HistoriaII wojnę światową wywołali Niemcy, nie ''naziści''

II wojnę światową wywołali Niemcy, nie ''naziści''

Niemcy od dekad prowadzą konsekwentną politykę historyczną, której celem jest zatarcie odpowiedzialności za koszmar, jaki 1 września 1939 r. sprowadzili na Europę – pisze Hubert Kuberski w artykule dla WP.

II wojnę światową wywołali Niemcy, nie ''naziści''
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

Siedemdziesiąt siedem lat temu rozpętali wojnę, choć tylko mała część z nich należała do NSDAP. Blisko 1/6 populacji III Rzeszy została zaangażowana w walkę na froncie, ciemiężenie podbitych narodów w latach 1939-1945 i związane z tymi działaniami rozliczne zbrodnie. Tymczasem coraz mniej popularne staje się twierdzenie, że to Niemcy odpowiadają za wybuch II wojny światowej.

''Naziści'', czyli narodziny poprawności politycznej

Mogłoby się zdawać, że termin ''nazizm'' wymyślili skrajnie lewicowi działacze z Partii Demokratycznej. Miałoby im chodzić o uniknięcie dyskredytacji socjalizmu, które mogłoby się dokonać przez dodanie do niego przymiotnika ''narodowy''. Ale nic bardziej błędnego - ''nazistów'' wymyślili jeszcze socjaliści niemieccy z SPD. Pełna nazwa partii Adolfa Hitlera brzmiała: Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników (Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei – NSDAP). Skrót, który został ukuty przez wrogów z SPD pochodził od dwóch pierwszych sylab przymiotnika ''National''. Według innej wersji genezy tej nazwy, termin ''Nazi'' należy wywodzić z kombinacji innych sylab: ''Nationalsozialistische''. A jeszcze inne wyjaśnienie szuka źródeł słowa ''Nazi'' w kolokwialnym i obraźliwym określeniu dla wstecznego chłopa. Miało się wziąć od ''Ignaza'', skróconej wersji imienia ''Ignatius'', które było popularne w Bawarii, gdzie narodowi socjaliści zainicjowali swą działalność. Niezależnie jednak od pochodzenia,
termin ''Nazi'' zastąpił właściwe określenie, czyli ''narodowy socjalizm'', a wkrótce nawet samych Niemców jako sprawców zbrodni i twórców obozów koncentracyjnych.

Natomiast sformułowania ''Nazi Germany'' (Niemcy nazistowskie) czy ''Nazi regime'' (reżim nazistowski) zostały spopularyzowane przez niemieckich emigrantów politycznych. Z czasem konsekwentne używanie tego określenia zdominowało przestrzeń informacyjną i naukową. Aż do czasu głośnego wystąpienia Lorda Evansa, który w czerwcu tego roku – po wizycie królowej Elżbiety I w ''nazistowskim obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen'' - napisał list protestacyjny do redakcji ''Guardiana''. Członek Izby Lordów z Partii Pracy oponował przeciwko zastępowaniu w opisach obozów koncentracyjnych słowa ''niemiecki'' słowem ''nazistowski''. ''W artykułach o I wojnie światowej dwiema stronami konfliktu byli Brytyjczycy i ich sojusznicy walczący z Niemcami'' – zauważył. ''Jednak w artykułach o II wojnie światowej słowo 'Niemcy' zanika, a zamiast niego pojawia się słowo 'naziści'. Ta polityczna poprawność mnie martwi. Podczas wojny walczyliśmy z Niemcami, z których wielu było członkami partii narodowosocjalistycznej. W obozach
koncentracyjnych, w których zginęło 6 mln Żydów, pracowało wielu członków partii narodowosocjalistycznej niemieckiego pochodzenia, ale pracowało tam także wielu po prostu Niemców'' – dodał brytyjski polityk.

Panowie w średnim wieku

Służbę wojskową, policyjną lub pomocniczą w III Rzeszy zdominowali - nie wspominając o Austriakach i Volksdeutschach – Niemcy. Ale nasycenie armii narodowymi socjalistami - za wyjątkiem SS - nie było wysokie aż do 1939 r. Właśnie wtedy wojenna indoktrynacja objęła kursy oficerskie w wojsku i policji.

Najwnikliwszy ogląd sytuacji i całego zła, które przynieśli ze sobą podczas II wojny światowej Niemcy i narodowy socjalizm, zobaczymy wtedy, gdy przyjrzymy się posterunkowi niemieckiej Gendarmerie (żandarmerii) w jednym z kreisów (powiatów) dystryktu lubelskiego. Właśnie tutaj trafiali mężczyźni w średnim wieku, którzy byli za starzy na to, by pójść na front. I właśnie tu rozgrywały się ludobójcze Aktion Reinhard i Aktion Erntefest.

Niemcy rozstrzeliwują polskich cywilów w Lesznie, 21 października 1939 r. fot. Wikimedia Commons

Spokojni niemieccy policjanci z Ordnungspolizei służyli na wsi, operowali w miastach w ramach Schutzpolizei oraz byli skoszarowani w trzech batalionach policji. Walczyli głównie z czarnorynkową spekulacją, aż do czasu, gdy SS-und Polizeiführer Lublin, SS-Brigadeführer i Generalmajor der Polizei Odilo Globocnik zagonili ich w 1942 r. do działań wartowniczych i strażniczych przy eksterminacji Żydów. Setki policjantów musiały do końca życia oglądać w koszmarach sceny z bocznic kolejowych Lubelszczyzny. Niemiecka Ordnungspolizei dokonała równie strasznych mordów co Einsatzgruppen. Dowodem są chociażby działania 101. Policyjnego Batalionu Rezerwowego, które ujawnił Christopher R. Browning w znakomitej monografii ''Reserve Police Battalion 101 and the Final Solution in Poland''. Opisani przez Browninga niemieccy policjanci pochodzili głównie z Hamburga. Choć prywatnie byli zwolennikami nie tylko NSDAP, ale również partii liberalnych i socjalistycznych, to potrafili bez protestu rozstrzelać w ciągu jednego roku
wojny (od czerwca 1942 - maj 1943 r.) 50 tys. Żydów w Generalnym Gubernatorstwie. Ich ofiarami byli także ''słowiańscy Untermenschen''. Na swoich odkrywców czekają dokumenty innych batalionów, które rozmieszczone były w Lublinie, Zamościu i Chełmie. A to był przecież tylko jeden z okupowanych przez Niemców dystryktów.

Nie tylko SS

Wśród należących do NSDAP funkcjonariuszy śmierci byli profesorowie, doktorzy, inżynierowie, a nawet wykształceni w konserwatoriach muzycy. Przykładem tych ostatnich był Obermusikmeister Hermann Müller-John (legitymacje: NSDAP-nr 452295 i SS-nr 207148). Należał on do ówczesnej elity muzycznej Niemiec i pełnił fukcję dyrygenta reprezentacyjnej jednostki Leibstandarte SS ''Adolf Hitler''. Ten Obermusikmeister został uwieczniony na licznych fotografiach i filmach w czarnym mundurze Allgemeine-SS, zaprojektowanym przez prof. Karla Diebitscha, w którym prezentował się nadzwyczaj szykownie. Awansował do stopnia SS-Sturmbannführera der Reserve der Waffen-SS. Służył narodowemu socjalizmowi do 8 maja 1945 r., kiedy to popełnił samobójstwo wraz z żoną i córką. Tyle niemiecka Wikipedia, zazwyczaj skrupulatna i godna zaufania.

Ale ten dyrygent miał też na sumieniu całkowicie przemilczany rozkaz rozstrzelania 50 polskich i żydowskich cywilów w nocy z 18 na 19 września 1939 r. Po przypadkowej strzelaninie Müller-John rozkazał żołnierzom z orkiestry i kolumny medycznej Leibstandarte SS ''Adolf Hitler'' przeszukać domy na rynku w podwarszawskich Błoniach. Zabito 50 aresztowanych mężczyzn. Armijni zwierzchnicy dyrygenta, generałowie von Walter von Reichenau i Gerd von Rundstedt, rozkazali postawić Müller-Johna za samowolę przed sądem wojennym. Jednak interwencja ''Seppa'' Dietricha u samego Hitlera uwolniła Müllera-Johna od zarzutów ''zbrodni przeprowadzonej pod wpływem gniewu z powodu okrutnego traktowania Volksdeutscherów przez Polaków''.

Eskalacja wojny doprowadziła do zintensyfikowania spirali terroru, w którą zaangażowali się również żołnierze Wehrmachtu. Obok struktur SS, także oni popełniali zbrodnie - zawsze tłumacząc je walką z partyzantami, zwanymi przez Niemców ''bandytami''. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do książki Jochena Böhlera ''Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce. Wrzesień 1939. Wojna totalna''.

Ślepe kino

Trzecia generacja Niemców urodzonych po II wojnie światowej wychowuje się na treściach rewidujących obraz konfliktu europejskiego sprzed ponad siedmiu dekad. Nie mają szansy na obejrzenie filmów fabularnych o zbrodniach swoich pradziadków - to temat tabu. Jak nieoficjalnie opowiadał nominowany do Oscara znany polski reżyser po jednej z konferencji prasowych: Niemcy nie są zainteresowani produkcją filmów przedstawiających ich w złym świetle.

