Hop nie wróci do aresztu
Katowicki sąd apelacyjny nie uwzględnił
wniosku Sądu Okręgowego w Katowicach o przedłużeniu tymczasowego
aresztowania byłego prokuratora apelacyjnego z Katowic Jerzego
Hopa, oskarżonego o wyłudzenia.
Jak poinformował rzecznik tego sądu, Waldemar Szmidt, zgodził się też, by kaucję za oskarżonego - prócz już wpłaconej gotówki - stanowiła hipoteka trzeciej części domu, której właścicielką jest jego teściowa.
Dalsze stosowanie tymczasowego aresztowania wobec oskarżonego, który przebywał już w izolacji przez okres ponad trzech lat, nie ma - zdaniem sądu apelacyjnego - celu. Nie jest to konieczne dla zapewnienie prawidłowego toku postępowania - zaznaczył Szmidt.
Jak powiedział, zamiast aresztowania sąd postanowił zastosować kaucję w łącznej wysokości 150 tys. zł. Ma się na nią składać już wpłacone przez Hopa 60 tys. zł oraz hipoteka do kwoty 90 tys. zł ustanowiona na trzeciej części domu jednorodzinnego, należącej do jego teściowej. Pozostałe dwie części tej nieruchomości - których właścicielami są Hop i jego żona - zostały już wcześniej zabezpieczone.
Oznacza to, że Hop, by pozostać na wolności, oprócz już wpłaconej gotówki w kwocie 60 tys. zł, musi przedstawić w ciągu tygodnia odpis aktu notarialnego ustanawiającego hipotekę na wolnej do tej pory części nieruchomości. Może też złożyć odwołanie od postanowienia sądu.
W listopadzie zeszłego roku sąd okręgowy zdecydował, że zwolni Hopa, oskarżonego o wyłudzenie 1,7 mln zł, z aresztu, jeśli w jego imieniu zostanie wpłacone 50 tys. zł kaucji. Kiedy przyjaciel Hopa wpłacił 50 tys. zł, oskarżony - po trzech latach przebywania w areszcie - wyszedł na wolność.
Odtąd pozostaje on pod dozorem policji i ma zakaz opuszczania kraju. Decyzję o zwolnieniu Hopa zaskarżyła jednak prowadząca śledztwo krakowska prokuratura. Chciała ona, by oskarżony był nadal aresztowany.
Rozpatrując zażalenie prokuratury, pod koniec listopada Sąd Apelacyjny w Katowicach zdecydował, że aby móc pozostać na wolności, Hop ma wpłacić dodatkowo 100 tys. zł. Ten, zamiast pieniędzy, przysłał jednak do sądu wniosek o zmianę formy poręczenia. Wpłacił dodatkowo 10 tys. zł kaucji, tłumacząc, że nie ma więcej gotówki.
Zdaniem prokuratury, w latach 1993-2002 Hop zapraszał szefów firm na spotkania, podczas których przedstawiał im trudną sytuację prokuratury, wskazując na jej potrzeby i braki, np. sprzętu biurowego. Otrzymywał na to pieniądze, ale - według prokuratury - w rzeczywistości sprzętu nie kupowano, a pieniądze trafiały do kieszeni oskarżonego. W ten sposób miało zostać oszukanych 65 firm i osób. Hopowi grozi za to do 10 lat więzienia.
O tym, że Hop wydaje więcej, niż zarabia, mieszka w luksusowej willi i jeździ drogim autem, napisał w kwietniu 2002 r. tygodnik "Newsweek". Ówczesna minister sprawiedliwości Barbara Piwnik przekazała sprawę do zbadania krakowskiej prokuraturze.
Hop nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. Przed sądem wyjaśniał, że został "wmanewrowany" przez dawnego przyjaciela, a obecnie współoskarżonego Krzysztofa G., który od lat bez jego wiedzy miał prowadzić działalność przestępczą. O tym, że coś jest nie w porządku, miał dowiedzieć się już po artykule w "Newsweeku".
To firma G. miała dostarczać prokuraturze sprzęt zakupiony przez darczyńców i wystawiała faktury. Zdaniem oskarżenia, po zakończeniu współpracy z Krzysztofem G., Hop sam fałszował faktury, podrabiając podpis i pieczątkę wspólnika. Hop temu zaprzecza. G., który przyznał się do udziału w wyłudzeniach, odpowiada w procesie z wolnej stopy.