"Ile nieszczęść by było, gdyby nie stan wojenny"
Rada Państwa PRL miała prawo ogłosić stan wojenny, bo działała w stanie wyższej konieczności - uważa b. wiceszef Rady Tadeusz Młyńczak, świadek w procesie autorów stanu wojennego. Dodał, że gdyby nie ta decyzja, doszłoby do wielu nieszczęść. Sam Młyńczak nie jest sądzony, bo nie było go na obradach, gdy w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. uchwalano dekrety o stanie wojennym.
27.11.2009 | aktual.: 27.11.2009 14:45
Młyńczak zeznał w sądzie, że w posiedzeniu Rady nie uczestniczył, bo "nie dotarła do niego informacja" o jego zwołaniu. - O wprowadzeniu stanu wojennego dowiedziałem się następnego dnia. Decyzję Rady przyjąłem do aprobującej wiadomości - wyjaśnił.
75-letni dziś Młyńczak w 1981 r. był zastępcą przewodniczącego Rady Państwa (która formalnie wprowadziła stan wojenny) i szefem Stronnictwa Demokratycznego, "satelity" PZPR. Pion śledczy IPN nie oskarżył go w sprawie, choć początkowo postawił mu zarzuty. Po ustaleniu, że nie brał on udziału w głosowaniu Rady nad stanem wojennym, jego sprawę umorzono jeszcze na etapie śledztwa.
Według Młyńczaka Rada zebrała się w nocy z 12 na 13 grudnia "w niepełnym składzie, ale wystarczającym do podejmowania uchwał". - Uważałem, że jeśli Rada Państwa ze względu na bezpieczeństwo państwa podjęła taką decyzję, to miała nie tylko takie prawo, ale i obowiązek - oświadczył Młyńczak. - Zaistniał stan wyższej konieczności. Ile nieszczęść mogłoby się zdarzyć, gdyby tego nie było - podkreślił.
Pytany przez prokuratora IPN Piotra Piątka, czy ówczesne prawo pozwalało Radzie na wydawanie dekretów podczas trwania sesji Sejmu, Młyńczak odparł, że "sesja Sejmu nie miała nic wspólnego z uchwałą Rady, bo to była jej wyłączna kompetencja". Podkreślił, że wkrótce potem Sejm zatwierdził dekrety Rady o stanie wojennym.
Świadek mówił też, że w 1981 roku Radę Państwa "bardzo niepokoiła" "tragiczna" sytuacja gospodarcza Polski. Dodał, że były naciski ze strony ZSRR i innych państw komunistycznych "wymuszające uporządkowanie spraw". Jego zdaniem, gen. Jaruzelski mówił, że "grozi nam wojna bratobójcza" i nie wykluczał groźby interwencji wojsk Układu Warszawskiego.
Spór, który "długo nie wygaśnie"
Sąd Okręgowy w Warszawie prowadzi proces w sprawie wprowadzenia stanu wojennego od września 2008 roku. Odpowiadają w nim: b. I sekretarz PZPR, b. premier i b. szef MON 86-letni gen. Wojciech Jaruzelski, b. I sekretarz PZPR 82-letni Stanisław Kania, b. szef MSW 83-letni gen. Czesław Kiszczak oraz b. członkini Rady Państwa 79-letnia Eugenia Kempara. W piątek na rozprawie stawili się Jaruzelski i Kania.
Jeszcze jako podejrzany Młyńczak mówił w IPN, że sądzić go mógłby tylko Trybunał Stanu. Twierdził też, że umorzenie w latach 90. przez Sejm (głosami ówczesnej koalicji rządowej SLD-PSL - PAP) kwestii odpowiedzialności konstytucyjnej autorów stanu wojennego zamknęło sprawę pod względem prawnym.
Według Młyńczak, spór o stan wojenny "jeszcze długo nie wygaśnie".
Oskarżeni przez IPN
W kwietniu 2007 r. pion śledczy IPN z Katowic oskarżył dziewięć osób. Po wyłączeniu spraw trzech oskarżonych i śmierci dwojga innych w procesie zostało czworo podsądnych.
Jaruzelski, Kania i Kiszczak są oskarżeni o kierowanie lub o udział "w związku przestępczym o charakterze zbrojnym", który na najwyższych szczeblach władzy PRL miał przygotowywać stan wojenny. Za kierowanie takim związkiem grozi do 10 lat więzienia, za udział w nim - do 8 lat.
Jaruzelski, odpierając zarzut jako absurdalny, ironizował, że oznacza on, iż można być zarazem "i legalną władzą, i nielegalną organizacją". Kania uznaje związek za "twór wirtualny, stworzony przez IPN na polityczne zapotrzebowanie".
Drugi zarzut wobec Jaruzelskiego to podżeganie członków Rady Państwa do przekroczenia ich uprawnień przez uchwalenie dekretów o stanie wojennym wbrew konstytucji PRL, bo w trakcie sesji Sejmu. Kempara odpowiada za takie przekroczenie uprawnień, za co grozi do 3 lat więzienia. W oddzielnym procesie sądzony za to jest też inny członek Rady, 92-letni Emil Kołodziej.
Oskarżeni twierdzą, że działali w stanie "wyższej konieczności" wobec groźby sowieckiej interwencji. IPN uważa jednak, że w grudniu 1981 r. takiej groźby nie było.
Ciąg dalszy procesu - 4 grudnia.