ŚwiatHerbata za najwyższą cenę. W Indiach, w stanie Assam, kobiety w ciąży niejednokrotnie pracują na plantacjach aż do rozwiązania. Przy porodzie umierają prawie dwa razy częściej niż ich rodaczki

Herbata za najwyższą cenę. W Indiach, w stanie Assam, kobiety w ciąży niejednokrotnie pracują na plantacjach aż do rozwiązania. Przy porodzie umierają prawie dwa razy częściej niż ich rodaczki

• Ciężarne kobiety w Assamie umierają prawie dwa razy częściej niż w reszcie kraju

• Większość pracuje w herbacianych ogrodach za głodowe stawki

• Tymczasowo zatrudnione muszą natychmiast wracać do pracy po porodzie

• Bieda i brak opieki medycznej przyczyniają się do porodowych komplikacji

• W ogrodach pracują potomkowie ludności przesiedlonej przez Anglików w XIX wieku

• Herbata z Assamu wchodzi w skład słynnych angielskich mieszanek. Jej liście można znaleźć we wszystkich najpopularniejszych produktach

Herbata za najwyższą cenę. W Indiach, w stanie Assam, kobiety w ciąży niejednokrotnie pracują na plantacjach aż do rozwiązania. Przy porodzie umierają prawie dwa razy częściej niż ich rodaczki
Źródło zdjęć: © AFP | Biju Boro
Adam Parfieniuk

02.08.2016 | aktual.: 03.08.2016 11:44

M. pracowała na plantacji Sapoi. Miała szczęście, była zatrudniona na stałe, przysługiwał jej urlop macierzyński. Rodzić zaczęła we własnym domu w środku nocy. Jej rodzina postanowiła wezwać karetkę pogotowia ze szpitala przy plantacji. Ta długo nie nadjeżdżała. Po czterech godzinach udało się znaleźć kierowcę, obudzić go i wezwać do domu o czwartej nad ranem. M. była wożona od szpitala do szpitala. Zaliczyła cztery placówki, nie było w nich lekarzy. Kierowca zawiózł ją nawet do prywatnego szpitala. Nic z tego. M. zmarła w drodze do placówki medycznej przy uniwersytecie, oddalonym o ok. 150 km od jej miejsca zamieszkania.

To tylko jedna z wielu historii, zebranych w raporcie projektu charytatywnego End Maternal Mortality Now, który próbuje walczyć ze plagą zgonów wśród ciężarnych kobiet w indyjskiej prowincji Assam.

Śmierć w liczbach

Choć Indie borykają się z wysokim współczynnikiem śmiertelności wśród kobiet w ciąży, to jeden stan wyraźnie wybija się ponad średnią. Assam, w którym wytwarzana jest 1/6 globalnej produkcji herbaty, to szczególnie niebezpieczne miejsce dla ciężarnych.

Narodowa ankieta zdrowotna z 2006 roku (ostatnia, jaką przeprowadzono) wykazała, że aż 70 proc. kobiet w tym stanie choruje na anemię. Większość z nich znajduje zatrudnienie na plantacjach herbaty, gdzie powszechne są trzy rzeczy: praca ponad siły, niedobór żywności i niskie płace - w 2014 roku na niektórych polach za zebranie ok. 20 kg liści płacono dziennie równowartość zaledwie 1,5 dol.

By przeżyć kobiety są zmuszone do pracy przy zbiorach nawet w zaawansowanej ciąży, co przy chronicznym niedożywieniu i anemii bezpośrednio zagraża nie tylko płodom, ale i matkom. Skalę problemu najlepiej pokazują poniższe liczby. Szacuje się, że na świecie w 2013 roku w połogu zmarło ok. 289 tys. kobiet. Według Światowej Organizacji Zdrowia, tylko w Indiach było ich wówczas aż 50 tys. Assam wyraźnie zawyża statystykę, bo z danych indyjskiego ministerstwa zdrowia wynika, że współczynnik umieralności ciężarnych kobiet w tym regionie jest prawie dwa razy wyższy od średniej krajowej (328 do 178 zgonów na 100 tys. porodów).

Tajemnicą poliszynela jest, że najwięcej kobiet w stanie Assam ginie w rejonach bezpośredniego sąsiedztwa herbacianych ogrodów, szacunki mówią nawet o 70-80 proc. - Wkrótce wyjdę ze szpitala i będę musiała wrócić na pole. Pracowałam do chwili aż trafiłam do tutaj i będę musiała wrócić do pracy w chwili, gdy już urodzę - mówiła w rozmowie ze stacją Al-Dżazira 28-letnia Angela Dungdin, która trafiła do przepełnionego, obskurnego szpitala w siódmym miesiącu ciąży. Kobieta i tak może mówić o szczęściu, bo zdążyła dotrzeć do placówki, zanim życie dziecka i jej samej nie zostało zagrożone w wyniku krwotoku wewnętrznego po przedwczesnym odklejeniu łożyska. Wiele kobiet nie ma takiego szczęścia, że szczególnie, że w stanie brakuje ok. 31 tys. lekarzy.

Malownicze ogrody tylko na zdjęciach

Wszyscy znamy z reklam herbaty sielskie obrazki ogrodów, w których kobiety z gracją obrywają listki do przyszłego naparu. - Każdy herbaciany menedżer będzie udawał, że warunki w jego ogrodach są jak w Szwajcarii - podsumowuje w rozmowie z Al-Dżazirą dr Tulika Mahanta, która od ponad 20 lat zajmuje się badaniami ciężarnych kobiet i otwarcie mówi o rzeczywistej sytuacji na plantacjach.

