Inni bracia K..
Jacek i Jarosław Kurscy są jak ogień i woda. Jacek wymyśla braciom Kaczyńskim, jak zatopić Platformę i jej kandydata na prezydenta. Jarosław w "Gazecie Wyborczej" wzywa Donalda Tuska, by się bronił przed chwytami produkcji Jacka.
06.10.2005 | aktual.: 11.10.2005 11:32
PiS wygrał wybory i teraz Jarosław Kurski martwi się poważnie o swojego brata: - Zwycięstwa Jacka deprawują. Popada wtedy w euforię i traci kontakt z rzeczywistością. Jacek doznał w życiu wiele porażek politycznych i teraz, mam nadzieję, już wie, że triumf jest pułapką losu.
Sam Jacek, świeżo upieczony poseł Prawa i Sprawiedliwości, wcale się o siebie nie martwi: - Im jestem starszy, tym mniej radykalny, bardziej centrowy.
Najpoważniejszy kandydat na prezydenta RP Donald Tusk chyba tak o nim nie myśli. Podczas przyjaznej debaty w telewizji Polsat w ubiegłym tygodniu starł się z Lechem Kaczyńskim tylko raz - właśnie o Jacka Kurskiego. Mówił, że jest on postacią nietrzymającą standardów w polityce. I że jeśli PO ma robić koalicję z PiS, to woli bez niego. Wcześniej Kurski zakwestionował główne hasło, wokół którego Tusk buduje kampanię - to o krystalicznej uczciwości.
W sobotę przed debatą w Polsacie Jacek Kurski opowiadał mi z wielką satysfakcją: - Platforma to przecież dawny Kongres Liberalno-Demokratyczny, którego szefem był Tusk i który miał w społeczeństwie ksywkę "aferałowie". Czułem, że odkurzenie tego stereotypu jest nazwaniem rzeczy po imieniu.
We wtorek, po debacie w Polsacie, Jarosław Kurski, dziennikarz "Gazety Wyborczej", pisał tak: "Atmosfera zgęstniała tylko na chwilę, gdy Lis wymienił nazwisko Jacka Kurskiego. Kontrowersyjny szef telewizyjnej kampanii PiS działa na Donalda Tuska jak czerwona płachta na byka".
W najbliższą niedzielę Jacek i Jarosław spotkają się pewnie u swojej matki na obiedzie (Jacek mieszka w tej samej kamienicy, tuż nad nią, Jarek dojeżdża z Warszawy do Gdańska co dwa tygodnie)
. Pewnie będzie żona Jacka Monika, dwoje dzieci, narzeczona Jarka, może jego synowie. Od polityki nie uciekną. Mama - Anna Kurska - została w tych wyborach po raz drugi senatorem RP.
W wyborach do Sejmu głosowała na syna. Ale nie była pewna, czy jej drugi syn zrobił to samo: - Jacuś by przeżywał, gdyby wiedział, że Jarek na niego nie zagłosuje.
Jarosław nie głosował na brata (na mamę owszem): - Mój brat to świetny facet, ale nie najlepszy polityk. Oczywiście nie ma wyrazistych polityków, którzy by nie mieli zajadłych wrogów. Ale Jacek ma niemal samych wrogów. Ma też dar od Boga - wybitną inteligencję wizualną i wilczy instynkt medialny. Wie, co i jak zrobić, by partia wygrała wybory. Powinien nazywać się Pan Trzy Procent i mieć własną firmę PR robiącą wizerunek politykom i ich partiom. Sam fakt, że robi kampanie jakiejś partii, sprawia, że już na wejściu zyskuje ona w sondażach trzy procent.
A sam Jacek Kurski wcale nie przejmował się tym, że może nie dostać głosu brata: - Nie będę go pytał przed wyborami, na kogo głosuje, bo nie chcę zburzyć normalizacji między nami. Wiem, że on się boi PiS. Nie będę miał pretensji, jeśli na mnie nie zagłosuje. W tych wyborach jego głos nie jest mi potrzebny.
Normalizacja między Jackiem i Jarkiem jest wciąż dość krucha - trwa niecałe trzy lata.
