie dawała się odczuć nerwowość i niepewność wśród relacjonujących katastrofę dziennikarzy, które tylko wzmagały obawy społeczeństwa i opinii publicznej wobec energetyki jądrowej. Obywatele sami mogą nadzorować elektrownię
Odpowiednie zarządzanie komunikacją społeczną to także tworzenie odpowiednich procedur informowania społeczeństwa o aktualnej sytuacji, takich jak lokalne komitety informacyjne, infolinie, dyżury ekspertów, punkty informacyjne; na świecie powoływane są one nie tylko w sytuacjach kryzysowych, lecz funkcjonują jako stały element otoczenia elektrowni jądrowych. Przykładem może być węgierskie stowarzyszenie TEIT, zajmujące się kontrolą i informacją przy działających tam elektrowniach jądrowych. Zostało powołane w 1992 roku z inicjatywy operatora elektrowni w Paks, by usprawnić procesy komunikacji społecznej między elektrownią a mieszkańcami regionu. Jej zadaniem jest dbanie o transparentność działań operatora i funkcjonowania elektrowni, zatrudnia ono własnych ekspertów, prowadzi monitoring oddziaływania na środowisko i ma własny system ostrzegania alarmowego.
Zadaniem takich instytucji jak TEIT, istniejących przy elektrowniach jądrowych, jest sprawowanie niezależnego nadzoru i kontroli nad funkcjonowaniem instalacji nuklearnych. Mają one uprawnienia kontrolne, a ich eksperci mogą w każdej chwili sprawdzać wybrane elementy funkcjonowania elektrowni. Co więcej, kontrole są podejmowane na podstawie zgłoszeń ze strony społeczności lokalnej. Przeprowadzają także próbne ewakuacje i przygotowują, poprzez akcje edukacyjne, społeczność lokalną do sytuacji zagrożenia.
Elektrownia atomowa jak proszek do prania
To, w którą stronę zwróci się debata o energetyce jądrowej w Polsce zależy od tego, na ile poważnie nasze władze potraktują zadanie odpowiedniego zadbania o komunikację społeczną. W badaniach przeprowadzonych na zlecenie Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej w odpowiedzi na pytanie o zagadnienia, które powinny być szczególnie brane pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o budowie elektrowni jądrowej, respondenci w pierwszej kolejności wymieniali odległość od zabudowań mieszkalnych oraz odpowiedni sposób zagospodarowania odpadów, a zaraz potem kwestie związane właśnie z zapewnieniem szerokiego nadzoru i kontroli nad funkcjonowaniem elektrowni (45- 50% wskazań, zależnie od regionu) oraz zapewnienie publicznego dostępu do informacji (35-40% odpowiedzi).
To wskazuje, jak istotna jest kwestia prowadzenia rzetelnej komunikacji społecznej. Jak na razie polski rząd przez komunikację społeczną rozumie jednak wyłącznie przekonywanie Polaków do elektrowni jądrowej. Na działania promujące energetykę jądrową do roku 2013 przewidział 20 mln złotych, które otrzyma wyłoniona w przetargu zewnętrzna firma. Jej zadaniem będzie przygotowanie swoistej kampanii reklamowej energetyki jądrowej, wykorzystującej takie środki jak videoboardy rozstawiane przy bałtyckich plażach, idea placement polegające na wprowadzaniu treści „atomowych” do seriali telewizyjnych i tym podobne chwyty znane z reklam proszków do prania. Trudno tu mówić o poważnym traktowaniu komunikacji społecznej, raczej przebija z tego postrzeganie ludzi jako bezmyślnego tłumu, który trzeba „urobić” i przekonać, żeby nie stwarzał problemów, nie protestował i pozwolił nam w spokoju budować elektrownię. Po wydarzeniach w Fukushimie, takie podejście nie będzie już możliwe.
Autor jest socjologiem, adiunktem w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz kierownikiem Podyplomowego Studium Socjologii Bezpieczeństwa Wewnętrznego na UMK. Prowadzi badania dotyczące planów budowy elektrowni jądrowej dla Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.