Hossa na grypie

Gospodarka potrafi się szybko uodpornić na każdy "wirus".

24.10.2005 | aktual.: 24.10.2005 11:30

Po premierze "Ptaków" Alfreda Hitchcocka w 1963 r. widzowie opuszczający kina nerwowo reagowali na widok każdego wróbla czy wrony. Ale naprawdę przerażająca jest dopiero wizja wirusa ptasiej grypy przenoszącego się na ludzi i między ludźmi, nawet tymi nie mającymi żadnej styczności z ptactwem. Amerykańskie agencje rządowe, na których raporty powołał się niedawno "The New York Times", szacują koszty możliwej epidemii ptasiej grypy w Stanach Zjednoczonych na aż 450 mld USD i w optymistycznych wariantach przewidują, że do szpitali trafi 700 tys. Amerykanów, z których 200 tys. umrze.

Eksperci Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) ostrzegają, że zmutowana ptasia grypa mogłaby szybko zabić na całym globie nawet do 150 mln osób. Ekonomiczne skutki pandemii ptasiej grypy w tej skali byłyby niewyobrażalne. Przypomnijmy, że dość szybko powstrzymana epidemia SARS (na świecie w jej wyniku zmarło 775 osób), która wybuchła trzy lata temu w prowincji Guangdong w Chinach, w samym 2003 r. przyniosła tylko chińskiej branży turystycznej 17 mld USD strat, zaś straty w handlu były kilkakrotnie wyższe. Ale naprawdę pandemia ptasiej grypy dotknęłaby przede wszystkim gospodarki zamknięte i przeregulowane, a tym samym biedne. Tam, gdzie rządzi wolny rynek, biznes jest w naturalny sposób zaszczepiony przeciwko podobnym kryzysom. Rynek potrafi się bowiem szybko uodpornić na każdy "wirus".

Gdy ceny ropy sięgnęły ponad 60 USD za baryłkę, Toyota oświadczyła, że od 2010 r. będzie produkowała wyłącznie auta hybrydowe z napędem elektryczno-benzynowym. Prace nad wykorzystaniem nowych tańszych źródeł energii na całym świecie ruszyły pełną parą. Gdy straty po huraganie Katrina liczyli ubezpieczyciele, amerykańskie kompanie budowlane zaczynały walkę o warte łącznie ponad 200 mld USD zlecenia na odbudowę Nowego Orleanu. Kolejne kryzysy osłabiają gospodarkę na krótką metę, ale z każdego w końcu wychodzi ona wzmocniona. - Nawet po możliwym wybuchu pandemii ptasiej grypy globalna gospodarka powinna dość szybko się otrząsnąć - uważa prof. Witold Orłowski, szef doradców ekonomicznych prezydenta RP.

Szalone kurczaki

W ciągu ostatniego miesiąca kurs akcji amerykańskiego koncernu Tyson Foods, największego producenta drobiu na świecie, wzrósł na giełdzie w Nowym Jorku z około 17,5 USD do ponad 18 USD. O prawie dwa dolary zdrożały w tym czasie akcje amerykańskiego koncernu Yum! Brands - właściciela m.in. sieci restauracji Kentucky Fried Chicken (KFC)
na całym świecie. Czyż to nie paradoks? Przecież w Tajlandii, Wietnamie i Indonezji wybito już około 150 mln sztuk drobiu (straty rolników i zakładów mięsnych sięgają 15 mld USD), a w Europie coraz to nowe kraje wprowadzają ograniczenia w handlu drobiem.

Amerykanie i Brazylijczycy - najwięksi producenci kurczaków na świecie - po prostu ufają, że epidemia ich nie dotknie i zdobędą nowe rynki, wypełniając lukę po zagrożonych produktach konkurentów. Dlatego kursy akcji takich koncernów jak Tyson Foods idą w górę. Co prawda, zarobić na sprzedaży drobiu każdemu będzie bardzo trudno, bo trendy żywieniowe zmieniają się równie gwałtownie co w okresie paniki wywołanej epidemią BSE u bydła. Wtedy na przykład w Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemczech spożycie wołowiny spadło od 30 proc. do 80 proc.

Krzysztof Trębski

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)