Dzieciństwo: świat się wali
Na półkach w gdańskim mieszkaniu Kurskich stało wiele książek, ale większości czytać się nie dało. Pisane były po rosyjsku i dotyczyły techniki. Ojciec naukowiec (budowa okrętów) nie kupował innej literatury. Napisy na zaworach od kaloryferów czy kranach były po niemiecku: kalt albo warm. Briefe na skrzynce na listy. Po przedwojennych niemieckich właścicielach kamienicy. Ale i tak mieszkanie przy alei Wojska Polskiego było dla Jarka (rocznik 1963) oswojonym, przyjaznym miejscem. Przez pierwsze dwa i pół roku życia. - Podobno narodziny Jacka były dla mnie szokiem - opowiada. - Przestałem być słodkim "misiem", cała uwaga rodziców skupiła się na bracie.
Wkrótce po narodzinach brata Jarek zaczął się jąkać. Jacek od razu nie wyglądał na słodkiego misiaczka. Ważył cztery kilo (Jarek 3,5), mierzył 51 centymetrów (Jarek 50, za to dzisiaj jest o pięć centymetrów wyższy). A najbardziej odróżniał się od Jarka emocjami. Matka chłopców Anna Kurska: - Jarek był trudniejszym dzieckiem, płakał po nocach, trzeba było wstawać, pocieszać go. Jacek chował się zdrowiej.
Podrośli i nic się nie zmieniło. Anna Kurska: - Jarek był drażliwy, delikatny. Jacek przebojowy: przewodził klasie, kochał piłkę nożną. Wołał: "Banda za mną!" i biegał na czele sfory dzieciaków. Lubił się chwalić. Skakał w dal na plaży i krzyczał: "Ludzie, patrzcie, ja skaczę!".
Jarek i Jacek mają osobne albumy, ale na wielu zdjęciach są razem. Oto jedno z nich: dwóch młodocianych kulturystów pręży mięśnie na plaży. Z tyłu większy Jarek, przed nim Jacek. Jarek rozluźniony, pozuje dla zgrywy, Jacek - ani trochę: zaciśnięte zęby, surowa mina, każdy mięsień napięty na maksa.
Jarosław Kurski o Jacku: - Zawsze wojowniczy i piekielnie ambitny. Kochał Lechię. Sam też namiętnie grał w piłkę. A ja nie rozumiałem fascynacji tym, że 22 spoconych facetów kopie powietrze zawarte w świńskiej skórze.
Jacek Kurski o sobie: - Nigdy nie miałem kompleksu starszego brata. On jest starszy, ale za trzy lata będę taki jak on. Czas pracuje dla mnie.
Jarek o Jacku (z uśmiechem): - Krótkie nogi, silny tułów, od urodzenia typ gruboskórnego krokodyla. Walczył o każdą piłkę i marzył o sławie króla strzelców. Kochał Grzegorza Lato.
Jacek o sobie: - Byłem wodzem.
Ojciec Witold Kurski cenił w Jacku zdolności matematyczne. Wrażliwość Jarka postrzegał jako przypadłość.
Jackowi za to nie przeszkadzało, że brat jest miękki. - Jarek miał zawsze poczucie hierarchii, silnego autorytetu z zewnątrz. Był zdyscyplinowanym harcerzem. Zajmował w hierarchii miejsce wysokie, ale nie najwyższe.
Młodość: rozbity nos
Jacek podrósł, ale się nie zmienił: hazard, panienki, wóda, żarcie, zabawa. - Jacek brał życie pełnym garściami - opowiada Jarosław. - A ja odwrotnie: byłem w antykomunistycznym harcerstwie, więc Bóg, ojczyzna, Grottger, szable na ścianie, zero wódy, zero papierosów, tylko trochę dziewczyn.
- Pokoje mieli naprzeciwko siebie. U Jarka panowała nabożna atmosfera: stare zdjęcia, patriotyczne obrazy, szable. Z pokoju Jacka dochodził pisk dziewcząt, czasami z jakiegoś kąta wytoczyła się butelka po piwie - opowiada przyjaciel z dzieciństwa Wiesław Walendziak.