Obecny szczyt neo-narodowego oczyszczenia osiągnął szczyt w absurdalnym filmie ''Nasze matki, nasi ojcowie''. Konsekwencja w opowiadaniu własnej martylogii przez naszych sąsiadów zza Odry jest zdumiewająca. Powstały filmy o ''wypędzeniach'', zatopieniu statku ''Wilhelm Gustloff'', nalocie na Drezno, gwałtach na Berlinkach czy też o lesbijkach nad jeziorem Wansee. Ale już nikt między Renem a Odrą nie kwapił się, by skręcić obraz o kluczowej dla Zagłady konferencji, która odbyła się nad wspomnianym jeziorem. Trzeba było BBC i HBO, które wyprodukowały znakomity film utrzymany w konwencji teatru telewizji. W niemieckiej kinematografii powstało mnóstwo fabuł o czasach narodowosocjalistycznych Niemiec, ale poruszały one jedynie poboczne epizody kolejnych Heimatów oraz wszystkich bohaterów niemieckiego ''ruchu oporu''. Jak dotąd nie doczekaliśmy się - i raczej się nie doczekamy - filmów o masakrze w Kragujevacu, Babim Jarze, rzezi Woli czy choćby zbrodni w Białej Cerkwi.

Niemieckie zbrodniarki

Ale okrucieństwa nie ograniczały się do niemieckich mężczyzn. Świetna książka Wendy Lower ''Furie Hitlera'' (w fatalnym polskim tłumaczeniu) rozprawia się z mitami o słabej płci w III Rzeszy, która miała - zgodnie z wyobrażeniami narodowych socjalistów - hołdować tradycji ''Kinder, Küche, Kirche'' (pol. ''dzieci, kuchnia, kościół''). Kobiety niemieckie niejednokrotnie angażowały się w ludobójcze praktyki na ''narodowosocjalistycznych polach śmierci'' – również w machinę Zagłady na Wschodzie - co udowodniła amerykańska historyczka.

Masowe groby po operacji Aktion Erntefest w obozie w Majdanku, 1944 r. fot. Wikimedia Commons

Już wcześniej Gudrun Schwarz i Elizabeth Harvey potwierdzały zaangażowanie kobiet w system III Rzeszy. Pierwsza z nich opisała okrucieństwo małżonki jednego z esesmanów podczas Aktion w Hrubieszowie. Kobieta wyrwała mężowi z ręki pistolet i sama zaczęła strzelać do Żydów. Kolejna niemiecka morderczyni, Erna Petri, uczestniczyła w mordowaniu żydowskich uciekinierów. Zapytana przez śledczego podczas przesłuchania o to, jak mogła zamordować małe dzieci, choć sama była matką, Niemka powołała się na ówcześnie dominujący antysemityzm i chęć wykazania się przed mężczyznami. Udział kobiet niemieckich w ''orgii przemocy'' doskonale przedstawia monografia albumowa Daniela Patricka Browna ''The Camp Women: The Female Auxilliaries Who Assisted the SS in Running the Nazi Concentration Camp System''. Zaręczam, że jej lektura niejedną osobę może doprowadzić do koszmarów sennych

Młodzi fanatycy

Podobnie podczas wojny zachowywała się – indoktrynowana od dziecka – niemiecka młodzież. Najjaskrawszy przykład to 12. SS-Panzer-Division ''Hitlerjugend''. Powoływani do tej jednostki młodzieńcy po wyszkoleniu stawali się fanatycznymi żołnierzami Waffen-SS. Instruktorzy nauczyli ich walczyć w czołgach Pz.Kpfw V Panther, ale też strzelać z karabinów maszynowych MG-42. To za ich pomocą zaślepieni ideologicznie młodzi esesmani rozstrzeliwali cywilów w Ascq (2 kwietnia 1944 r.), Tavaux (30 sierpnia 1944 r.), Plemion (31 sierpnia 1944 r.) czy wcześniej mordowali kanadyjskich jeńców wojennych w czerwcu 1944 r. w Normandii. Młodzieńcy z dywizji SS ''Hitlerjugend'' potrafili jeszcze w kwietniu 1945 r. zabijać za defetyzm i słowiańskie pochodzenie. Zbrodnie te miała miejsce już po niepowodzeniach ich ostatniej ofensywy pod Budapesztem, gdy Hitler nakazał żołnierzom Waffen-SS zdjęcie honorowych opasek ze swoim imieniem. Młodzi fanatycy zachowali jednak narodowosocjalistyczną wiarę do końca.

Nastoletni żołnierze z SS

Nastoletni żołnierze z SS "Hitlerjugend" udekorowani Żelaznymi Krzyżami, 1944 r. fot. Wikimedia Commons

Rocznica wybuchu drugowojennej hekatomby przywodzi refleksje o sprawcach nieszczęść, które spadły przed siedmioma dekadami na Stary Kontynent. Najczęściej nie byli to naziści, ale reprezentanci niemieckiej Volksgemeinschaft. Wielu z nich po wojnie uniknęło odpowiedzialności za swoje czyny. I wielu z nich nadal bezkarnie demonstruje swoje skrajne poglądy na Ulrichsberg w austriackiej Karyntii, gdzie co roku spotykają się weterani narodowosocjalistycznego Wehrmachtu i SS.

###Hubert Kuberski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)