Hermaszewski: działania Jaruzelskiego to łobuzerstwo
WRON nie miała żadnej podstawy prawnej. Żaden z jej członków nie podpisywał deklaracji członkowskiej. W rzeczywistości nie wydała też nigdy żadnego dokumentu – mówi „Gazecie Polskiej” kosmonauta generał Mirosław Hermaszewski, były członek WRON. Jak twierdzi, o swoim członkostwie w radzie dowiedział się z telewizji. – To łobuzerstwo – tak z kolei Hermaszewski ocenia zabieganie generała Jaruzelskiego o interwencję zbrojną ZSRR.
Stan wojenny zastał Hermaszewskiego w Moskwie, w Akademii Sztabu Generalnego. Jak mówi „GP”, otrzymał wówczas polecenie natychmiastowego stawienia się w kraju, bez wyjaśnienia celu wezwania. O tym, że właśnie wprowadzono stan wojenny, dowiedział się 13 grudnia po przylocie do Polski.
Opowiada, że tego samego dnia w jeszcze większe osłupienie wprawiła go informacja, którą usłyszał w Dzienniku Telewizyjnym, o powołaniu Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, a on jest w jej składzie. – Pierwsze posiedzenie Rady odbyło się dopiero 14 grudnia – twierdzi z przekonaniem Hermaszewski. Przeczy to informacjom podawanym wówczas przez władze PRL, iż ten fakt miał miejsce już 13 grudnia. Zaskoczenia Hermaszewskiego wpisaniem go bez jego wiedzy i zgody na listę członków WRON nie zmniejszyła rozmowa, którą odbył tuż przed pierwszym posiedzeniem u szefa sztabu gen. Floriana Siwickiego
– Mówił o tym, że znalazłem się na liście, bo jest taka potrzeba. Jest stan wojenny, szkoły są zamknięte, a młodzież jest wyrwana z toku zajęć. Mówił, że trzeba pomyśleć o zorganizowaniu jej czasu – streszcza spotkanie w rozmowie z „Gazetą Polską” Hermaszewski.
To, co mówi Mirosław Hermaszewski, potwierdzają ustalenia historyków, że WRON nie miała żadnego umocowania prawnego. – Nie ma ani jednego dokumentu, który powoływałby radę – wskazuje generał. – Nikt z jej członków nie podpisywał, że wstępuje do rady – wyjaśnia. Jego zdaniem, fasadowość tego ciała była widoczna już od pierwszego posiedzenia. – Nikt nie zabierał głosu, wysłuchano jedynie informacji o sytuacji w kraju – powiedział nam Hermaszewski. Dodał, że w ramach działania rady nic z nim nie konsultowano. Nic też mu nie wyjaśniano, nie udostępniano żadnych dokumentów. Tyle tylko że pojawiał się na posiedzeniach, jak inni ze składu rady.
Hermaszewski opowiada, że bardzo przeżył 16 grudnia – strzały i śmierć strajkujących w Kopalni „Wujek”. Jak mówi, był to dla niego moment zwrotny w myśleniu o sytuacji w kraju. Wspomina też o ofiarach niewiele późniejszego, ale nieznanego zdarzenia – śmierci żołnierzy transportera, który cofając się na nabrzeżu w Gdyni, wpadł do wody. Cała załoga pojazdu utonęła.
– Hermaszewski to nie jedyna osoba, która dowiedziała się o wpisaniu go w skład Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego 13 grudnia rano – mówi „Gazecie Polskiej” historyk IPN Grzegorz Majchrzak. – Już to pokazuje, jakie są podstawy prawne stanu wojennego; podobnie dekret wprowadzający stan wojenny i pozostałe prawodawstwo stanu wojennego, które po „uchwaleniu” przez Radę Państwa podlegało jeszcze później „modyfikacjom”.
WRON była ciałem czysto dekoracyjnym, takim jak propagandowe spotkania z „przedstawicielkami” kobiet polskich. Ośrodek władzy był gdzie indziej. Stanowił go dyrektoriat – generał Jaruzelski wraz z najbliższym otoczeniem – stwierdził Majchrzak. „W dziejach PRL nigdy tak dużo tak ważnych stanowisk nie było skoncentrowanych w rękach jednego człowieka” – tak stan ten ocenił prof. Andrzej Paczkowski w swojej książce „Wojna polsko-jaruzelska”. „Jaruzelski skupił więcej władzy niż Bierut po 1948 r. czy Gomułka po 1856 r. […]” – zapisał autor. – Jednak mówiąc o fikcyjności WRON, nie należy zapominać o realnej władzy, jaką posiadali ci jej członkowie, którzy jednocześnie zasiadali w Komitecie Obrony Kraju – zaznacza w rozmowie z „GP” Jan Żaryn, prof. Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. – Sama WRON była oczywiście powołana z powodów propagandowo-sytuacyjnych. W dekrecie o stanie wojennym znalazła się jako nowe ciało, które miało trzymać w garści społeczeństwo w okresie stanu wojennego. Jednak faktycznie
ówczesną politykę określał gen. Jaruzelski jako dowódca junty, a równocześnie I sekretarz KC PZPR i premier rządu, a także gen. Czesław Kiszczak jako szef MSW, gen. Florian Siwicki jako szef MON, wiceminister Tadeusz Tuczapski czy wreszcie szef kancelarii Jaruzelskiego, gen. dyw. Michał Janiszewski. W tym sensie Hermaszewski mógł być listkiem figowym, który był potrzebny z powodów propagandowych, bo dobrze się kojarzył, i uosabiał w tamtych czasach osiągnięcie socjalistycznej ojczyzny.
Maciej Marosz