Szli tym samym szlakiem: podstawówka numer 66 przy Nowotki w Gdańsku i liceum - trójka, tak zwana Topolówka. - Poprawiliśmy jeszcze jej antykomunistyczną reputację - mówi Jarosław.
Wiesław Walendziak: - Namawiałem Jacka do tego, żeby czytał książki podziemne, ale niespecjalnie mi się to udawało. Mówił: Teraz jest czas walki. Na myślenie będzie czas później. I taki jest chyba do dzisiaj. Walka była dla niego na pierwszym planie.
Jarosław działał w Ruchu Młodej Polski. Zaczytywał się "Myślami nowoczesnego Polaka" Romana Dmowskiego. Jego mentorem był Aleksander Hall. Dla Jacka najwięksi idole wtedy to Michnik i Kuroń. Z Piotrem Semką robili podziemną gazetkę. Gdy Jarek poszedł na studia (prawo), szefem podziemia w szkole został Jacek, choć był w drugiej klasie.
Bezpieka namierzała twórców gazetki: rewizje, relegowania ze szkoły. - Bałem się potwornie, że bezpieka przyśle skrytobójców - mówi Jacek. - Zdarzały się takie przypadki.
W 1983 roku w marcu ZOMO zwinęło Jarka z demonstracji. Z sankcją prokuratorską wylądował w areszcie przy Kurkowej w Gdańsku. - Zamknęli mnie za matkę.
Anna Kurska: - Byłam członkiem gdańskiego zarządu regionu, tej pierwszej, nieskażonej Solidarności, i prawnikiem. Po zamknięciu Jarka koledzy sędziowie i prokuratorzy współczuli mi po cichu. Ale nie zrobili nic.
Jarek siedział pod zarzutem czynnej napaści na milicjanta. Nawet nie rzucał kamieniami: - Nigdy nie rzucałem. Bałem się, że jakbym trafił, to mógłbym zrobić zomowcowi krzywdę. Nie chciałem nikogo krzywdzić. Milicjanci byli mniej wrażliwi. Jarek dostał pięścią obciągniętą czarną, skórzaną rękawicą. Złamali mu nos. Zalał się krwią. Trzy lata temu miał operowaną przegrodę nosową. Jedna dziurka nie działała. Jacek był dumny z brata: - Zazdrościłem mu. Miał sankcję prokuratorską, ja byłem tylko zatrzymany na 48 godzin.
Z matką wystawał pod więzieniem, chodził na widzenia. Kiedy Wiesław Walendziak się żenił, zaraz z kościoła wszyscy poszli pod więzienie. Jarka wypuścili za 2,5 miesiąca - zdążył jeszcze na egzaminy na studiach.
Polityka: prezydent obojga braci
Anna Kurska należy do konstelacji ludzi skupionych wokół Andrzeja Gwiazdy. Od Bolków Wałęsy nigdy nie wyzywała, ale nie była jego zwolenniczką. Za to jej synowie Wałęsę kochali. Przynajmniej na początku. W roku 1989 Jarek został rzecznikiem Lecha Wałęsy. Jedną z osób, która go zarekomendowała, był Adam Michnik, choć wtedy jeszcze osobiście się nie znali.
Anna Kurska zdziwiła się, że Wałęsa zatrudnił Jarka: - Uprzedzałam go, że się rozczaruje. I tak się stało.
Jarosław: - Wałęsa do 1989 roku był wielkim Wałęsą. Gdy się u niego zatrudniałem, był u szczytu. Ale zaraz zaczęła się wojna na górze. Zrozumiałem, że polityka to brudna walka o władzę, kłębowisko żmij, pole chorych emocji i irracjonalnych ambicji.
W lipcu 1990 po niemal roku postanowił odejść od Wałęsy. Pierwszą osobą, z którą chciał o tym porozmawiać, był Jacek.
