Hipersoniczny wyścig zbrojeń USA i Chin. Co przyniesie światu?
Wyścig zbrojeń USA i Chin zaczyna nabierać zawrotnej prędkości - i to dosłownie. Kilka tygodni temu armia Państwa Środka, podążając śladem amerykańskich sił zbrojnych, przeprowadziła pierwszy test broni hipersonicznej, czyli pocisku poruszającego się nawet 10 razy szybciej od dźwięku. "Foreign Policy" ostrzega, że pojawienie się tej broni w arsenałach światowych mocarstw może prowadzić do niebezpiecznej eskalacji potencjalnych konfliktów.
Stany Zjednoczone podobną broń testują już od kilku lat w ramach programu Błyskawicznego Globalnego Uderzenia (PGS), mającego umożliwić amerykańskiej armii konwencjonalne uderzenie w dowolne miejsce na świecie w ciągu jednej godziny. Oprócz broni hipersonicznej brane pod uwagę są także pociski kinetyczne odpalane z platform umieszczonych na orbicie okołoziemskiej oraz nowy typ rakiet balistycznych.
10 razy szybciej od dźwięku
Pociski hipersoniczne mają tę przewagę nad ich balistycznymi odpowiednikami, że są o wiele precyzyjniejsze - posiadają system nawigacji i możliwość manewrowania. Zawrotna prędkość, od 5 do 10 Machów (6150-12300 kilometrów na godzinę), powoduje, że broń ta stanowi nie lada wyzwanie dla współczesnych systemów obrony antyrakietowej.
Test chińskiego pocisku, oznaczonego jako WU-14, odbył się 9 stycznia, ale Pekin potwierdził przeprowadzenie próby dopiero tydzień później. Państwo Środka, jak zwykle w takich sytuacjach, oświadczyło, że test miał wyłącznie naukowy charakter i "eksperyment nie jest wymierzony w żadne państwo".
Według anonimowego przedstawiciela Pentagonu, do którego dotarł serwis internetowy "The Washington Free Beacon", WU-14 osiągnął dziesięciokrotną prędkość dźwięku. Później rzecznik Pentagonu potwierdził, że próba chińskiego pocisku rzeczywiście miała miejsce, ale nie chciał wdawać się w szczegóły. Przyznał jedynie, że aktywność wojskowa innych państw jest "rutynowo monitorowana" i armia USA jest świadoma tego, że taki test miał miejsce.
Szkopuł w tym, że o ile amerykańskie pociski hipersoniczne będą przeznaczone wyłącznie do przenoszenia głowic konwencjonalnych, o tyle nie ma pewności co do chińskich zamiarów - czy nie będą chcieli, aby ich pociski mogły przenosić również ładunki nuklearne. A nie jest to jedyny problem związany z pojawieniem się nowej broni.
Zagrożenie dla całego świata
Nie jest tajemnicą, że nad swoją wersją broni hipersonicznej pracują również Rosja i Indie. "Foreign Policy" ostrzega, że pojawienie się jej w arsenałach światowych mocarstw może prowadzić do niebezpiecznej eskalacji potencjalnych konfliktów. Jednym z rozważanych zagrożeń jest sytuacja, gdy konwencjonalny pocisk hipersoniczny wystrzelony przez Amerykanów, zostanie przez Chińczyków wzięty za rakietę z głowicą nuklearną, pociągając za sobą chińską odpowiedź. Nie trzeba chyba dodawać, jakie miałoby to konsekwencje dla świata. Podobnych negatywnych scenariuszy jest więcej. "Pociski hipersoniczne mogą umożliwić USA uderzenie w ośrodki chińskiego systemu dowodzenia i kontroli, które są zbyt głęboko pod ziemią, aby mogła im zagrozić inna nienuklearna broń. Chiny używają tego samego systemu dowodzenia i kontroli zarówno dla pocisków konwencjonalnych, jak i nuklearnych. Amerykański atak na ten system, którego celem miałoby być unieszkodliwienie pocisków konwencjonalnych, mógłby zostać błędnie zinterpretowany przez
Pekin jako uderzenie w jego potencjał nuklearny. To mogłoby się skończyć błyskawiczną, niekontrolowaną eskalacją (konfliktu)" - pisze "Foreign Policy".
Magazyn podkreśla, że choć broń hipersoniczna jest dopiero w fazie prób i minie jeszcze dużo czasu, zanim wejdzie do służby (Amerykanie planują to zrobić po 2025 roku - i to w wariancie optymistycznym), już samo jej widmo wpływa na strategię nuklearną Chin i Rosji. W Państwie Środka toczy się zakulisowa debata, czy w obliczu nowego zagrożenia Pekin nie powinien porzucić wieloletniej polityki nieużywania broni nuklearnej jako pierwszy.
Z kolei Rosjanie odmawiają dalszych negocjacji w kwestii redukcji arsenałów jądrowych, obawiając się, że może to doprowadzić do sytuacji, że ich siły nuklearne będą bardziej narażone na konwencjonalny atak ze strony USA. Wręcz przeciwnie, Moskwa zapowiedziała, że w najbliższych latach będzie rozwijać swój potencjał jądrowy - wskazuje "Foreign Policy".
Rosnąca potęga Chin
W czasie, gdy Stany Zjednoczone, w obliczu gwałtownie narastającego długu publicznego, tną wydatki na obronność, chiński budżet wojskowy od dwóch dekad rośnie w dwucyfrowym tempie. Według IHS Jane's, firmy konsultingowo-analitycznej działająca w branży wojskowej, za 10 lat Pekin będzie przeznaczać na armię więcej niż wszystkie państwa Europy Zachodniej razem wzięte.
Amerykański ekspert od chińskiej wojskowości Rick Fisher podkreślił na łamach "Washington Times", iż nie wierzy, aby zaostrzającą się militarną rywalizację USA z Chinami dało się utrzymać w ryzach poprzez dwustronne negocjacje, tak jak chcieliby tego zwolennicy kontroli zbrojeń.
- Nie mam nic przeciwko temu, ale lekcje z najnowszej historii są jednoznaczne: paranoiczna komunistyczna dyktatura będzie szukała jak największej siły, by utrzymać swoją pozycję, niezależnie od tego, jak przyjacielsko będziesz ją traktować - powiedział.
Według Fishera Chiny rozwijają swoją broń hipersoniczną i inne odpowiedniki amerykańskiego programu Błyskawicznego Globalnego Uderzenia, aby podważyć wojskową dominację USA i "nie są w nastroju, by negocjować czy angażować się w kontrolę zbrojeń". Zdaniem eksperta, aby móc stawić czoła Pekinowi w następnej dekadzie i później, Stany Zjednoczone powinny skoncentrować się na budowaniu przewagi militarnej w wybranych dziedzinach.
Źródło:* "Foreign Policy", "Washington Times", WP.PL*