Obraz
© (fot. Akarsh Simha)

A rzeczywistość mocno odbiega od wyidealizowanych kreacji. Pracownicy plantacji często mieszkają wiele kilometrów od pól w prowizorycznych, odizolowanych, ale równocześnie zagęszczonych osiedlach. Kiepskie warunki sanitarne, przeciekające domy, brak bieżącej wody - z jednej strony, częsty brak szkół, opieki medycznej czy sklepów z żywnością - z drugiej - sprawiają, że wytwarza się swego rodzaju błędne koło. Powstają kolonie zubożałych, chronicznie niedożywionych analfabetów, których jedynym przeznaczeniem jest praca w ogrodach.

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Assamie jest prawie 800 zarejestrowanych plantacji, możemy wyobrazić sobie skalę problemu. Opłakane warunki mieszkaniowe oraz brak podstawowej wiedzy w oczywisty sposób rzutują także na kobiety w ciąży. Często nie zdają one sobie sprawy choćby z tego, jak ważne w ciąży jest zachowanie podstawowych zasad higieny czy niepalenie tytoniu.

Herbaciane plemię

Większość herbaty z Assamu trafia dziś na rynek wewnętrzny. Jednak tutejszy susz jest także istotnym składnikiem popularnej angielskiej śniadaniowej mieszanki (English breakfast blend), wytwarzanej od ponad 180 lat. Listki z Assamu znajdziemy w najpopularniejszych herbatach - Lipton, Tetley czy Twinings.

Na niewielkie herbaciane uprawy w stanie Assam przypadkowo trafił w 1823 roku Robert Bruce z Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Ziemia i klimat okazały się na tyle odpowiednie, że Brytyjczycy natychmiast zabrali się za rozwój produkcji. Kilkanaście lat później do Londynu zaczęły docierać pierwsze dostawy suszu, który z miejsca stał się wyjątkowo ceniony wśród smakoszów naparów, przez co oczywiście osiągał wysokie ceny.

Szybko pojawił się jednak poważny problem: w Assamie brakowało rąk do pracy. Jednak to nie powstrzymało przedsiębiorczych Brytyjczyków. Już w 1841 roku do ogrodów sprowadzono pierwsze plemienne brygady. Rekruterzy kusili zubożałą ludność wiejską ze wschodnich i środkowych Indii, a plantatorzy wiązali nowych pracowników nie tylko bezwzględną dyscypliną, ale i wieloletnimi kontraktami. Tak rozpoczęła się niedola herbacianych plemion.

"W 1886 r. najwyższa śmiertelność w którymkolwiek z ogrodów wyniosła 270 na 1000 pracowników. W roku następnym nawet ta tragiczna liczba została dalece przekroczona, bo w jednym z ogrodów prawdopodobieństwo życia i śmierci niemal się zrównało i wyniosło 465,9 na 1000 pracowników" - tak sytuację w Assamie referował przed Izbą Gmin w 1890 r. parlamentarzysta Samuel Smith.

Obraz
© Ważenie zbiorów pod dniu pracy na plantacji herbaty, 1907 r. (fot. Elliot, George Francis Scott)

Alarmistyczne tony w ojczyźnie nie zahamowały ambicji kolonialnych latyfundystów, którzy cały czas powiększali areał, sprowadzając coraz większe rzesze ludności. Na koniec wieku w Assamie było już 700 tys. przybyszów, ponad 12 proc. populacji całego stanu. Z tej niejednorodnej plemiennej armii wyłonili się Adiwasi, tak zbiorczo jest dziś nazywane herbaciane plemię.

Korporacja zamiast kolonii

Choć dawna brytyjska kolonialna eksploatacja jest już dziś tylko wspomnieniem, została ona zastąpiona przez wyzysk korporacyjny, który korzysta z dawnych owoców. Po kolonialnej relokacji przesiedleńcy stali się ludnością drugiej kategorii, odseparowaną od mieszkańców Assamu, przez co skazaną na pracę w ogrodach. Dziś z tych ludzkich zasobów korzystają prywatne firmy.

Szacuje się, że około sześć milionów członków plemienia Adiwasi wciąż jest dotknięta postkolonialną segregacją, będąc na łasce właścicieli plantacji. Często są to ludzie bez żadnych dokumentów, zatrudnieni na czarno za nawet dwa razy mniejszą stawkę niż prawnie usankcjonowane minimum krajowe. Tzw. faltu (bezużyteczni) są najmowani na dorywcze dniówki, nie mają żadnej gwarancji ciągłości zatrudnienia i żadnych żadnych przywilejów. Według serwisu Quartz, tymczasowi pracownicy w niektórych okresach stanowią większość wszystkich zatrudnionych w ogrodach, przy czym tylko stała umowa gwarantuje trzy miesiące urlopu macierzyńskiego.

Bez wyjścia

Problemu złych warunków pracy w herbacianych ogrodach od lat nie jest w stanie rozwiązać rząd. Chociaż prawo, regulujące warunki zatrudnienia na plantacjach uchwalono już 1951 roku, w kraju istnieje odwieczny problem z jego egzekwowaniem. Władze stanowe nie mają odpowiedniej liczby inspektorów, którzy powinni stale pilnować przestrzegania prawa w 792 ogrodach (w niektórych przypadkach mowa o latyfundiach rzędu 1 tys. hektarów). Sytuacji nie poprawia także ACMS, największy związek zawodowy branży herbacianej, którego kierownictwo bardziej niż dbaniem o prawa pracownicze, interesuje się robieniem interesów i uprawianiem polityki, przy wykorzystaniu wielomilionowej rzeszy wyborców.

W tym korporacyjno-polityczno-związkowym węźle tkwią miliony pracowników i setki tysięcy kobiet w ciąży. Codziennie płacą wysoką cenę za herbatę, która trafia na stoły na całym świecie.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
indieherbatakobieta w ciąży
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (144)