Jarek: - Jacek uważał, że powinienem zostać przy Wałęsie, bo za kilka miesięcy będę rzecznikiem prezydenta. Potem zaproponował mi szybką hokejową zmianę. On wskoczy na moje miejsce, tak że nie wpłynie to na płynność gry. To on chciał być rzecznikiem. Miałem go zarekomendować. Poczułem się zdradzony.
Jacek: - Tylko żartowałem. Kto o zdrowych zmysłach chciałby protekcji od poprzednika, który odchodzi w niezbyt miłej atmosferze? Ale wtedy nasze drogi się rozeszły. Ja analizowałem całą rzecz politycznie, Jarek przyjmował perspektywę osobisto-towarzyską. Dla mnie nie miało znaczenia, czy Wałęsa jest gburem i chamem, jeśli stoi po słusznej stronie w boju o Polskę.
Nie spotykali się ze sobą przez 12 lat. A jak musieli, wymieniali parę suchych zdań. Obserwowali się. Jarosław: - Z jak największego dystansu, z przerażeniem.
Jacek zmieniał partie: ROP, ZChN, PiS, LPR, znowu PiS. I robił sobie wrogów. Uwielbiał zbitki typu: "katolewica", "udecja", mawiał "Judische Zeitung". Dla Jarka, wtedy już dziennikarza "Gazety Wyborczej", nie było to przyjemne: - Jacek kręcił programy z Piotrkiem Semką, które przedstawiały Michnika jako moralnego szalbierza.
Jacek Kurski nie widzi w swoich programach z Semką nic złego. Ktoś przywiózł im taśmę nagraną w studiu telewizyjnym we Francji. Michnik chronił Jaruzelskiego przed fotoreporterem i krzyknął: "Odpieprz się od generała". Puścili to w programie "Reflex", żeby pokazać ich zażyłość.
Adam Michnik nie miał szczęścia do tego programu. W jednym z wydań oglądał siebie wsiadającego do limuzyny Jerzego Urbana. Mkną w rocznicę stanu wojennego na imieniny do Kwaśniewskiego. Na początku lat 90. to był szok.
- Program miał 12 minut, a ludzie teraz, 15 lat później, wciąż mnie o niego pytają - mówi Jacek Kurski. Jacek też pisał. Przez lata był dziennikarzem "Tygodnika Gdańskiego 'Solidarność'" (podobnie jak Jarosław).
Gdy Jarek się obronił (z prawa), zaraz potem sprężył się i obronił Jacek (z handlu zagranicznego). Jarek napisał "Wodza" (ostra krytyka Lecha Wałęsy), Jacek "Lewego czerwcowego" (o obalaniu rządu Jana Olszewskiego przez Wałęsę i "układzie okrągłostołowym"). Potem zrobił jeszcze o tym film "Nocna zmiana". Jarek wydał właśnie biografię Jana Nowaka-Jeziorańskiego "Emisariusz wolności". Porównywali się, tak jak w dzieciństwie porównywali ich rodzice. Obaj mówią, że teraz im przeszło.
Anna Kurska: - Niestety, Jacek napisał "Rok Mazowieckiego". Przez taki artykuł jak ten robi sobie wrogów.
Jej syn pisał w roku 1990: "Tadeusz Mazowiecki z orędownika solidarnościowej rewolucji stał się rzecznikiem trwania amorficznego zlepu dawnego i nowego ustroju". Po tym tekście Mazowiecki miał dostać zapaści. Tak twierdzi Jacek Kurski: - Nie potrafiłem mu współczuć jako politykowi, mogłem mu współczuć jako człowiekowi, który ma kłopoty z sercem. Polityka nie jest dla mięczaków. Premier nie może mdleć pod wpływem tekstu 24-letniego człowieka. Tyle że rodzina Mazowieckiego twierdzi, że to omdlenie Kurski sobie wymyślił.
Koledzy z prawicy wytykali Jackowi, że jego brat pracuje w "Wyborczej". Nawet ostatnio, jak był w Radiu Maryja, łączył się z nim sam ojciec dyrektor Rydzyk. Jacek Kurski: - Mówię, że go pozdrawiam, a on na to: No tak, tak, dobrze, ale byłoby lepiej, gdyby nie ten brat w "Gazecie Wyborczej". Odpowiedziałem: Prymas Glemp też miał brata w PZPR.
