ŚwiatHistoryk nie wjechał do Polski. "Lista Waszczykowskiego" funkcjonuje pomimo działań prezydentów Polski i Ukrainy

Historyk nie wjechał do Polski. "Lista Waszczykowskiego" funkcjonuje pomimo działań prezydentów Polski i Ukrainy

Swjatosław Szeremeta jest pierwszą ofiarą "listy Waszczykowskiego". Sekretarz ukraińskiej komisji prowadzącej prace ekshumacyjne nie wjechał do Polski. Stało się to dzień po tym, jak przedstawiciele kancelarii prezydentów Polski i Ukrainy postanowili wspólnie kryzys zakończyć.

Historyk nie wjechał do Polski. "Lista Waszczykowskiego" funkcjonuje pomimo działań prezydentów Polski i Ukrainy
Źródło zdjęć: © East News
Jarosław Kociszewski

23.11.2017 | aktual.: 23.11.2017 15:24

Swjatosław Szeremeta, sekretarz ukraińskiej komisji międzyresortowej ds. upamiętnień, został cofnięty z granicy polsko - ukraińskiej 18 listopada. W rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że spodziewał się problemów po wypowiedziach ministra Witolda Waszczykowskiego. Szef polskiego MSZ w TVP 2 listopada skarżył się na problemy w dialogu z Ukrainą. Latem komisja Szeremety zakazała ukraińskim firmom współpracy z polskim IPN przy ekshumacji polskich legionistów w Kostiuchnówce na Wołyniu. Szef polskiej dyplomacji stwierdził, że sytuację niekorzystną dla Polski zmieni wprowadzenie zakazu wjazdu dla Ukraińców zachowujących "skrajnie antypolskie stanowisko".

- Myślałem, że zwycięży zdrowy rozsądek, lecz zwyciężyły niezrozumiałe emocje – tłumaczy Szeremeta, który zgodnie z obowiązującymi procedurami dopiero na przejściu granicznym w Medyce oficjalnie dowiedział się o wpisaniu na "czarną listę". - Do końca miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie. Nigdy nie robiłem niczego co może być uznane jako powód zakazu wjazdu do Polski i państw UE, a oświadczenie MSZ, że propaguję poglądy nazistowskie jest absurdalne. Zaprzeczam, że istnieją moje zdjęcia w mundurze nazistowskim czy SS. Ja nigdy nie brałem udziału w rekonstrukcjach historycznych jako uczestnik. Brałem udział w poszukiwaniu szczątków i ekshumacji żołnierzy różnych jednostek wojskowych, w tym Dywizji Hałyczyna i Wehrmachtu. Na późniejsze pogrzeby przychodzili różni ludzie, czasem ubrani w mundury historyczne. Natomiast ja tych mundurów nigdy nie zakładałem.

Obraz
© Szeremeta, arch. prywatne

Jako człowiek stojący na czele ukraińskiej komisji odpowiedzialnej za ekshumacje Szeremeta zajmuje się także badaniem grobów niemieckich żołnierzy z czasów drugiej wojny światowej. Wizę Schengen, którą cofnęły mu polskie władze, otrzymał w konsulacie Niemiec w Kijowie na zaproszenie niemieckiej organizacji zajmującej się opieką nad grobami wojennymi ( Volksbund Deutsche Kriegsgräberfürsorge e.V.).

Zakaz jak dla terrorysty

Z dokumentu wręczonego przez polskiego pogranicznika wynika, że może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego lub stosunków międzynarodowych. Szeremeta mówi, że traktuje to "z humorem i śmiechem". - Zrównanie mojej osoby z terrorystami to teatr absurdu – mówi w rozmowie z WP i dodaje, że zakaz na pewno negatywnie wpłynie na jego działalność zawodową. W grudniu miał wziąć udział w kilku wydarzeniach w Berlinie. - Zakaz wjazdu do Schengen ze strony Polski traktuję jako umotywowany politycznie, czego nie można akceptować w państwie cywilizowanym. Polska nadużywa możliwości, które daje prawo europejskie. Takie działania to atak na wolność słowa i wolność poglądów. To jest próba szantażu ukraińskich historyków, którzy głoszą inne oceny wydarzeń historycznych.

Polska nadużywa możliwości, które daje prawo europejskie. Takie działania to atak na wolność słowa i wolność poglądów.
Swjatosław Szeremeta

Z dokumentów dostarczonych WP przez Swjatosława Szeremetę wynika, że zakaz wjazdu wynika z wpisania do Systemu Informacji Schengen (SIS) oraz rejestru krajowego, do którego głównie trafiają ludzie, którzy weszli w konflikt z prawem w Polsce. Wpisanie na tę drugą listę, na przykład na wniosek policji czy straży granicznej, skutkuje wyłącznie zakazem wjazdu do Polski.

W odróżnieniu od wpisania na listę krajową, co wymaga podania szczegółowych danych osobowych cudzoziemca, dopisanie kogoś do SIS, który ma chronić obywateli UE przed przestępcami, terrorystami i pomaga szukać ludzi zaginionych, wymaga wyłącznie podania imienia i nazwiska. Skutki są bardzo poważne, bo człowiek z czarnej listy nie ma prawa wjazdu do żadnego z państw Strefy Schengen. Mechanizm SIS pozwala wpisać na czarną listę ludzi zgodnie z prawem krajowym, a wniosek, między innymi, składać może MSZ. Administratorem bazy danych jest Urząd do spraw Cudzoziemców (UDSC), który rozpatruje także wnioski na usunięcie z listy.

