Ile zostanie ZChN-u w Prawie i Sprawiedliwości?
W czerwcu dobiega końca umowa koalicyjna
zawarta cztery lata temu między PiS a Przymierzem Prawicy. To
koniec przywilejów dla polityków b. ZChN - czytamy w "Gazecie
Wyborczej".
15.03.2006 | aktual.: 15.03.2006 06:13
Podczas ubiegłotygodniowego, zamkniętego dla prasy spotkania w Poznaniu lider PiS Jarosław Kaczyński kilkakrotnie przypomniał działaczom, że w czerwcu upływa umowa koalicyjna. Chodzi o umowę zjednoczeniową Przymierza Prawicy z PiS z 2 czerwca 2002 r. Z ramienia PP do partii braci Kaczyńskich weszli wtedy m.in. Kazimierz Marcinkiewicz, Kazimierz Michał Ujazdowski, Marek Jurek, Michał Kamiński, Jerzy Polaczek i Artur Zawisza.
Umowa podzieliła między polityków PP i PiS miejsca w Radzie Politycznej PiS, w zarządzie krajowym partii i zarządach regionalnych. Określała liczbę członków tych ciał. Dzięki zapisom umowy politycy dawnego ZChN (Przymierza Prawicy), choć liczebnie słabsi, zostali wybrani do zarządu krajowego i zarządów regionalnych PiS.
Kiedy w czerwcu przestaną obowiązywać parytety, w wewnętrznych wyborach władz stołki partyjne w PiS może utracić spora część polityków dawnego ZChN. Marek Jurek czy Kazimierz Michał Ujazdowski zostali przecież wiceprezesami PiS na podstawie umowy koalicyjnej - mówi anonimowy działacz PiS.
Zapowiedzi Kaczyńskiego mogą oznaczać chęć odsunięcia od wpływów polityków dawnego ZChN i zastąpienia ich zaufanymi ludźmi Kaczyńskiego z byłego PC - mówi informator gazety.
Przedstawiciele obu środowisk bagatelizują problem. Nie ma zagrożenia, że podczas zjazdu ktoś kogoś nakryje czapkami. W PiS nie ma już dwóch stron. Wszyscy tworzą jedną partię - zapewnia poseł Witold Czarnecki, zaufany braci Kaczyńskich z czasów PC.
Doszło w ostatnim półroczu do wyeksponowania w partii środowiska byłego ZChN - premiera Marcinkiewicza, marszałka Jurka. Podejrzewam, że prezes chce to zrównoważyć - mówi z kolei anonimowy działacz wielkopolskiego PiS.
Dwa-trzy lata temu kilka znanych osobowości z Przymierza Prawicy było dla PiS cennym nabytkiem. Dziś, gdy LPR została zmarginalizowana, PiS ma już wyrobioną pozycję w Kościele i nie potrzebuje pośredników takich jak Marek Jurek - dodaje anonimowy rozmówca "Gazety Wyborczej". (PAP)