Rok 2003 - Jarek się rozwodzi. Jacek zaczyna wysyłać sygnały o pojednaniu.
Przyszłość
Gdy kampania prezydencka Lecha Kaczyńskiego się skończy, Jacek pewnie ją odchoruje. W roku 1993 miał po kampanii ciężkie zapalenie opon mózgowych. Z wyczerpania. Rozbił samochód, bo spał za kierownicą. Jarosław: - Jacek jest piekielnie zdolny i fatalnie zorganizowany. Potrafi marnować czas na głupstwa, a potem bez wytchnienia pracować dzień i noc bez przerwy. Działa zrywami. Jego życie to nieustająca kampania.
Lech Kaczyński powtarza, że Kurski nie jest postacią ważną w obozie zwycięzców. Tak broni się przed atakami PO. Ale PO mu nie wierzy. Sam Jacek też chyba nie. Mówi, że Kaczyńskich podziwia od dawna: - Poznałem ich w maju 1988 roku w Stoczni Gdańskiej. Imponowali wiedzą. Kręciłem wtedy korbą powielacza w piwnicy, potem dystrybuowałem bibułę, nie było siły tego czytać.
Jarosław: - Zaimponowali mu stylem politycznego myślenia. Trafili do umysłu Jacka, we wrażliwość pozbawioną politycznych skrupułów. Nie ma w nim miejsca na takie rekwizyty jak estetyka czy kwestia smaku. Mój bunt wobec Wałęsy był właśnie kwestią smaku, po tym gdy Lech znieważył redaktora Jerzego Turowicza. Jacek tego nie rozumiał. Uważał, że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, i że potrzebne jest przyspieszenie.
W swojej ulotce wyborczej Jacek napisał: "Popieram prawo do życia od chwili poczęcia do naturalnej śmierci, ale naturalną śmiercią dla morderców jest krzesło elektryczne". Dzięki takim hasłom wskoczył na wyższy szczebel politykowania - został posłem z Gdańska. Dostał ponad 26 tysięcy głosów. Do tej pory był rzecznikiem, specem od mediów, szefem kampanii, a raz wicemarszałkiem wojewódzkiego sejmiku (w latach 1998-2001).
Nie martwi go uraz, jaki żywi do niego partia, z którą PiS wchodzi w koalicję: - Teraz jest czas napinania mięśni, potem będziemy współpracować. Ja i tak będę zawsze wyklęty przez PO. Nasze relacje będą zależeć od siły politycznej, a nie od tego, czy oni lubią Kurskiego, czy nie.
Jarosław Kurski tak mówi o swoim tekście po debacie w Polsacie: - Nie mogłem udawać, że nie było wymiany zdań na temat Jacka. Zależy mi, by nas rozróżniano, by nie mówiono "o Kurskim, co to jest tym posłem PiS z 'Wyborczej'".
Anna Kurska nie widzi żadnych podobieństw między swoimi synami. Oni sami razem zrobili tylko jedną rzecz w ostatnich latach - napisali rok temu w "Gazecie Wyborczej" tekst po śmierci Jacka Kaczmarskiego. Podpisali: Bracia Jacek i Jarosław Kurscy.
Wiesław Walendziak: - Mają co najmniej jedną wspólna cechę: godzinami grają na gitarze i śpiewają Kaczmarskiego albo pieśni legionowe. Jarek: - Pokrewieństwo wytwarza silny związek. Polityka nas podzieliła, ale obaj zrobiliśmy spory wysiłek, żeby nie rzutowała ona na nasze relacje rodzinne.
- Boli panią, że ciągle wieszają psy na Jacku? - pytam senator Kurską. - Boli, ale on twierdzi, że to lubi i że się obroni. Jacek kocha występować w telewizji i to, że o nim w telewizji mówią, nawet źle, byle mówili. Po chwili dodaje: - A o Jarku nigdy nie słyszałam złego słowa.