"Inka" skazana na 8 lat za pomoc w zabójstwie Dębskiego
"Inka" jest już prawomocnie skazana na 8 lat za pomoc w zabójstwie b. ministra sportu z AWS Jacka Dębskiego. Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelacje obrony i pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego. Od wyroku można już tylko złożyć kasację do Sądu Najwyższego.
12.04.2007 | aktual.: 12.04.2007 16:13
"Inka" ułatwiła zabicie Dębskiego
Według Sądu Apelacyjnego w Warszawie, w I instancji prawidłowo ustalono, że "Inka" ułatwiła zabicie w 2001 r. Jacka Dębskiego i jest to pomoc, a nie współudział w zbrodni.
Sędzia Barbara Lubańska-Mazurkiewicz uzasadniając prawomocny wyrok, podkreśliła, że "Inka" choć ujawniła kierowanie zbrodnią przez Jeremiasza Barańskiego - "Baraninę" i jej wykonanie przez Tadeusza Maziuka - "Saszę", swoją rolę umniejszała i kwestionowała swą winę - dlatego nie można mówić o nadzwyczajnym złagodzeniu kary dla skazanej. Niezależnie od tego, sąd utrzymał najłagodniejszą z możliwych w zwykłym trybie kar za zabójstwo - 8 lat więzienia.
Podkreślając prawidłową kwalifikację czynu "Inki" sędzia zwróciła uwagę, że nie ma dowodów, by znała ona treść uzgodnień "Baraniny" i "Saszy" - dlatego nie może odpowiadać za współudział. Ale skoro godziła się na pozbawienie życia Jacka Dębskiego, jest winna pomocnictwa - dodał sąd.
Niezaostrzenie wyroku to umiarkowany sukces
Bylibyśmy szczęśliwsi, gdyby sąd uniewinnił naszą klientkę, ale utrzymanie wyroku i niezaostrzenie go, to dla nas umiarkowany sukces - powiedział mec. Piotr Kruszyński, obrońca "Inki", skazanej prawomocnie na 8 lat więzienia za pomoc w zabójstwie Jacka Dębskiego.
Na pytanie, jak orzeczenie przyjęła jego klientka, mec. Kruszyński odparł, że "nie była radosna jak skowronek, ale cieszy się, że sprawa się już skończyła i sąd nie uchylił jej kolejny raz do ponownego rozpatrzenia".
Obrońca nie wykluczył, że złoży kasację do Sądu Najwyższego, ale podkreślił, że najważniejsza jest teraz otwierająca się furtka do przedterminowego zwolnienia "Inki" z reszty kary (której termin upływa za dwa lata), co jest możliwe już za kilka miesięcy.
Mec. Andrzej Werniewicz, który jako pełnomocnik wdowy po Dębskim chciał zaostrzenia wyroku, oświadczył dziennikarzom, że przyjął orzeczenie do wiadomości i raczej nie będzie składał kasacji do Sądu Najwyższego.
Adwokaci Haliny B. chcieli uchylenia wyroku i ponownego procesu w I instancji; złagodzenia kary w związku z jej pomocą w śledztwie albo uniewinnienia. Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego (wdowy po Dębskim) chciał zaś zaostrzenia kary do 12 lat więzienia albo kolejnego procesu.
"Proszę o ocenę faktów, a nie hipotezy"
Proszę o ocenę faktów, a nie hipotezy. Zrobiłam co mogłam, by sprawcy zbrodni ponieśli odpowiedzialność, a mnie skazano na podstawie moich własnych słów - mówiła "Inka" w ostatnim słowie przed sądem. Karę wymierzoną jej bez nadzwyczajnego złagodzenia uznaje ona za "krzywdzącą". Chcę być osądzona jak każdy inny człowiek, a nie jak "ta Inka od Dębskiego". Proszę o szansę na wolność. Więzienie to nie jest żadna resocjalizacja, to walka o przetrwanie. Nie mam siły dalej walczyć przebywając wciąż w izolatce - powiedziała podsądna. Sprawa zabójstwa Dębskiego - ministra sportu w rządzie Jerzego Buzka - przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie znalazł się po raz drugi. Po raz drugi też sąd okręgowy skazał "Inkę" - jedynego żyjącego do dziś sprawcę związanego z tą zbrodnią - na najłagodniejszą z kar przewidzianych za zabójstwo - 8 lat więzienia. Sąd konsekwentnie nie stosuje w tej sprawie nadzwyczajnego złagodzenia kary, o które wnosiła w I instancji nie tylko obrona, ale także prokuratura, doceniając informacje
Haliny B. pomocne w rozwikłaniu tej sprawy.
Dębski zginął w kwietniu 2001 r. w Warszawie w pobliżu restauracji, z której wyszedł nocą razem z Haliną B. Tam zastrzelił go płatny zabójca "Sasza". O zlecenie tego zabójstwa był oskarżony Jeremiasz B., pseudonim "Baranina". W trakcie procesu przed sądem w Wiedniu "Baranina" popełnił samobójstwo.
Także "Sasza" odebrał sobie życie w areszcie, tuż po zatrzymaniu go i usłyszeniu prokuratorskiego zarzutu.
Przebywająca od kwietnia 2001 r. w areszcie Halina G. wyszła za mąż za obywatela Francji. Z wokandy Sądu Apelacyjnego wynika, że "Inka" zrzekła się poprzedniego nazwiska i posługuje się dziś już tylko tym francuskim - po mężu.