Obraz
© Szeremeta, arch. prywatne

- Sytuacja jest nietypowa, bowiem cudzoziemiec nie naruszył przepisów Schengen, miał wizę, nie zamieszkiwał na terytorium Polski, nie naruszał przepisów ustawy o cudzoziemcach bądź ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy – tłumaczy WP Ksenia Naranovich, specjalistka do spraw migracji i prawa migracyjnego z Fundacji Rozwoju Oprócz Granic.

Kryzys w relacjach z Ukrainą został zaplanowany

Światosław Szeremeta dowiedział się o zakazie wjazdu w autobusie na przejściu granicznym w Medyce. Funkcjonariusz straży granicznej powiadomił go, że zakaz został wydany na rok i obowiązuje do 29 października 2018 r. Oznacza to, że wpis do SIS został dokonany najpóźniej 30 października, czyli na kilka dni przed publicznym wystąpieniem Waszczykowskiego o utworzeniu "czarnej listy".

Kolejność zdarzeń pokazuje, że szef polskiego MSZ wcześniej przygotował "największy kryzys od czasów Powstania Chmielnickiego", jak obecny stan relacji polsko – ukraińskich nazwał były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Kowal. Część publicystów skłonna była sądzić, że Waszczykowski po prostu "chlapnął coś" w telewizji, a następnie urzędnicy wypełnili jego słowa treścią. Najwyraźniej tak nie było.

Obraz
© youtube / WP

Wizyta Waszczykowskiego we Lwowie 4 i 5 listopada jeszcze bardziej podgrzała atmosferę. Szef polskiej dyplomacji nie ukrywał niezadowolenia z powodu braku decyzji strony ukraińskiej z w sprawie odnowienia kamiennych lwów na cmentarzu Łyczakowskim. Odmówił też wejścia na teren muzeum "Więzienie Łąckiego", gdyż jego dyrektor uważa, iż Polska okupowała Lwów w 1918 roku. Sytuacji nie poprawiło oświadczenie MSZ Ukrainy o tym, że Polacy są najbardziej lubianym narodem na Ukrainie, a Kijów jest gotów kontynuować dialog o bolesnych sprawach historycznych.

Kolejnym etapem kryzysu był artykuł "Dziennika Gazety Prawnej", którego autorzy, powołując się na anonimowe źródło w MSZ, ujawnili, że na "czarnej liście" nalazł się Wołodymyr Wiatrowycz, szef ukraińskiego IPN. Historyk uważany jest w Polsce za zwolennika gloryfikacji Stepana Bandery. Jako zarzut stawia mu się też publikowanie prac historycznych, w których rzeź Polaków na Wołyniu przedstawia w kontekście wojny polsko-ukraińskiej, z perspektywy trudnej do zaakceptowania w Warszawie.

Prezydenci Polski i Ukrainy chcą załagodzić sytuację

W celu rozładowania narastającego konfliktu prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zwrócił się do Andrzeja Dudy z prośbą o spotkanie komitetu konsultacyjnego, działającego przy prezydentach Polski i Ukrainy. Spotkanie odbyło się 17 listopada w Krakowie. Polską stronę reprezentował Krzysztof Szczerski, szef Gabinetu Prezydenta RP, a ukraińską wiceszef Administracji Prezydenta Kostiantyn Jelisiejew.

Wydaje się, że obu stronom zależy na porozumieniu, bo Kijów zgodził się na zniesienie moratorium na ekshumacje, a obie strony postarają się skrócić swoje listy osób objętych zakazem wjazdu. Natomiast, jak twierdzi osoba znająca przebieg rozmów, ani konkretne nazwiska, ani informacja o tym kiedy to listy mają być skrócone nie padła. UDSC udziela odpowiedniej informacji wyłącznie na osobiste zapytanie zainteresowanego.

Nie wiadomo też dokładnie ilu Polaków znajduje się na ukraińskiej "czarnej liście". Zakaz wjazdu mogą otrzymać cudzoziemcy uznani za zwolenników separatystów na wschodzie kraju lub ci kto zdecyduje się z Moskwy polecieć na anektowany przez Rosję Krym, co Kijów interpretuje jako "nielegalne przekroczenie granicy". Natomiast źródła bliskie ukraińskiemu MSZ mówią nawet o kilkunastu Polakach, którzy znaleźli się na tej liście. Na pewno wiemy, że wśród nich jest historyk prof. Czesław Partacz i dziennikarz Tomasz Maciejczuk.

Fakt spotkania w Krakowie i próba rozwiązania problemu przez kancelarie obu prezydentów są dobrą wiadomością, choć zastanawiać się można, w jakim celu w ogóle tak poważny kryzys został wywołany. Wiele już powiedziano na temat strat, które oba państwa ponoszą na skutek pogarszania relacji pomiędzy Warszawą a Kijowem, a zyski z tego rodzaju zawieruch wydają się czerpać wyłącznie pojedynczy politycy obu stronach granicy. Tym dziwiniejsze jest zablokowanie wjazdu Szeremety dzień po spotkaniu, które miało napięcie obniżyć. Ambasador Ukrainy w Warszawie Andrij Deszczyca twierdzi natomiast, że w czasie gdy Szeremeta stawił się na granicy, wcześniejsze ustalenia po prostu "jeszcze nie zaczęły działać".

Autorzy: Olena Babakova i Jarosław Kociszewski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (56)