Igranie ludzkim życiem. Setki strażackich aut mają zakaz wyjazdu do akcji
- Chodzi o durny papierek z pieczątką. Może ktoś musi zginąć, żeby urzędasy wycofały się z tego absurdu - tak klną strażacy ochotniczych jednostek OSP. Od wielu miesięcy w całej Polsce trwa cicha akcja zamykania w garażach wozów ratowniczych. Według urzędników auta, które sprowadzono zza granicy, nie mają polskich certyfikatów bezpieczeństwa.
23.01.2020 | aktual.: 23.01.2020 18:57
Jeśli w Aleksandrowie Kujawskim zawodowa straż pożarna wyjedzie do akcji ratowniczej na terenie powiatu, miasto liczące 12 tys. mieszkańców przestaje być strzeżone przed ogniem. Samochód, należący do OSP od listopada ma zakaz wyjazdu do akcji ratunkowych. Nawet gdyby się paliło i waliło, a matka z dzieckiem na ręku stała na dachu płonącego domu, strażacy nie mogą włączyć syren i lecieć na ratunek.
Afera w OSP. Strażacy są wycofywani z akcji
- Przyszło pismo ze straży pożarnej, że nasz samochód został wycofany z przydziału do akcji. Powód to brak certyfikatu bezpieczeństwa - mówi WP Robert Jętczak, strażak i wiceprzewodniczący rady miejskiej w Aleksandrowie Kujawskim (woj. kujawsko-pomorskie).
Tłumaczy, że ich renault to profesjonalne, ale używane auto sprowadzone z Francji. Kosztowało kilkadziesiąt tysięcy złotych, bo tylko na tyle było stać samorząd. Do tej pory strażacy OSP używali go przez 2 lata, ratując z pożarów, wypadków i katastrof kilkanaście osób. Przez zakaz udziału tego wozu w akcjach, mogą najwyżej pomóc w wypompowaniu wody z piwnicy, sprzątnąć zwalone drzewo itp.
Właśnie wychodzi na jaw, że podobnych przypadków w skali kraju są setki. Tylko w woj. kujawsko-pomorskim zablokowano wyjazdy 30 wozów. Ochotnicze straże pożarne masowo kupowały używane wozy strażackie z Niemiec i Francji. Dzięki darowiźnie, za symboliczne 1 euro lub kilkadziesiąt tysięcy złotych zyskiwały namiastkę nowoczesnego sprzętu. Nowy wóz strażacki tzw. klasy średniej to wydatek 700 tys. zł, ciężki samochód gaśniczy kosztuje minimum 850 tys. zł.
80 tys. zł za dokument
Według MSWiA oraz Centrum Naukowo-Badawczego Ochrony Przeciwpożarowej w Józefowie używane auta powinny dodatkowo uzyskać w Polsce certyfikat bezpieczeństwa. Przygotowanie dokumentu dla jednego auta kosztuje 80 tys. zł. Tak drogo, bo wszystkie systemy wozu przechodzą serię testów.
Sprawa nie jest jednak oczywista. Szef firmy produkującej nowe wozy strażackie (prywatnie strażak OSP) sprawdził, że polska norma zawiera te same wymagania co unijne przepisy. - Wóz, który służył niemieckim strażakom, jest tak samo bezpieczny dla naszych ratowników - przekonuje. Podaje przykłady, że używane wozy strażackie z UE posiadają systemy gaśnicze, które w Polsce weszły zaledwie kilka lat temu. Według jego szacunków problem dotyczy połowy jednostek OSP w Polsce.
MSWiA dopiero analizuje problem
W ostatnich tygodniach już dwóch posłów (Paweł Szramka oraz Romuald Ajchler) podjęło interwencję u Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Przekonują, że jednostki OSP zazwyczaj nie mają środków na zdobycie drogiego certyfikatu, a burza wynika z nadinterpretacji przepisów. "Unieruchomienie wozów odbija się negatywnie na bezpieczeństwie mieszkańców" - pisze poseł Ajchler. Dodaje, że potrzebna jest abolicja dla wozów strażaków, inaczej będą musieli wrócić do zabytkowych jelczów i starów.
"Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji dostrzega trudności jednostek ochotniczych straży pożarnych związane z kosztami certyfikacji sprzętu pożarniczego" - zapewnił wiceminister Maciej Wąsik. Dodał, że trwają analizy dotyczące możliwych rozwiązań tej kwestii. Być może strażacy będą mogli liczyć na tańszą i uproszczoną procedurę uzyskania certyfikatu. Kiedy? Nie wiadomo.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl